Już miałam nerwy, bo coś jest nie tak z dodawaniem rozdziałów. Mam nadzieję, że jest?
Louis siedział nad jeziorkiem aż do wieczora, do zachodu słońca i chętnie posiedziałby tam jeszcze trochę, gdyby nie posapywanie wampira obok. Wzdychał ciężko co chwilę, ewidentnie dając mu do zrozumienia, że powinni już wracać i Louis w końcu nie wytrzymał.
– No dalej, wstawaj – oznajmił. – Nie mogę cię już słuchać.
– Przecież nic nie mówię – odpowiedział Harry, a szatyn posłał mu pełne politowania spojrzenie.
– Wzdychasz tak, że słyszą cię tutaj wszystkie niedźwiedzie – powiedział, a Harry zaśmiał się cicho. Aż tak oficjalny nie był. A może i był?
Louis sam się uśmiechnął, nie wiedząc czemu, ale zaraz wstał z kamienia, na którym przesiedział praktycznie cały dzień, po czym ruszył do chatki, a Harry podreptał za nim. Szli w milczeniu, jednak Louis w końcu się odezwał. Ciekawiło go coś.
– Wiesz, Harry, zastanawia mnie, dlaczego w ogóle pomyślałeś, że mógłbyś należeć do Zakonu?
Wampir uśmiechnął się lekko, słysząc swoje imię. Louis rzadko to robił, rzadko je wymawiał, a on naprawdę lubił je słyszeć z jego ust, brzmiało wtedy jakoś lepiej. Nie, żeby go nie lubił, w końcu sam je sobie wybrał, ale wszystko wypowiadane przez szatyna brzmiało dla niego lepiej. Wiedział dlaczego i zastanawiało go tylko, kiedy szatyn się tego domyśli. A może samo mu przejdzie, bo Louis okaże się gorszy niż wyobrażał to sobie przez lata?
– Bo ty tam jesteś – odpowiedział. – Znaczy chodzi mi o to, że jesteś tam, a też jesteś inny.
Louis zaśmiał się od razu.
– I uważasz, że to jest właśnie powód, dla którego by cię tam przyjęli?
Wampir pokiwał głową.
– A dlaczego by nie? Chciałbym wam pomagać.
– Wiesz, to wcale nie tak, że przez lata ścigaliśmy właśnie takich jak ty. To nielogiczne, żeby wampir uganiał się za wampirami.
– Jesteś pół wampirem – przypomniał mu od razu Harry, a Louis skrzywił się lekko. Nie lubił, kiedy mu o tym przypominano.
– Ja miałem powód – odpowiedział i tym razem to Harry się skrzywił.
– Wiesz, czasem się zastanawiam, czy kiedyś mi to wybaczysz. Nie chcę się tłumaczyć, ale to naprawdę był instynkt. Nie czułeś tego nigdy, prawda? Nigdy nie miałeś tak, że musiałeś wbić kły w czyjąś szyję i zaspokoić głód. A wiesz, ty pachniesz całkiem apetycznie.
Louis w tym momencie parsknął śmiechem, niedowierzając w to, co właśnie usłyszał.
– Słucham? – zapytał. – To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem i dobrze, że przyszedłeś na ten swój wegetarianizm… Od ludzi – dodał, precyzując, co miał na myśli. – Do każdej ofiary podchodziłeś z tym tekstem? Słuchaj, smacznie pachniesz.
Harry zaśmiał się, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak idiotycznie to zabrzmiało, po tym pokręcił głową.
– Właściwie jesteś pierwszę osobą, której powiedziałem, że smacznie pachnie.
Tomlinson znowu się zaśmiał.
– Co za zaszczyt – odpowiedział z lekką ironią w głosie. – Może będę musiał to kiedyś wypróbować?
– Ja bym na to poleciał – stwierdził Harry, zanim w ogóle zastanowił się, co mówi. Dobrze, że nie był śmiertelnikiem, bo inaczej zarumieniłby się wściekle. – Ale myślę, że żaden śmiertelnik na to nie poleci – dodał.
![](https://img.wattpad.com/cover/301152990-288-k400595.jpg)
CZYTASZ
You're the hunter and I'm your prey
FanficLouis od lat tuła się po świecie, od kiedy znienawidzony przez niego wampir sprawił, że stał się nieśmiertelny. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie przysiągł zemścić się na tej istocie i w końcu jej dopaść. Harold, Howard, Henry, czy jakie imię teraz...