Rozdział 24 - Dyniowe latte

557 40 23
                                    


Nadeszła jesień. Słońce delikatnie przenikało pomiędzy koronami drzew. Czerwono-złote liście, opadały bezwładnie niczym w zaklętym tańcu na pobliskie alejki, tworząc kolorowy warkocz, po którym dumnie stąpali spacerowicze. Czasem można było dostrzec skaczące wiewiórki, które swoim puchatym, rudym ogonem, machały zalotnie do siedzących na ławkach mugoli. Pogodna aura towarzyszyła mieszkańcom Londynu, którzy chętnie korzystali z ostatnich ciepłych i bezchmurnych dni, całymi rodzinami przemierzając w wolnym kroku pobliskie parki. Chodniki usłane były kolorowymi liśćmi, rozdmuchiwane przez delikatny i nieco onieśmielony wiatr.


- Jesień to moja ulubiona pora roku.


Profesor Snape spojrzał na nią, znad czytanego kryminału. Na jego ustach pojawił się pół uśmiech. Przewrócił kartkę, rzucając pod nosem: jest dość znośna. Hermiona uniosła kąciki ust w górę, ogrzewając dłonie o gorący kubek malinowej herbaty. No tak, cały profesor Snape, pomyślała wraz ze swoim wewnętrznym dzieckiem, które siedziało obok niej na kanapie.


Nie wiedziała jak ani kiedy profesor Snape stał się dość częstym gościem w jej mieszkaniu. Zazwyczaj zjawiał się bez zapowiedzi, jak miał w zwyczaju robić, spędzając z nią trochę czasu. A Hermionie taki obrót wydarzeń nawet odpowiadał. Lubiła jego towarzystwo, a widok, siedzącego w jej salonie, na jej fotelu dawnego profesora, czytającego jej książki był dość miły i błogi, co również potwierdzało wewnętrzne dziecko, uśmiechając się nieco skromnie, nieco wstydliwie pod nosem.


Odkąd rozpoczęła farmakoterapię, miała dziwne przeświadczenie, jakby profesor próbował mieć ją pod kontrolą. Oczywiście nie tą toksyczną i pełną grozy kontrolą co robi, co myśli, z kim rozmawia, a raczej kontrolę odzianą w płachtę troski, jak się dziś czuje, jak minął dzień, na co miałaby ochotę. W jakimś małym stopniu czuła się nieco lżej, mając świadomość, że jest pod opieką mężczyzny, zupełnie, jakby jej wewnętrzne dziecko właśnie tego potrzebowało.


- Bóle brzucha już ustąpiły?


Zapytał tak spokojnie i naturalnie, jakby chciał podjąć rozmowę na temat jutrzejszej pogody, a nie uzyskać informacje o procesie leczenia. To chyba właśnie w nim lubiła najbardziej. Zawsze potrafił celnie i delikatnie trafić w dany moment, nie powodując, że nawet na chwilę ogarnęło ją uczucie zażenowania, czy niepokoju. Przebłysk podświadomości podsunął jej myśl, że profesor Snape posiadał w sobie ogromną empatię, którą przez większą część swojego życia dusił w sobie, nie dzieląc się nią z otaczającym światem. A to, że zdecydował podzielić się właśnie z nią, sprawiło, że wraz ze swoim wewnętrznym dzieckiem poczuła, jakby ktoś właśnie otoczył ją mocno ramieniem, szepcząc wprost do ucha: jeszcze będzie pięknie.


- Jest dość lepiej - przyznała się skromnie. Uważnie obserwowała jak smukłe palce mężczyzny, bezgłośnie zamknęły czytany kryminał, by następnie odłożyć go na stolik. A potem tak naturalnie po prostu spojrzał na nią, sprawiając, że coś przyjemnego rozlało się wzdłuż kręgosłupa. - Już nie spędzam poranków z głową w toalecie - na jego ustach pojawił się skromny uśmiech. Sposób, w jaki dobrała słowa, przyczyniły się do tego, że na chwilę jego poważna twarz rozluźniła się, sprawiając, że wyglądał o kilka lat młodziej.

- Będzie tylko lepiej - hebanowe spojrzenie przeniósł na wiszący na ścianie zegar. - Masz ochotę na spacer? Albo kawę? Pogoda jest dość znośna - przez określenie znośną, profesor Snape miał na myśli słońce i zero deszczu, który miał pojawić się już na dniach, strasząc mieszkańców Londynu obliczem humorzastej i bezwzględnej jesieni.

Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz