16.

68 4 2
                                    

Wahałem się długo nad zapukaniem. Martwiłem się, co zrobi moja mama, gdy zobaczy nas wreszcie po tak długim czasie. W szczególności, jeśli jej to wszystko opowiemy: noc w lesie, laboratorium, "jedenastka", dziwne stworzenie... A jak się dowie, że jestem z Mike'iem... Krzyk i szarpanina to mało, pewnie mnie powiesi, udusi, wypatroszy i wypcha, a potem zawiesi moją odciętą głową jako trofeum i przestroga!... Dobra, chyba za bardzo odleciałem.

Z moich myśli wyrwały mnie ręce mojego chłopaka, oplatające moją talię. Od razu się uspokoiłem i zastukałem trzykrotnie w drewniane drzwi. Zza nich wyjrzała moja rodzicielka. I mój scenariusz kompletnie się zesrał, bo zamiast mnie zbesztać, ona przytuliła mnie z całej siły, powtarzając w kółko "Will, kochanie, tak się cieszę, że nic Ci nie jest, Boże, jak ja się o ciebie martwiłam, już nigdy więcej mi tak nie rób". Nie umiałem powstrzymać łez. Ona była tak kochana, tak wyrozumiała... Wtuliłem się w nią z całej siły. Następnie wytuliła moją siostrę, a wtedy w progu pojawił się także mój brat.

- Ty jełopie! - wydarł się i złapał mnie za bluzę i podniósł. - Jesteś idiotą, pieprzonym debilem i lekkomyślnym dupkiem! Zdajesz sobie sprawę, jak cholernie się zamartwialem, że coś Ci się stało?! Chciałem zwoływać wojsko, żeby cię szukali! Ty, ty...

- Też cię kocham, Jonathan - przytuliłem się do niego, a chłopak już po chwili to odwzajemnił.

- A to to kto? - spytała moja matka, wskazując na lokowanego chłopaka.

- To Mike, mój...

- Kolega, przyjaciel, nikt zły w każdym razie - sam dokończył.

Ulżyło mi, bo istniało duże ryzyko, że nie umiałbym się ugryźć w język i powiedziałbym coś, czego bym nie chciał.

Weszliśmy do środka. Moja mama załączyła wodę na herbatę, a my zasiedliśmy do stołu.

- Więc może łaskawie opowiecie nam, gdzie się tak pałętaliście i co było ważniejsze od powiedzenia nam, że znikacie na kilka dni - zaczęła tym razem ostro moja mama.

Westchnąłem i zacząłem się tłumaczyć, początkowo pokracznie wyjaśniając ideę naszej wyprawy. Potem szło mi coraz lepiej. Opowiedziałem o nocce w domu lokowanego, o zgubie Dustina, o nocce tym razem w lesie, o laboratorium, a na końcu wspomniałem o tym dziwnym starszym mężczyźnie.

- Wyłonił się z mroku i zaczął do nas podchodzić. Wyglądał jak jakiś upiór! Chcieliśmy jak najszybciej wyjść, ale on zaczął wskazywać na Jane i powiedział do niej chyba coś w stylu "witaj w domu, Jedenaście".

Moja rodzicielka wraz z bratem spojrzeli po sobie.

- Mamo, wiesz może o co chodzi? - wtrąciła się moja siostra. - Czy ja... Naprawdę byłam kiedyś w tym laboratorium? I dlaczego nazwał mnie "Jedenastką"?...

Zapadła cisza. Słychać było jedynie stukanie paznokciem o stół mojej matki. Zacząłem się stresować. Czyli jednak coś jest na rzeczy? Moja siostra naprawdę jest jakimś dziwnym numerkiem? Co to w ogóle znaczy?

Ale to się nie trzyma linii czasowej. To pierwszy raz, gdy przyjechaliśmy do Hawkins. Czyżby moja matka coś ukrywała? A może te jej wyjazdy służbowe wcale nie były z pracy? Co jeśli...

- Will, Jane, Jonathan, to chyba czas, żebyście poznali prawdę - rzekła w końcu moja rodzicielka. Jej głos brzmiał smutno.

- Chyba... Powinienem wyjść, to wasze rodzinne sprawy - Mike zaczął się podnosić z krzesła.

- Nie, proszę, zostań... - chwyciłem go za dłoń, co nie uszło uwadze pozostałych. Spojrzałem na nich trochę przejęty. Odwróciłem wzrok i wypuściłem powietrze z ust. - W porządku. Zaczekaj w moim pokoju - poprosiłem i puściłem jego rękę. - To na końcu korytarza po prawej. Jak będzie po wszystkim, to do ciebie przyjdę.

- Mhm, okej - rzekł i nachylił się nad moim uchem. - Jak coś to cały czas jestem tu dla ciebie - wyszeptał i ruszył w kierunku, który mu wskazałem.

Pod wpływem jego czułych słów, przeszedł mnie dreszcz. Na mojej twarzy zagościł subtelny uśmiech i ledwo widoczne rumieńce.

- Ten chłopak to ktoś więcej dla ciebie niż tylko kolega czy przyjaciel, prawda? - zaczęła moja matka.

- Mamo! - oburzyłem się.

- Zadałam pytanie - była bardzo poważna.

Westchnąłem.

- Tak, to mój chłopak. Kocham go. I nie obchodzi mnie, co o tym myślisz. Jestem gejem i wolę chłopców i tyle. Nie zmienisz tego - rzekłem twardo i bez zawahania. Chciałem jej pokazać, że nie żartuję, i że potrafię być tak śmiertelnie poważny jak ona.

- Jak długo to trwa? Wasza dwójka? - spytała łagodnie.

Zdziwił mnie ten ton. Byłem pewien, że się zdenerwuje, ale ona? Ona była... Spokojna. I w ogóle nie zawiedziona.

- Cóż, em... - założyłem rękę za kark. - Jesteśmy ze sobą od wczoraj.

- Mam nadzieję, że to nie są jakieś głupie, nastoletnie wybryki.

- Nie, mamo, Will naprawdę jest gejem - wstawił się za mną mój brat.

- Wiedziałeś o tym? I mi nie powiedziałeś?! Jonathan! - teraz już była oburzona.

- Przepraszam, ale Will pragnął dyskrecji, dopóki nie będzie gotowy do coming-out'u - wyjaśnił.

- Czemu macie przede mną sekrety? Cholera, dzieci, jesteśmy rodziną. Nie ukrywajmy niczego przed sobą - popatrzyła po nas, a jej wzrok zatrzymał się na mnie. - Naprawdę nie musiałeś się obawiać mi tego powiedzieć. Jesteś moim synem, nieważne jakiej jesteś orientacji. Kocham cię dokładnie tak samo. I oczywiście będę cię wspierać, jeśli tego wsparcia będziesz potrzebował.

- Dziękuję, mamo - posłałem jej szczery uśmiech.

- Wszystko fajnie, ale dowiem się w końcu co jest ze mną nie tak? - niecierpliwiła się moja siostra. - Skoro już mamy nie mieć przed sobą sekretów, to powiedz też SWÓJ odnośnie MNIE - mocno gestykulowała.

- Czyli przyszedł czas na spowiedź, hę? - westchnęła i odsunęła się od stołu. Wstała i oparła się o blat kuchenny. - W porządku. Masz rację. Czas, żebyście się dowiedzieli. Jane, twoje moce nie są przypadkowe. One uratowały Ci życie. A dokładniej to laboratorium uratowało Ci życie. Właśnie dając Ci te moce. Ugh - chwyciła się za głowę. - To takie skomplikowane...

- Mamo, skup się, proszę - poprosił Jonathan.

- Tak, masz rację. Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy okazało się, że jestem w ciąży, a wasz tata już nie żył...

❎ Mój brat jest gejem II BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz