13. "Erwin w końcu mądrze gada"

794 51 13
                                    

— Gre­gory. Nie będę Ci się tłu­ma­czył. Jesteś zwy­kłym ofi­ce­rem — rzekł Jacek.

Mon­tanha czuł, że coraz bar­dziej się gotuję. Już po samym kodzie ósmym i nało­żo­nym na mia­sto kodzie czar­nym, czuł się wście­kły i zdez­o­rien­to­wany tym wszyst­kim. W szcze­gól­no­ści, gdy był człon­kiem SWATu, który kom­plet­nie nie wie­dział co się dzieję i z jakiej przy­czyny. Słowa jed­nego z sze­fów jesz­cze bar­dziej wpły­nęły na emo­cje sza­tyna. Przed tymi sło­wami był już na gra­nicy żeby wybuch­nąć, jed­nak się powstrzy­my­wał. Tym razem nie miał już ochoty zwa­żać na słowa.

— Zwy­kłym ofi­cer­kiem powia­dasz?! — prych­nął z pogardą. — Jeba­nym nic nie zna­czą­cym dla tej jed­nostki ofi­cer­kiem, który dla Was tylko stwa­rza pro­blemy?! — ton jego głosy był coraz to gło­śniej­szy. Trzeba było przy­znać, że osoby znaj­du­jące się razem z nim na pię­trze na pewno go sły­szały. — W takim razie to koniec. Wresz­cie będzie­cie mieć święty spo­kój od nic nie­war­tego funk­cjo­na­riu­sza, za któ­rego życie nie byli­ście wsta­nie dać nawet tysiąca dola­rów — prych­nął, pod­cho­dząc do drzwi biura szefa. — Moje wypo­wie­dze­nie, odz­naka oraz sprzęt będą leżały na biurku — wark­nął, otwie­ra­jąc ostro drzwi.

— Gre­gory... — sza­tyn nie słu­chał już Jacka. Zakoń­czył połą­cze­nie, po czym tak, jak powie­dział odło­żył swoją uko­chaną odz­nakę na biurko szefa, a zaraz obok niej zna­lazł się jego pisto­let, taj­zer, pałka poli­cyjna, kaj­danki, GPS.

Oddy­chał on szybko i nie rów­no­mier­nie. Jego ciało dalej było pod wpły­wem emo­cji, co nie wró­żyło za dobrze, ze względu na to, że męż­czy­zna pod­jął jedną z waż­niej­szych decy­zji doty­czą­cych jego zawo­do­wego życia przez silne emo­cje. Nie myślał on nad kon­se­kwen­cjami. Miał już wszyst­kiego dosyć, a w szcze­gól­no­ści tej prze­klę­tej jed­nostki.

Pod­szedł do komody i otwo­rzył jedną szu­fladę. Zaczął grze­bać w niej, w poszu­ki­wa­niu papieru, który mógł wypeł­nić, by ofi­cjal­nie przy­kle­pać swoje wypo­wie­dze­nie z Los San­tos Police Depart­ment. Czy gdzieś z tyłu głowy jakiś gło­sik mówił mu, że źle robi? Tak, jed­nak Gre­gory go igno­ro­wał. Na szybko wypi­sał wnio­sek, po czym poło­żył go na ster­cie swo­ich rze­czy służ­bo­wych.

Ostatni raz wszedł na czę­sto­tli­wość radiową numer jeden, po czym wydał komu­ni­kat:

— Czte­ry­sta sześć sta­tus trzeci po raz ostatni. End of watch. Miło mi się z Wami pra­co­wało, jed­nak to co się ostat­nimi dniami działo, prze­szło moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Miłej pracy życzę w tym pier­dol­niku — odparł, po czym wyłą­czył radio i odło­żył je na biurko.

Ostatni raz spoj­rzał na całe pomiesz­cze­nie, które ukry­wało w sobie wiele wspo­mnień. Dobrych i złych. Nie chciał już tam wię­cej wra­cać.

Wziął głę­boki oddech po czym wyszedł z biura, kie­ru­jąc się do szatni. Po dro­dze minął paru funk­cjo­na­riu­szy, któ­rzy patrzyli na niego z nie­do­wie­rza­niem. Więk­sza część poli­cji zanim nie prze­pa­dała, jed­nak wia­do­mość, a raczej komu­ni­kat tego męż­czy­zny oznaj­mia­jący koniec służby, a zara­zem pracy na tej komen­dzie, było czymś, czego nikt się nie spo­dzie­wał. W szcze­gól­no­ści, że to on sam odszedł, a nie został wyrzu­cony.

Gre­gory igno­ru­jąc ich spoj­rze­nia, wszedł do szatni i szybko prze­brał się w cywilne ciu­chy. Ostatni raz spoj­rzał na swój mun­dur, po czym zamknął go w swo­jej szafce, a po chwili opu­ścił pomiesz­cze­nie, a następ­nie komendę.

— Grze­siek! Co Ty odkur­wiasz?! — do sza­tyna dotarł wście­kły głos Hanka, który dosłow­nie chwilę przed komu­ni­katem swo­jego przy­ja­ciela wszedł na radio i na służbę.

Morwinowe OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz