rozdział 24

373 50 517
                                    

Największy koszmar na komendzie rozpoczął się od wiadomości, którą Nick Armstrong dostał od Addison.

A raczej od mordercy.

Od: Addison Rae:

"Kolejna z waszych do kolekcji..."

Ojciec Addison pojawił się na komendzie z prędkością światła. A do tego jego głos okazał się bratnią duszą głosu Nicka, ponieważ gdy "rozmawiali" w gabinecie nie słyszała ich cała komenda, a co najmniej pół świata.

I tym o to sposobem podstępni dziennikarze, którzy o każdej porze potrafili obstawić komendę, by zdobyć informację wydawali się wygrać los na loterii. Gazety natychmiast zostały opchane w artykuły o porwanej policjantce oraz nazywały pracę policji słowami, których nawet nie warto powtarzać.

Jednogłośnie można było stwierdzić, że wszystko szło śledczym pod górkę.

No może poza jednym.

Teraz wiedzieli, kto jest mordercą. Gdy Elizabeth Olsen wreszcie wyznała im nazwisko sprawcy, to myśleli, że się przesłyszeli. Musiała je aż powtórzyć, żeby dotarła do nich ta informacja, choć i tak ciężko było uwierzyć.

- I skurwysyn nie odbiera telefonu! Kurwa! - klął Clay na calutki dom.

Musieli wrócić do domu, bo na komendzie nie było mowy o spokoju. Nick, który prowadził bitwę na głośniejszy argument z ojcem Addison za bardzo przeszkadzałby, a dziennikarze, którzy jeszcze chwila, a zaczęliby się wspinać na drabinach, by cokolwiek usłyszeć wydawali się nawet gorsi.

Dlatego zabrali najważniejsze rzeczy, plus Luke'a i wybrali się w miejsce, gdzie na spokojnie przeanalizują, gdzie morderca mógł zabrać Addison oraz czy dziewczyna w ogóle jeszcze żyje. A musieli się spieszyć, bo czuli jak pot im spływa po karkach. Czasu było coraz mniej, a morderca bawił się w Boga.

- Mogliście się zorientować, że to on - rzekł Luke i zanim George zdążył uspokoić Clay'a, ten natychmiast wybuchł.

- Może na komendzie nie wypadałoby ci wypierdolić, ale uwierz mi, nic mnie w moim domu przed tym nie powstrzyma! - warknął Clay, a Davidson przewrócił oczami i stanął pomiędzy mężczyznami.

- Możecie się, do cholery, oboje uspokoić!? - powiedział zdenerwowany. - Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia niż wasze potyczki! Jak złapiemy mordercę, to sam wam załatwię rękawice bokserskie, ale teraz spokój!

Atmosfera była napięta, a brak pomysłów jedynie jeszcze bardziej denerwował całą trójkę.

- To ty z nim jesteś, kurwa, spokrewniony! Może wpadniesz na pomysł, gdzie się podziewa braciszek, co!? - wykrzyczał Clay, totalnie ignorując słowa swojego chłopaka.

- Ty, kurwa, debilu! Ile razy mam powtarzać, żeby do tego twojego mikroskopijnego móżdżka dotarło, że jestem, kurwa, adoptowany!? Nie wiedziałem, że mam jebanego brata! Jak mam go namierzyć!? Siłą braterskiej woli!? - zakpił z niego również krzyczeć.

- Skoro potrafisz, kurwa, tak świetnie orientować kto jest mordercą, to sobie go kurwa znajdź! Ty pierdolo-

- Nie, ja nie wytrzymam - powiedział do siebie George i poszedł do kuchni. Jak się sami pozabijają to trudno, on nie ma siły, chęci ani ochoty dokładać się do ich konwersacji, bo jak widać i tak nie ma szansy przebicia. Tym bardziej, że wzajemna nienawiść między nimi była wyczuwalna od początku ich zapoznania, a że nie mogli się wcześniej zbytnio kłócić, to teraz wynaleźli sobie cholernie gówniany moment.

Davidson jednak się od tego odciął. Starał się analizować każde miejsce, w którym morderca mógłby zostawić ciało, albo mordować. Pojechali oczywiście na początku do jego domu, lecz nie zastali tam Addison, a różne inne niepokojące rzeczy. Po pojmaniu sprawcy oczywiście pojadą zbadać miejsce jego zamieszkania.

Wszystko dla mnie | DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz