rozdział 9

372 47 117
                                    

Aileen założyła swoje długie, czerwone rękawiczki. Spojrzała na swoje odbicie w lusterku i uśmiechnęła się szeroko widząc piękną kobietę.

Uwielbiała siebie. Każdy centymetr jej ciała był idealny i nie dawała nikomu wmówić, że jest inaczej. Wierzyła zawsze, że ma sobą dużo do zaoferowania i nie jest byle jaka. Zawsze dostawała to, co chciała i nie przejmowała się złymi opiniami.

A jeżeli ktoś śmiał powiedzieć o niej coś złego, umierał.

A może lepiej powiedzieć, że dopiero umrze. Jeszcze nikogo nie zabiła, ale to była dla niej jedynie kwestia czasu. I żeby nikt sobie nie myślał, że robi to dla niego. Co prawda została trochę zaszantażowana jak ten głupi studencik John, ale nie przeszkadzało jej to szczególnie. Ma tylko nadzieję, że przez tego głupiego chłopaka nikt nie zostanie złapany. Ale on powiedział, że ma wszystko pod kontrolą. I rozpoczął tą wspaniałą zabawę. Zabił tę pierwszą laskę i teraz nie było odwrotu. On jest jedynym mężczyzną, któremu Aileen ufa. Wszystkich innych nienawidzi i gardzi nimi. Tak samo jak chłopakiem, który leżał właśnie pod jej nogami.

Powaliła go jednym ciosem. Ma może szesnaście, max siedemnaście lat. Nie wie tego, ale śmiał ją wyśmiać na ulicy. Jaka szkoda, że szedł akurat całkowicie sam, co dało jej pełne pole do popisu...

Kopnęła go szpilką w twarz, ale ten się nie ruszył na co przewróciła zdenerwowana oczami.

- Jaki słabeusz - pokręciła głową i zaczęła przyglądać się swojej ofierze. Młody, blondyn i dość wysoki. - Trzeba było się ze mnie nie śmiać, gnoju. Dlaczego wszyscy faceci muszą być tacy sami?! - krzyknęła. - Nawet w tak młodym wieku! Nosz kurwa! - chłopak nagle zaczął kaszleć, na co Aileen złapała nóż w dłoń i przystawiła młodemu natychmiast do twarzy. - Krzyknij, a poderżnę ci gardło.

Chłopak otworzył oczy, które okazały się być koloru niebieskiego. Przełknął głośno ślinę, a jego oddech przyśpieszył. Po policzkach spłynęły mu łzy. Czuł zimne ostrze przy swojej szyi, które jeżeli ruszyć nim choć trochę bardziej, zrani go. Wiedział, że jest teraz na granicy śmierci, a to i tak nie pozwoliło mu opanować paniki jaka zawładnęła jego ciałem.

Aileen widząc jak chłopak zaczyna niebezpiecznie się rozglądać i zachowywać, jakby zaraz miał uciec, przejechała mu lekko nożem po szyi tworząc płytką ranę, z której popłynęła krew.

Nie potrafiła wyjaśnić ulgi jaką poczuła. Już wiedziała, że morderstwa nie będą jej sprawiać kłopotu. Nienawiść jaka przez nią przepłynęła jedynie dodawała jej chęci. Spojrzała na przerażonego chłopca i zaśmiała się głośno. Wiedziała, że to teraz on boi się jej. I to ona może wyśmiać go tak samo jak każdego gnoja, który śmiał ją w jakikolwiek sposób zranić. To ona miała kontrolę. Bawiła się w Boga. Decydowała o tym marnym życiu.

- To bardzo, kurwa, nie ładnie naśmiewać się z innych na ulicy - jej gorzki głos rozbrzmiał echem po uliczce, która nie była zaludniona. Koło nich spał sobie smacznie jakiś menel, od którego tak waliło alkoholem, że Aileen podejrzewała, iż ten może nawet nie żyć. Cóż, nie jej problem.

- Z-z ni-ni-nikogo si-się nie śmia-śmiałem - wydyszał przerażony blondyn.

- Jak śmiesz tak kłamać!? Przechodziłam obok ciebie! Myślisz, że jestem głupia? - złapała go za szyję i zacisnęła mocno, co poskutkowało wylaniem się krwi z rany. Rzuciła nim o budynek, przez co chłopak rozwalił sobie głowę.

- Słu-słuchałem ś-śmiesznego po-podcastu - odparł powoli tracąc kontakt z rzeczywistością. Głowa w tym momencie go tak bolała, że miał wrażenie, jakby miała zaraz eksplodować. Do tego czuł palący ból ze swojej szyi i zakaszlał cicho. Nie był głupi. Wiedział, że zaraz umrze. Spojrzał złu prosto w oczy i nie miał wątpliwości. Gdyby tylko wybrał inną powrotną drogę do domu...

Wszystko dla mnie | DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz