×1×

935 64 16
                                    

Wakacje zazwyczaj kojarzą się z ciepłymi dniami, mile spędzonym czasem, odpoczynkiem, odstresowaniem.

Cóż. Ja mam nieco gorsze spostrzeganie tych kilkudziesięciu dni.

Jak resztę jeszcze przeżyję, to te dwa tygodnie, w których przyjeżdża mój dawca spermy, bo ojcem w życiu go nie nazwę, to zawsze najgorsze dwa tygodnie w roku.

Do piątego roku życia był jak normalny ojciec, ale wszystko się zmieniło w ten nieszczęsny dzień w którym odkryto, że jestem omegą.

Myślał, że przez to jestem bezużyteczny i chociaż nigdy tak nie powiedział przy mamie, to zawsze gdy byliśmy sami uświadamiał mi, jaki wstyd mu przez to przynoszę.

Od kilku lat nienawidzę go z krwi i kości.

Przez niego nienawidzę tego, jaki się urodziłem.

Tego, że urodziłem się pieprzoną omegą.

Omega - czyli worek na spermę, dziwka, długo by wymieniać.

Tak się składa, że ten mężczyzna jutro znowu przyjeżdża. Co gorsza ze swoimi kolegami.

Siedziałem na łóżku z podkulonymi nogami do klatki piersiowej zastanawiając się, jak najskuteczniej uniknąć jakiejkolwiek interakcji, która nie będzie nieunikniona.

Cholernie się bałem tego, co będzie jutro.

~•=°=•~

– Paniczu, za piętnaście minut ma panicz zejść do jadalni, proszę wstawać – odezwała się służąca

– Jasne, już wstaję – odpowiedziałem

Podniosłem się z łóżka ze świadomością, że on już tu jest, że oni już tu są. Jakieś piętro niżej ode mnie.

Jak najwolniej mogłem ubrałem się w zwykłą lnianą koszulę oraz brązowe spodnie. Próbowałem doprowadzić moją twarz do ładu po nieprzespanej nocy, co nie bardzo mi się udało.

Trzymając za klamkę drzwi od mojego pokoju, próbowałem przygotować się do tego co tam zajdzie. Po kilku chwilach westchnąłem i pociągnąłem za nią.

Nie minęła nawet sekunda a ja już byłem dosłownie przed jadalnią. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do niej.

– Dzień dobry – ukłoniłem się lekko, starając się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego

Uniosłem lekko głowę, żeby zobaczyć gdzie usiąść, na moje nieszczęście wolne miejsce było obok mojej mamy oraz obrzydliwego starucha, zwanego też kolegą dawcy spermy.

Z niechęcią, którą skutecznie ukrywałem zająłem miejsce przysuwając się jak najbliżej rodzicielki.

– Ohoho... Izuś, jak ty wyrosłeś odkąd Cię widziałem te siedem lat temu – odezwał sie oblech obok mnie kładąc mi rękę na udzie, na co się wzdrygnąłem, próbując zachować spokój.

Uśmiechnąłem się na siłę, starając się nie pokazać żadnych emocji.

– Oj tak, te dzieci tak szybko rosną. Przed chwilą w piaskownicy, a teraz już siedemnaście lat – Inko uśmiechnęła się miło

– No, no. Teraz to normalnie ma już kształty jak na omegę przystało – odparł kolejny obrzydliwy staruch oblizując się

Pamiętne wakacje × BakuDeku × a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz