Pierwsze Słowa

754 47 47
                                    

    – Nadajecie im imiona? – Usłyszałam chłopięcy głos. Znałam go.

    Był to Carl Grimes, starszy chłopak, który chciał się ze mną zaprzyjaźnić od pierwszego dnia, gdy wyszłam z bloku D na zewnątrz.

    – Jeden z nich miał plakietę z imieniem, dlatego nazywamy pozostałe – powiedziała jakaś blondyneczka, której nie kojarzyłam.

    – To nie ludzie – podjął znów chłopiec. – One zabijają i jedzą ludzi.

    I wtedy usłyszałam dziewczęcy głos, który bardzo dobrze znałam. Lizzie. Moja szkolna koleżanka, która uwielbiała mnie poniżać, przez to, że mój ojciec był pijakiem i to ja musiałam zajmować się Agnes. Nienawidziłam jej, dlatego odwróciłam się i przesiadłam ma dalszy kamień, wpatrując się w szwendaczy, którzy zgromadzili się przez płotem. Ciekawe czy byliby w stanie się do nas dostać.

    Obstawiam, że nie. Byli tutaj zbyt dobrzy ludzie.

    Słuchanie pocharkiwania i jęczenia tych zombie doprowadzało mnie do szału, przenosząc mnie w przeszłość do momentu, gdy zabiłam Agnes. Uniosłam głowę ku górze, czując jak jedna łza próbowała wydostać się z mojego oka. Nie mogłam na to pozwolić w miejscu publicznym.

    – Nad czym myślisz? – spytał Carl, zachodząc mnie od tyłu. Nie odezwałam się, wiedząc, że jeśli to zrobię wspomnienie mnie omami i mój głos się załamie. Zresztą nie czułam się zobowiązana do prowadzenia rozmowny z nim. Czternastolatek westchnął cicho, po czym usiadł obok na betonie.

    Nie prosiłam o to, ale nie powiedziałam ani słowa, aby go wyprosić.

    – Jak tak patrzę na niebo, to jedyne o czym jestem w stanie myśleć to o tym, że dawne czasy już nie wrócą. Czasami boję się patrzeć ku górze – mówił, wpatrując się w białe obłoki wiszące na błękitnym niebie. Zerknęłam na niego, zauważając jak marszczył nos i oczy, bo słońce za bardzo raziło. – Nigdy nie wiesz czy jakiś szwendacz zaraz cię nie dorwie. Muszę być czujny i chronić siostrę – dodał po chwili.

    Też miałam to robić.

    Obrona Agnes była moim jedynym zajęciem.

    I wiem, że w tym świecie takie rzeczy się zdarzały, bo razem z siostrą byłyśmy świadkami przemiany mamy, nie mogłam zapomnieć jej wyglądu i tego co zrobiłam. A raczej nie zrobiłam.

    Nic jednak nie powiedziałam, zaciskając usta i oczy.

    Siedzieliśmy w ciszy do momentu, aż się nie uspokoiłam. Otworzyłam oczy i wtedy zaatakował mnie błękit spojrzenia chłopaka. Wzdrygnęłam się, czując jak na moje policzki wpływa gorąc. Po pierwsze nie byłam przyzwyczajona do tak intensywnych spojrzeń, a po drugie przed chwilą powstrzymywałam łzy.

    – Co? – spytałam cicho, odwracając wzrok. Nie mogłam tego znieść.

    – Odezwałaś się do mnie – stwierdził z uśmiechem, który z łatwością wyczułam w jego tonie, a to w żaden sposób nie pomogło mi w pozbyciu się rumieńców wstydu. Jezu, miałam trzynaście lat, a zachowywałam się jak dziecko, zapomniając, że w tych czasach bycie dzieckiem jest niewskazane. – Muszę zapisać to w kalendarzu, zajęło ci to dwadzieścia dziewięć dni
.
    W tym momencie szybko na niego spojrzałam. Byłam zdumiona, czy on naprawdę to liczył? Czy naprawdę zajęło to tyle czasu? Tyle dni minęło od śmierci mojej siostry? Czułam jak moja mina zrzędła i zobaczyłam to samo u chłopaka.

    – Stało się coś? – spytał, szukając odpowiedzi w moich oczach. Były one brązowe, całkiem inne od tych, które były jego, ale mimo wszystko wiedziałam, że są takie same.
    Oboje byliśmy jeszcze dziećmi, gdy to wszystko się zaczęło. Ta apokalipsa była bezlitosna i nie szczędziła nikogo.
    Pokręciłam w odpowiedzi głową. Starałam się być spokojna. Byliśmy w końcu w bezpiecznym miejscu, gdzie wszystko było dobrze i gdyby nie charczenie dobiegające zza płotu, można by było się pokusić o stwierdzenie, że żyjemy w normalnym miejscu. Niestety tak nie było. Żyliśmy, a raczej udawaliśmy, że żyjemy, gdy wszędzie wokół czychała na nas śmierć.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz