XII

226 32 1
                                    

Kto jutro idzie na wojnę?

To powodzenia 😁








Londyn, kwiecień 1613

– Znudziło ci się już polowanie na czarownice? – zapytał Howard, dosiadając się do szatyna. Byli w gospodzie, było późno i każdy z ich trupy był już wystarczająco pijany, żeby nie zwracać na nich uwagi, a on był ciekawy. Chciał wiedzieć, dlaczego jego prześladowca nagle znalazł się tutaj, zamiast jak zwykle ganiać go i inne osobliwości po świecie.

Louis spojrzał na niego znad swojego kufla. Ile by dał, żeby się go pozbyć, a teraz jak na złość musiał spędzać z nim czas. Wampir wiedział, że nic mu nie zrobi, więc był jeszcze bardziej irytujący. Nawet teraz, kiedy po prostu usiadł na wprost i wpatrywał się w niego uważnie, jakby liczył, że on wda się z nim w rozmowę.

– Odpoczywam – odpowiedział krótko, chcąc jak najszybciej się go pozbyć.

– Więc tylko chwilowo na nikogo nie polujesz? Powiedz mi, przecież tak naprawdę nie robimy nic złego, dlaczego nas ścigacie?

Szatyn od razu poczuł, jak złość zalewa całe jego ciało.

– Nie robicie nic złego? – zapytał. – Mordujecie ludzi, a jeśli jakimś cudem wam się to nie uda, to zatruwacie im życie tak jak mi. Pamiętasz?

Howard skrzywił się lekko, ale Louis nie zwrócił na to uwagi, ciągnąc dalej.

– Pamiętasz ten dzień, kiedy chciałeś mnie zabić, żeby pożywić się moją krwią, ale pojawiła się moja matka i przeszkodziła ci w tym? Pamiętasz to? Bo ja bardzo dobrze. Zrobiłeś ze mnie istotę podobną tobie, przeklętą. Wolałbym, żebyś mnie wtedy zabił.

Przez chwilę Howard patrzył na szatyna uważnie, czując coś dziwnego. To była jedyna osoba, którą nieumyślnie przemienił, ale teraz już nic nie mógł na to poradzić, myślał jednak, a raczej łudził się przez ten cały czas, że może ten ściga go z trochę innych powodów niż osobista zemsta, ale teraz już widział wyraźnie, że to przez niego Louis mścił się na wszystkich istotach jego pokroju. Myślał, że może nieśmiertelność trochę bardziej mu się podobała, jednak mylił się.

– Więc tylko przeze mnie nas nienawidzisz? – dopytał, obserwując uważnie, jak palce szatyna aż bieleją zaciśnięte na kuflu. Pamiętał ten dzień i pamiętał, jak Louis próbował z nim wtedy walczyć, to przez to ich krew się zmieszała. 

– Tylko przez ciebie – potwierdził, przez co Howard skrzywił się.

– Nie jesteśmy tacy, nie wszyscy – powiedział. – Czemu nie dostrzegasz tego, że to dzięki nam świat się rozwija? Te wszystkie cywilizacje... A wiedźmy, one też nie raz pomogły ludziom, znają się na ziołach i potrafią czynić cuda.

Szatyn prychnął od razu.

– Brednie – odpowiedział. – Mordujecie i odprawiacie tylko te swoje przeklęte rytuały.

Wampir znowu skrzywił się lekko i pokręcił głową.

– Skoro tak chcesz to widzieć – powiedział.

Czuł, że nie ma żadnego sensu próbować przetłumaczyć czegokolwiek temu Łowcy, był zbyt zaślepiony zemstą, a przecież czasy się zmieniały, on też był już zupełnie inny niż jeszcze jakiś czas temu. Zresztą nie tylko on, znał wielu wampirów mieszkających wśród ludzi i wydawało mu się, że jakoś udawało im się razem egzystować. Chciał porozmawiać z szatynem, wytłumaczyć mu to, jednak wyglądało na to, że daremnie poświęcił na to swój czas, on i jego organizacja mieli na ten temat swoje zdanie i nie zamierzali go zmieniać, nawet nie zamierzali go wysłuchać. Miał tylko jedno wyjście, powinien zniknąć, zanim Louis ponownie spróbuje wbić mu swój srebrny sztylet w plecy. Na razie nie chciał wzbudzać podejrzeń, ale kwestią czasu było, że osaczy go w jakimś ciemnym kącie, byli teraz zbyt blisko siebie.

Wstał od stołu i od razu ruszył w stronę wyjścia z gospody. Nikt pewnie nie zauważy, że już poszedł, a gdyby jutro ktoś zapytał, uda, że był zmęczony.

– Ile ty masz właściwie lat? – zapytał za nim Louis i wampir przez chwilę zatrzymał się i spojrzał na niego, po czym pokręcił w niedowierzaniu głową. Nie było sensu odpowiadać na to pytanie, więc po prostu postanowił opuścić to miejsce. To miejsce, Louisa, Londyn. Już niedługo.

You're the hunter and I'm your preyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz