7. Lucas Sinner

938 63 14
                                    

Nadszedł ten dzień. Dzień Halloween, w którym miała się odbyć jedna z lepszych imprez tematycznych w Los Santos. Po mieście roznosiły się różne plotki, które po części były prawdą. Każdy z mieszkańców musiał się zgodzić, że najlepsze imprezy były zazwyczaj organizowane przez Zakshot. Dużo alkoholu, zajebiste żarcie, dobra muzyka i jeszcze lepsza atmosfera. Zazwyczaj ludzie, którzy nie pałali do siebie sympatią, zawierali tymczasowy pakt porozumienia, by chociaż tego jednego dnia dobrze się bawić, bez jakichś przepychanek i wzajemnego wyzywania.

Takim sposobem większa część miasta czekała z niecierpliwością na godzinę dwudziestą, by móc odziać się w swój zajebisty kostium i powędrować do budynku, w którym miała się odbyć ta halloweenowa impreza grozy.

Zakshot wraz z Gregorym, Capelą i Hankiem od rana przygotowywał sale na przyjęcie gości. Całe pomieszczenie było udekorowane różnymi rzeczami. Gdzieniegdzie wisiały pajęczyny wraz z ich mieszkańcami, z sufitu zwisały miotły, kapelusze wiedźm, pająki, świecące się na różne kolory czaszki i wiele innych takich dupereli. Stoły również były udekorowane, tak samo, jak dania i napoje. 

 — Grzesiek kurwa zostaw to jedzenie! — krzyknął na szatyna Hank, który zauważył swojego przyjaciela zajadającego się zieloną galaretką, w której utkwione było żelkowe oko. — To na imprezę! — zdzielił go w tył głowy. 

 — Stary, tu jest tyle tego żarcia, że po tej imprezie nam jeszcze zostanie na najbliższe tygodnie — prychnął Gregory, dalej wcinając galaretkę. — Nawet nie wiesz jakie to dobre — mruknął, rozkoszując się smakiem deserka. 

— Wiem, bo sam je zrobiłem — prychnął Over i odciągnął Montanhę, jak najdalej od stolika z jedzeniem. — Ty lepiej idź pomóc swojemu chłopakowi, który nie może dosięgnąć do okna, by je otworzyć — zaśmiał się i kiwnął głową w stronę skaczącego Erwina, który pomimo tego, że nie był jakiś mega niski, to jednak nie był w stanie dosięgnąć do klamki okna. — A to mi oddaj — dodał, zabierając z dłoni Grześka deser i łyżeczkę.

Gregory wywrócił oczami na zachowanie swojego przyjaciela, po czym faktycznie skierował się do swojego chłopaka. Siwowłosy stał do niego tyłem, więc nie zwrócił on uwagi na to, że ktoś idzie w jego stronę. Jakiego zawału on dostał, gdy dłonie Gregorego pojawiły się na jego tali, by go podnieść. 

 — Grzesiek kurwa! — pisnął przestraszony złotooki. — Nie strasz tak, zjebie. 

 — Już dzisiaj drugi raz słyszę swoje imię i słowo kurwa. Nie dobrze — burknął Gregory i przytrzymał w powietrzu chłopaka, by ten mógł otworzyć okno. — Otwarłeś? Bo dłużej cię nie utrzymam — stęknął starszy. 

— Aż tak ciężki jestem? — prychnął Erwin, gdy Gregory opuścił go na ziemię. — Dziękuję — mruknął i cmoknął na szybko szatyna w usta, po czym rozejrzał się po całej sali. — Jest pięknie — odparł z szerokim uśmiechem. — Ludzie! Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Spójrzcie, jak zajebiście ta sala wygląda — Erwin rozejrzał się po raz kolejny po całej auli. — Jestem kurwa dumny!

Cała grupa podeszła bliżej siebie. Każdy z nich miał szeroki uśmiech na twarzy. Pracowali od samego rana, by dać temu pomieszczeniu, a także głównemu wejściu zajebisty, halloweenowy klimat. Udało im się to, przez co zasłużyli na chwilę odpoczynku i relaksu. 

— Impreza zaczyna się za trzy godziny, ale dobrze wiecie, że my musimy być o godzinę wcześniej — odparł Carbonara, stając obok Erwina, który był wtulony w Grześka. — Tej zakochańce, słuchacie mnie? — szturchnął szatyna, na co ten wywrócił tylko oczami. — No już spokojnie — prychnął, widząc minę Erwina. — Wracając, teraz każdy z nas jedzie do domu, by się ogarnąć i przebrać w swoje stroje. Widzimy się za dwie godzinki! Naura! — krzyknął Nicollo, po czym szybko zniknął za drzwiami. Kylie stojąca obok Heidy, tylko pokręciła głową i sama ruszyła w stronę wyjścia.

Morwinowe OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz