9.

134 13 11
                                    

Gdy nastał świt, zebraliśmy się i pojechaliśmy na rowerach, które Mike trzymał w garażu, zgodnie z naszymi wczorajszymi ustaleniami. Niepokój wciąż mnie nie opuścił. Jednak cieszyłem się, że nasze poszukiwania zaczynamy przy dziennym świetle. I liczyłem, że i przy nim je zakończymy.

Oj, jak bardzo się pomyliłem.

Po drodze czekała nas jeszcze jedna niespodzianka, albowiem ni stąd ni z owąd na swoim rowerku pojawiła się obok nas Erica, siostra Lucasa i przyjaciółka mojej siostry. Uparła się, że nie wróci do domu, bo sama ma dość tych trzęsień i chce nam pomóc w poszukiwaniach. Maxine miała decydujący głos. Pozwoliła dziewczynce z nami zostać. Westchnąłem jedynie cicho. To wróży same kłopoty...

Wrzuciliśmy rowery do szosy i wstąpiliśmy do lasu. Początkowo rozgladaliśmy się po jego prawej części patrząc od strony miasta. Nie wpadliśmy tam jednak na żaden trop, a jedynie na kilka pułapek na niedźwiedzie. Po lewej zaś stronie znajdowało się laboratorium. Max zaczęła coś grzebać przy ogrodzeniu.

- To naprawdę słaby pomysł - pokręciłem głową i zrobiłem krok do tyłu.

- Chcesz się wycofać? Po tym, jak zaszliśmy tak daleko? - mówiła z żalem rudowłosa. - Laboratorium jest najbardziej podejrzane.

- Will ma rację, Max. Nie mamy żadnego nakazu, więc jak nas złapią, to mamy przechlapane - poparł mnie jej chłopak, co totalnie mnie zaskoczyło.

- Ech, dobrze - zostawiła ogrodzenie w spokoju. - To co w takim razie macie zamiar zrobić?

- Wejść do środka - odezwał się dziewczęcy głos za nami.

- Jane?! - wrzasnąłem. - Matko boska, co ty tu robisz? - natychmiast do niej podszedłem i zacząłem oglądać czy jest cała.

- Nic mi nie jest. Erica mnie powiadomiła. Mogę się przydać - skrzyżowała ręce.

- Będziesz bezpieczniejsza, jeśli wrócisz do domu.

- Przestań mnie tak niańczyć! - podniosła na mnie głos, co zdarzyło się pierwszy raz odkąd pamiętam. - Mam 11 lat, a nie 5. Traktujesz mnie jak małe dziecko, które robiąc zaledwie jeden krok może zrobić sobie krzywdę. Uwierz mi, że ja umiem sobie poradzić w przeciwieństwie do ciebie! - wskazała na mnie palcem z wrogim wzrokiem.

Zabolało. Bardzo zabolało. Jej słowa były niczym naostrzony nóż, który przejeżdża mi po sercu i powoduje tak silne krwawienie, że w żaden sposób nie da się go zatamować. Położyłem rękę na jej ramieniu i westchnąłem.

- Masz rację, przepraszam - odwróciłem wzrok i spuściłem głowę, nie potrafiłem patrzeć jej w oczy.

- Jest okej - posłała mi swój kochany uśmieszek, co spowodowało lekkie podniesienie się moich kącików ust.

- Przeszukanie pierwszej połowy lasu zajęło nam sporo czasu, niedługo się ściemni, powinniśmy się przekimać - zasugerował Mike.

- W takim razie powinniśmy się zbierać - zarządziła Max. - Dustin, co ty tak cicho siedzisz? - odpowiedziała jej cisza, może kilka świerszczy zapuszczało w trawie. - Dustin? - jej głos zadrżał i zaczęła się nerwowo rozglądać, tak samo jak i my.

- Dustin! - wydarł się Lucas, który miał namocniejszy głos z nas.

- Nie możemy wracać bez niego, musimy go poszukać! - rudzielka zebrała się do biegu.

- Uspokój się, Max - ciemnoskóry chwycił ją tak, że uniemożliwił jej jakikolwiek ruch.

- To niebezpieczne szukać go teraz - wtrącił się Mike. - Może nas zaatakować jakieś zwierzę czy coś.

❎ Mój brat jest gejem II BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz