— Nic dwa razy się nie zdarza... — podśpiewywał pod nosem Gregory, kończąc czyszczenie swojej nowej Corvetty na parkingu podziemnym komendy Mission Row. — Żaden dzień się nie powtórzy... — nucił dalej, grzebiąc w schowku. — Dwóch tych samych pocałunków... — chwycił w dłonie zdjęcie, które od kilku miesięcy cały czas woził ze sobą. — Dwóch jednakich spojrzeń w oczy... — uśmiechnął się, przejeżdżając kciukiem po fotografii, która przedstawiała scenę pocałunku, między nim, a jego chłopakiem.
Byli razem od prawie dziewięciu miesięcy. Początkowo ich związek, był czymś dziwnym. Ludzie nie potrafili zrozumieć, jak to możliwe, że policjant jest w stanie związać się z kryminalistą, mimo że sami za plecami owej dwójki, rozpowiadali, że mają ze sobą potajemny romans.
Z czasem jednak obywatele miasta przywykli do dziwnego związku Montanhy z Knucklesem. Nie wytykali ich już palcami jak na początku. Niektórzy cieszyli się, gdy widzieli oby mężczyzn szczęśliwych, inni zaś starali się ich ignorować, by nie rozpoczynać niepotrzebnych sporów, a tym bardziej w czas nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia.
Całe Los Santos przeżywało okres świąteczny naprawdę pozytywnie. Ludzie starali się być wzajemnie dla siebie mili, było o wiele mniej napadów na różne placówki, ze względu na to, że łotry nie chciały przesiadywać tego przyjemnego czasu w więzieniach, nawet na służbie częściej pojawiało się szefostwo, by móc spędzić trochę więcej czasu ze swoimi pracownikami.
Gregory od zawsze kochał święta. Był to dla niego czas odpoczynku od codziennej rutyny, dobrej zabawy w gronie najbliższych, a także odrobiny spokoju od niebezpieczeństwa. Najwięksi przestępcy tego miasta, oczywiście nie wliczając w to Erwina i jego szajki, odpuścili Gregoremu na czas Bożego Narodzenia, z czego szatyn się niezmiernie cieszył.
— Czterysta sześć status piąty — Montanha zgłosił na radiu i ruszył ku wyjazdowi z parkingu. Gdy tylko drzwi się otworzyły, jego oczom ukazał się piękny widok. Małe płatki śniegu wirowały na niebie, opadając na ziemie. — Śnieg — rzekł Gregory. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech niż miał do tej pory.
Wyjechał on z parkingu i zatrzymał się na chwilę przy schodach. Widząc tak sporą ilość śniegu, a także temperaturę, którą pokazywał mu zegar w Veci, zdecydował się napisać do ukochanego, by ostrzec go przed wyjściem na zewnątrz cienko ubranym.
Do Jebany Erwinek <3:
Skarbie wiem, że pewnie jeszcze śpisz, ale proszę, ubierz się dzisiaj dużo cieplej niż zazwyczaj. Spadł śnieg, a ja nie chce byś się rozchorował na nasze pierwsze wspólne święta. Kocham cię <3
Po wysłaniu tej jednej, ważnej dla szatyna wiadomości, rzucił on swój telefon na siedzenie pasażera i ruszył na miasto. Podczas jazdy czuł, że jego koła lekko się ślizgają, przez leżący na jezdni śnieg. Nie przeszkodziło mu to jednak w gnaniu przez miasto w dość szybkim tempie.
Nie minęła chwila, a nowa oraz świeżo co umyta Corvetta wylądowała na dachu w zaspie niedaleko kwadraciaka. Gregory wyczołgał się z samochodu, po czym przewrócił go z powrotem na koła, a następnie wykorzystując całą swoją siłę, wypchnął go z zaspy. Moment później wsiadł ponownie do radiowozu, po czym zaczął trochę wolniej przemierzać ulice Los Santos.
Kochał on takie klimaty. Przypominały mu one lata dzieciństwa, oczywiście te, które wspominał naprawdę dobrze. Nie raz podczas przygotowań do Bożego Narodzenia, czuł się, jak małe dziecko, dla którego nie trzeba było kupować drogich zabawek, tylko po prostu spędzać z nim czas i bawić się w dobrej atmosferze.
CZYTASZ
Morwinowe Oneshoty
FanfictionJak nazwa wskazuje "Morwinowe Oneshoty", czyli zbiór napisanych przeze mnie one shotów związanych głównie z Morwinem. Więcej informacji w pierwszym rozdziale książki! Miłego czytania! Okładka zrobiona przez @hlep___ ! Jeszcze raz dziękuję bardzo &l...