Bezpieczeństwo Nie Istnieje

382 27 58
                                    

    Następnego dnia z samego rana, gdy na niebie nie było ani jednej chmurki, spacerowałam z Carlem. Nie bardzo mieliśmy co robić, bo wszystkie komiksy już przeczytaliśmy i jedyne co nam pozostało to spacery. Często też leżeliśmy w łóżku i się przytulaliśmy, ale za każdym razem, gdy słyszeliśmy jakiś szmer wystraszeni się od siebie odsuwaliśmy. Nie robiliśmy nic złego, ale nie chcieliśmy znów odbywać tej rozmowy z Michonne i Rickiem. Razem ustaliliśmy, że było to chyba najbardziej żenujące wydarzenie w naszym dotychczasowym życiu.

 
    – Jakieś plany na później? – spytałam, rozkoszując się ciepłym słońcem.

 
    – Będę musiał zająć się Judith, tata mnie o to poprosił – odparł, a ja się uśmiechnęłam delikatnie. Zazdrościłam trochę dziewczynce, że ma takiego brata. – A ty masz jakieś plany?

 
    Zerknęłam na niego. Wyglądał tak ładnie w swojej kurtce niebieskiej, kapeluszu i długimi włosami, które mieniły się w promieniach słońca.

 
    – Spotykam się z Mikey'em, chce mi coś pokazać – odpowiedziałam, obserwując jak jego szczęka się zaciska, a błogość uchodzi z jego twarzy. – Stało się coś? – spytałam, widząc nagłą zmianę w jego postawie i wzrok wbity prosto przed siebie.

 
    – Nie – powiedział od razu, ale wystarczyła chwila, by na mnie zerknął i westchnął cicho. – Właściwie to tak – stwierdził, a ja się zatrzymałam, patrząc na niego z troską.

 
    Pragnęłam od razu dowiedzieć się co i jak mogę mu pomóc. Nie dopytywałam, wiedziałam, że skoro przyznał, że coś się stało, to zaraz powie mi co. Także się zatrzymał, podchodząc do mnie.

 
    – Możemy iść dalej? – spytał, posyłając mi proszące spojrzenie. Pokiwałam głową, nie chcąc sprawiać, aby czuł się niekomfortowo.

 
    Czułam jak niepokój wypełnia moją głowę, bojąc się najgorszego. Nie pamiętam, aby ostatnio gdzieś wychodził, ale oczywiście mogło tak być, a on mógł zostać ugryziony i właśnie chciał mi to powiedzieć. Musiałam powstrzymać łzy, które pojawiły się w moich oczach, po tym scenariuszu. Wzięłam głęboki wdech, zbliżając się do chłopaka. Poczułam się pewniej i spokojniej dopiero w momencie, gdy nasze ramiona się dotknęły. Chciałam by mnie objął i przytulił, ale niestety tego nie zrobił, pozwalając mi śnić na jawie.

 
    – Mam już szesnaście lat – stwierdził po chwili. – Lub siedemnaście, lub dalej piętnaście, nie jestem pewien.

 
    Westchnął cicho. Musnęłam jego dłoń, zerkając na niego. Zauważyłam jak wpatruje się w nasze dłonie, po czym delikatnie wsuwa swoją dłoń w moją. Moje serce mi podskoczyło, również zerknęłam na nasze dłonie, pozwalając by moje palce splotły się z tymi jego. Musiałam wstrzymać na chwilę oddech i stłumić emocje, które mnie w tym momencie napadły. Czułam jak robi mi się gorąco, wątpiłam, że pogoda tak szybko się zmieniała, więc obstawiałam, że niedługo złapie mnie jakieś choróbsko. Dłoń mi mrowiła, a motyle w brzuchu szalały.

 
    – Problem polega na tym, że mimo iż dorastam nie potrafię siebie zrozumieć – wyznał po chwili, a ja znów na niego zerknęłam. Wyglądał tak pięknie. Chyba nigdy w swoim życiu nie widziałam tak pięknego chłopaka, pomijając do, że wielu ich już na świecie nie zostało.

 
    – Tego chyba nikt do końca nie potrafi – odparłam cicho. Carl na mnie zerknął, a ja zarumieniłam się pod jego czujnym spojrzeniem. Przejechał kciukiem po wierzchu mojej dłoni, wywołując ciarki na moim ciele.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz