Rozdział 6 - Akt własności

775 60 8
                                    


Hermiona spędziła cały weekend na Grimmauld Place 12. Przyjemna atmosfera, która unosiła się w powietrzu, sprawiła, że przez krótką chwilę czuła się jak za dawnych lat. Razem z Harrym, Ronem i Ginny siedzieli w salonie, popijając kremowe piwo i zajadając się słodyczami, które przyniósł z Miodowego Królestwa rudowłosy. Jakże było im beztrosko móc spotkać się po tak długim czasie i odetchnąć, nie martwiąc się o zbieranie horkruksów ani ucieczkę przed Voldemortem. Podczas długich rozmów, temat mimowolnie schodził na wojnę, co Hermionie niezbyt przypadło do gustu. Nie była pewna, czy było spowodowane to rozdrapaniem dawnych ran, czy może skupienie się na temacie profesora Snape'a. Niemal gryzła się w język, nie wiedząc, czy wyznać im, że profesor Snape żyje i ma się całkiem dobrze, że nadal stąpa po ziemi, nic a nic się nie zmieniwszy, rzucając wokół sarkastycznymi żartami i piorunując czarnym humorem.

Podświadomie czuła, że gdyby zdradziła sekret profesora Snape'a ten pewnie czym prędzej dowiedziałby się o tym. Przekląłby ją na samego Merlina, ani razu nie zjawiwszy się już w księgarni. Nie była pewna czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Ostatni raz widziała go w zeszłym tygodniu. Od tego czasu słuch o nim zaginął. Nie wiedziała, czy nawet miała prawo wspominać komukolwiek o tym, że Snape żyje. Bo gdyby ona uszła z życiem i ukrywała się, nie byłaby zadowolona, gdyby ktoś na prawo i lewo opowiadał, że powstała z martwych.

Dziwna myśl kiełkowała w jej głowie. Było to nieco kuriozalne raz jeszcze ujrzeć mężczyznę. Profesor Snape był piekielnie inteligentną osobą, a rozmowa z nim jakby nie miała końca. Czuła się świetnie, że może z kimś porozmawiać na głębsze tematy niż pogawędka o pogodzie, czy programie telewizyjnym.

Wzdrygnęła się, usłyszawszy dzwonek. Nieco boleśnie wydostała się ze swojej podświadomości, zdając sobie sprawę, że coraz częściej odpływała myślami, przebywając we własnym, wyimaginowanym świecie. W progu drzwi ujrzała panią Morgan, właścicielkę księgarni. Coś nieprzyjemnie ścisnęło ją za żołądek, gdy zauważyła na zwykle radosnej twarzy pani Morgan blady uśmiech.


- Hermiono mogłabyś zaparzyć herbatę? Mam świeże rogale, musisz koniecznie ich spróbować – powiedziała ochrypłym, niegdyś melodyjnym głosem, wykładając słodkości na talerz.


Długo jej nie zajęło, aby przygotować napar. Wychodząc z zaplecza, zagryzła wargę, czując w powietrzu nieco dziwną atmosferę. Nie potrafiła rozczytać, z czym dokładnie miała do czynienia, ale wiedziała jedno - Pani Morgan zamartwiała się czymś. Postawiwszy parujące kubki na stoliku, zauważyła mocno zaciśnięte piąstki kobiety. Spoczęła na sofie tuż obok właścicielki. Wyczuwając na sobie palące spojrzenie, obróciła się, spotykając niebieskie tęczówki. Kobieta studiowała, każdy cal twarzy Hermiony, a ten gest sprawił, że czym prędzej chwyciła za kubek, starając się ukryć zarumienione policzki.


- Jak dzisiejszy ruch? - zapytała, chwytając za rogala.

- Było dziś sporo osób, dopiero pół godziny temu się uspokoiło. Głównie zeszły książki dla dzieci. Musimy domówić najnowszy tom Przygód Zajączka, dzieciaki szaleją na jego punkcie.

- Dobrze, załatwimy wszystko – posłała jej delikatny uśmiech. Hermiona miała dziwne przeświadczenie, jakby ta mała czynność sprawiła kobiecie wiele wysiłku. Czym prędzej odepchnęła tę niedorzeczną myśl, usprawiedliwiając zachowanie pani Morgan przemęczeniem. - Lubisz tę pracę?

- Oh pani Morgan, uwielbiam – Hermionie oczy powiększyły się dwukrotnie – Książki to moja druga miłość, oczywiście zaraz po moim kocie Krzywołapie – zaśmiała się lekko.

Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz