Rozdział 16 - Płonący antrykot

872 53 21
                                    

Ten nieplanowany nocny dyżur był wyczerpujący dla Malfoya. Co rusz przybywali na oddział nowi pacjenci potrzebujący natychmiastowej opieki Uzdrowicieli. Poprzez ukrojoną tego wieczoru kadrę medyczną biegał z jednego oddziału na drugi, a na koniec asystował przy stole operacyjnym. Po ciężkiej nocy ściągnął z siebie biały kitel i wrzucił go do pojemnika, który od razu oczyścił i zdezynfekował odzież ochronną. Następnie w magiczny sposób fartuch wisiał już w jego gabinecie, czekając na kolejny dzień. Zgarnął z biurka dokumentację medyczną, którą uzupełniał przez najbliższą godzinę i opuścił swój gabinet, zabezpieczając go zaklęciem. Zostawił w pokoju pielęgniarek dokumenty i pożegnawszy się z nimi skinieniem głowy, opuścił Oddział Urazów Pozaklęciowych, na którym spędził ostatnie kilka godzin.


Niebo nad Londynem zaczynało przybierać pomarańczowy odcień, to słońce leniwie wznosiło się ku górze. Przymknął powieki, słysząc delikatny śpiew ptaków, a jeszcze ciepły, sierpniowy wiatr delikatnie rozwiał platynowe włosy mężczyzny. Skierował się w boczną alejkę, a tam, pomiędzy dwoma budynkami teleportował się na granicę Hogwartu czując charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka. Przeszedł dość szybkim krokiem przez błonia, widząc w oddali Wieżę Astronomiczną, która widniała na tle majestatycznego zamku. Przez całą noc biegania pomiędzy oddziałami niedane mu było nawet na moment pomyśleć o Granger, która zapewne wciąż znajdowała się w zamku, oczekując jego powrotu. Jakiś głosik w jego głowie podpowiadał mu, że dziewczyna wciąż się tam znajduje, że nie znalazła w sobie tyle odwagi, aby poprosić Pottera czy innego z jej przyjaciół o pomoc w teleportacji.


Najciszej jak potrafił, wdrapał się na Wieżę Astronomiczną. Przez krótką chwilę sądził, że Granger musiała opuścić zamek razem z Potterem, gdyż w pierwszej sekundzie jej nie zauważył. Dopiero gdy wszedł na środek drewnianego parkietu, ujrzał ją śpiącą w fotelu. Zwinięta ona była w kłębek a włosy z niegdyś idealnie ułożonego koka, rozsypane były wokół, nie pozostawiając nic po swego czasu dbale wykonanej fryzurze. Nie musiał podchodzić bliżej by zauważyć, że płakała. Policzki miała opuchnięte, a oczy również mocno były zaakcentowane. Resztki rozmazanego tuszu kłębiły się wokół kącików oczu, a on poczuł wyrzuty sumienia. Nie powinien zostawiać jej samej na całą noc. Mógł przecież sam znaleźć Pottera, albo dostarczyć ją do kamienicy, gdzie spędziłaby ten czas ze swoim sierściuchem.


Minął fotel, w którym spała i oparł się o barierki, spoglądając na słońce, które coraz wyżej wznosiło się w górę. Zawędrował myślami do Ministerstwa i jego nieudanych próbach utworzenia oddziału psychiatrycznego. Tyle walki jeszcze go czekało, by banda pożal się Merlinie pracowników Ministerstwa, uznała utworzenie nowej dziedziny psychiatrii w magicznym świecie za konieczność, a nie wymysł młodego Uzdrowiciela. Wypuścił ciężko powietrze, czując wzrastającą w nim bezradność.


- Wróciłeś – usłyszał jej cichy, zaspany głos. Obrócił głowę, spoglądając na nią, zapewne słyszała, jak wspinał się po schodach.

- Właśnie skończyłem dyżur – odszedł od barierek i zasiadł w drugim fotelu. Na stoliku zauważył nietknięte przekąski. Nic nie zjadła przez całą noc. Chciał cicho liczyć, że może zakradła się nocą do kuchni i podebrała parę kanapek, wesoło rozmawiając ze skrzatami, ale to już nie była ta sama dziewczyna, którą znał za czasów szkolnych. Poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku.

- Jak było? - zapytała, zakładając za ucho kosmyk włosów. Draco uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Dość intensywnie – również mogła zauważyć, że był zmęczony. Miał podkrążone oczy, a jego idealna zawsze cera była poszarzała. - Nie byłaś głodna?

Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz