16. Wakacyjne podróże bandy zjebów

1.1K 71 28
                                    

Gre­gory był znany w swo­jej jed­no­stce nie tylko z gło­śnego dar­cia mordy, bycia nie­lu­bia­nym przez kry­mi­na­li­stów, czy też wygó­ro­wa­nego ego przez, które posta­wiał się wyż­szym stop­niom, ale także tego, że rzadko kiedy brał wolne. Gdy pew­nego dnia wypi­sał on dwu­ty­go­dniowy urlop, sze­fo­stwo aż zanie­mó­wiło. Było to czymś dziw­nym i nie­co­dzien­nym. Nikt jed­nak nie miał zamiaru o dziwo dopy­ty­wać, bo w końcu to nie była ich sprawa.

Gdy Mon­tanha wraz ze swo­imi przy­ja­ciółmi Han­kiem i Dante, dostali zapro­sze­nie na wspólne waka­cje z ekipą Erwina, auto­ma­tycz­nie się zgo­dzili. Byli oni nawet zaszczy­ceni tym, że Zak­shot nie wrzu­cił ich trójki do jed­nego worka z poli­cjan­tami, któ­rzy w ostat­nim cza­sie strasz­nie im uprzy­krzali życie i psuli każdą akcję. Tym bar­dziej tę ostat­nią, pod­czas któ­rej doszło nawet do zła­ma­nia przez LSPD ich regu­la­minu.

Sza­tyn sły­szał od swo­jego chło­paka o tych waka­cjach już kilka tygo­dni wcze­śniej, jed­nak ostat­nie dni w ich związku były naprawdę cięż­kie. Nie to, że się nie kochali, bo ich miłość była widoczna na kilo­metr, jed­nak Erwi­nowi trudno było nor­mal­nie roz­ma­wiać ze swoją drugą połówką ze świa­do­mo­ścią co zro­bili im jego współ­pra­cow­nicy. Ufał mu, jed­nak mimo to, co do nie­któ­rych sytu­acji i wia­do­mo­ści, wolał trzy­mać dystans. Dla­tego, gdy powie­dział Grze­siowi i ich wspól­nych waka­cjach, na jego twa­rzy widział ogromne zdzi­wie­nie, które po chwili zmie­niło się w radość.

Takim oto spo­so­bem całą ósemką, która potwier­dziła swoją obec­ność, tj. Erwin, Gre­gory, Hank, Nicollo, David, Dante, Dia oraz Labo, cze­kali na lot­ni­sku, na swój samo­lot do Aruby. Aruba to jedna z wul­ka­nicz­nych Wysp Zawietrz­nych w archi­pe­lagu Małych Antyli, tery­to­rium zależne od Holan­dii.

— Nie wie­rzę, że zmie­ści­łeś się w taką małą walizkę Hank — prych­nął Erwin, opie­ra­jąc swoją głowę o ramie Gre­go­rego. Siwo­włosy sku­pił swój wzrok na kon­kret­nej tor­bie, która była cał­kiem mała, jak na wyjazd na dwa tygo­dnie. — Prze­cież te wszyst­kie kiecki księż­niczki musiały naprawdę wiele zaj­mo­wać, a Ty wzią­łeś coś tak małego — prych­nął. Czuł, jak z jego słów lekko zaśmiał się Mon­tanha. Jesz­cze bar­dziej roz­ba­wiła sza­tyna mina jego przy­ja­ciela, który nabur­mu­szył się, jak małe dziecko na docinki Knuc­klesa.

— Ej no Hank, nie obra­żaj się! — krzyk­nął sza­tyn, gdy jego przy­ja­ciel odszedł od nich i skie­ro­wał się samot­nie w stronę okna. — Pie­przona księż­niczka! — dodał po chwili. W momen­cie, gdy Over spio­ru­no­wał go wzro­kiem, ten zde­cy­do­wał się już nie iry­to­wać chło­paka bar­dziej. W końcu znał go i wie­dział, że ten idiota potra­fił się obra­żać o byle gówno. Czuł, że przez naj­bliż­sze godziny lotu, raczej nie zamieni z nim, ani Erwi­nem żad­nych słów. — Musia­łeś go zacze­piać? — skie­ro­wał te słowa w stronę swo­jego chło­paka.

— Musia­łem — par­sk­nął śmie­chem Erwin, po czym podniósł się z krze­sełka i sta­nął tuż przed Gre­gorym. — Poza tym Ty rów­nież dorzu­ci­łeś swoje kilka gro­szy — prych­nął, zaczy­na­jąc bawić się wło­sami sza­tyna.

— Ja mogę, Ty już nie — żach­nął Mon­tanha, wzru­sza­jąc ramio­nami. Zerk­nął on na resztę grupy, która z nimi sie­działa.

David leżał roz­wa­lony na trzech krze­sełkach z gazetą poło­żoną na mor­dzie. Nicollo roz­ma­wiał z Labo­ran­tem, zer­ka­jąc co chwilę w stronę ich ulu­bio­nej pary, by zoba­czyć co robi jego przy­ja­ciel. Hank dalej stał w oddali od nich ze skrzy­żo­wa­nymi rękoma, w pew­nej chwili, nawet zaga­dy­wał do jakiejś bru­netki, która osta­tecz­nie naj­wi­docz­niej go zlała i sobie poszła. Dante uważ­nie przy­glą­dał się tablicą, które poka­zy­wały zbli­ża­jące się loty, nato­miast Dia szedł już w ich stronę z bile­tami.

Morwinowe OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz