IV

283 30 5
                                    

Dzień dobry 🙃


Kawala, czerwiec 1243

Louis przyklęknął na ciepłym piasku. Właściwie lubił Grecję i jej ciepły klimat, jednak teraz nie był tutaj, żeby odpocząć. Przejechał palcem po wyraźnie widocznym śladzie. Tropił od lat, więc potrafił wyczytać z niego dużo więcej niż przeciętny człowiek. 

Swoje długie włosy splątał w kok, chętnie zatrzymałby się gdzieś, żeby chociaż się umyć, ale od wielu dni podążał za wampirem i nie miał teraz na to czasu, musiał wreszcie go dopaść. Przez chwilę myślał, że go zgubił, jednak ten wyraźny ślad odbity w miękkim piasku, mówił mu teraz, że wcale tak nie było, że podążał w dobrym kierunku. Wampir najwyraźniej kierował się do Kawali, a on zamierzał mu w tym towarzyszyć. Widział już miasto ze wzgórza, leżało niedaleko, więc do zachodu powinien się tam dostać. Słońce chyliło się już powoli i może to i lepiej, bo w nocy wampir najpewniej wyjdzie zapolować. Nie miał pojęcia, dlaczego akurat ten był w stanie podróżować za dnia, najczęściej w cieniu, Czasami zastanawiał się, czy może nie jest taki jak on, nie jest pół człowiekiem, przecież on też mógł bez problemu poruszać się w świetle słońca. Tyle lat w zakonie, a nadal nie udało im się odgadnąć wielu zagadek. Wampiry, wilkołaki, wiedźmy, czy inne tego typu stworzenia nadal czymś ich zaskakiwały. 

Ruszył w stronę miasta, licząc, że tam przy okazji odpocznie, zje porządny posiłek i zmieni ubranie. Podejrzewał, że śmierdział już tak, że wampir bez żadnych wysiłków wyczuwał jego obecność za plecami. Powiedziałby, że mógłby tam skorzystać również z innych uciech, ale nie. Louis miał tajemnicę, której o dziwo od wieków nikt jeszcze nie poznał. Oczywiście jak każdy mężczyzna miał pewne potrzeby, ale nie korzystał wtedy z kobiecych usług. Gdyby ktoś w zakonie się dowiedział, pewnie wtrącono by go do lochu, bo przecież i tak nikt nie był w stanie skrócić go o głowę. 

Tak jak się spodziewał, zszedł do miasteczka o zachodzie słońca i zajrzał do najbliższej gospody. Na szczęście ludzie w nich pracujący byli najczęściej przyzwyczajeni do, jak on, śmierdzących wędrowców. Wygrzebał z sakwy kilka monet, prosząc o nocleg i spory dzban z wodą, dodając, że potem przyjdzie coś zjeść. Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie, po czym skinął głową i zaprowadził go do jakiegoś pomieszczenia, otwierając mu drzwi i zapraszająco machając ręką. Louis nie szczędził pieniędzy, miał ich pod dostatkiem i zawsze wolał dorzucić trochę więcej, żeby mieć święty spokój. Podziękował gospodarzowi i wszedł do niewielkiej izby, a zaraz po tym jakiś młody chłopaczek przyniósł mu wodę. Kiedy został sam, ściągnął z siebie śmierdzące ubrania i obmył całe ciało. Miał ze sobą niewielki tobołek, w którym miał trochę czystsze rzeczy, więc przebrał się w nie, po czym wrócił do głównej izby, uprzednio mocząc w wodzie tamte ubrania, żeby przeprać je trochę. 

Usiadł przy jednym z drewnianych stołów, tym, który był jeszcze wolny. Oczywiście nawet na chwilę nie rozstawał się z mieczem i resztą broni. Gospodarz zauważył jego przyjście, bo praktycznie od razu zjawił się obok niego z miską i kuflem piwa. Nie miał zamiaru gardzić niczym, bo był już naprawdę głodny. Powinien zatrzymać się gdzieś wcześniej. 

Zjadł szybko, po czym pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, opróżniając kufel i rozglądając się uważnie po gospodzie. Przez chwilę nie dotarło do niego, że wpatrywał się znajome oczy, które również wpatrywały się w niego. Postać, mimo że zakapturzona, to dobrze wiedział z kim ma do czynienia. Siedzący po drugiej stronie gospody wampir odwrócił wzrok, a dłoń Louisa odruchowo powędrowała do srebrnego sztyletu. Wampir jakby to wyczuł, bo wstał od razu i ruszył do wyjścia, ale Louis nie miał zamiaru dać mu uciec, kiedy był już tak blisko. Podniósł się szybko i ruszył za nim, przepychając się przez zgromadzony tutaj tłum, który narastał z każdą minutą. Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się, wampir stał kilka metrów dalej w rozwidleniu i wąskiej uliczki, patrząc na niego i jakby czekając na jego ruch. Szatyn zareagował od razu, wyciągnął sztylet i rzucił w niego, a ostrze wbiło się kaptur podróżnego płaszcza wampira, prawdopodobnie zostawiając krwawy ślad na jego szyi albo chybiąc o cal, ale na szczęście przyszpilając wampira do drzwi znajdującego się za nim domu. Louis uśmiechnął się, ta sekunda zaskoczenia dawała mu przewagę. Ruszył w kierunku wampira, słysząc jego wyraźny syk, kiedy dotknął srebrnego ostrza, jednak zanim zdążył wbić mu kolejny sztylet w serce, wampir, pomimo bólu, zdołał się uwolnić i wskoczyć na dach, tym razem jednak Louis nie miał zamiaru dać mu uciec. Był zbyt blisko. 

You're the hunter and I'm your preyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz