Ulotne Chwile

142 15 1
                                    

Carl znów gdzieś wyszedł, a ja stałam na straży prze głównej bramie. Spokojne życie podobało mi się, ale jednocześnie zaczynałam się nudzić. Nie byłam osobą, która cieszyła się z wojny, bijatyi czy zwykłej kłótni słownej, ale za każdym razem, gdy myślałam tym co robią inni, zaczynałam czuć sie winna. Ja stałam tutaj i celowałam do powolnych sztywnych.

Przed bramami Alexandri w ostatnim czasie było niezwykle cicho, co sprawiało, że zaczynałam myśleć, iż naprawdę zaczynamy żyć normalnie. Nie licząc oczywiście tych szwendaczy, które wydawały te dźwięki, do jakich przyszło mi się już przyzwyczaić.

- Samaro! - Usłyszłam nagle głos pani Meryl, która była kobietą po trzydziestce. W bitwie ze Zbawcami złamała nogę i od tamtego czasu poruszała się z kulami, zrobionymi prowizorycznie z drewna. - Mogłabyś mi pomóc? - spytała, a ja pokiwalam głową z uśmiechem.

Szybko zeszłam z kładki, z której kilka dni temu spadłam, podeszłam do niej. Moja dłoń powędrowała na jej plecy.

- Co się stało? - zadałam pytanie.

- Chciałam, abyś pomogła mi z naszymi małymi ogródkami - wyznała, a ja mimo iż poczułam nutkę rozczarowania, pokiwałam głową. - Zostałam z tym sama, a trochę warzyw ocalało i warto by je zebrać, skoro i tak zapasów nie mamy jakoś wiele, a coś dawać reszcie musimy.

- Nie ma sprawy - rzuciałam beztrosko, a następnie nie przyśpieszając ruszyłam z Meryl w stronę pól.

Choć praca w polu nie była tym co chciałam robić, na ten czas nie mogłam narzekać. Musiałam schować swój pistolet i czekać na wieści, które niebawem przynieść miał Carl.

W spokoju pomagałam kobiecie, gdy nagle poczułam czyjeś dłonie, oplatające moją talię, z początku chciałam się odwrócić i przywalić tej osobie, ale zapach Carla bardzo szybko dotarł do moich nozdrzy, a rondel jego kapelusza uderzył mnie w tył głowy.

- Chciałbym ci kogoś przedstawić - powiedział szeptem. Meryl chyba nic nie zauważyła, albo po prostu udawała, aby dać nam trochę prywatności.

- Kogo? - zadałam pytanie, gdy kobieta wyprostowała się, popatrzyła na nasz ogródek, a poźniej na nas.

Carl pocałował mnie w ucho, co rozlało falę ciepła w moim wnętrzu.

- Skończyłyśmy. Cześć Carl - powiedziała Meryl. Chłopak zacisnął dłonie na mojej tali, po czym w moją szyję wymamrotał pozdrowienia. Kobieta odeszła, a my zostaliśmy sami.

- Więc kogo? - dopytałam z uśmiechem, obracając się w jego ramona w sposób taki, aby z łatwością móc ujrzeć jego twarz. - Hmm?

- Pamiętasz tego chłopaka, któremu postanwiłem pomóc, mimo tego, że tata zabronił? - spytał, patrząc mi w oczy. Uśmiech zniknął na moment z mojej twarzy. Skinęłam głową.

- Co z nim?

- Jest w Alexandrii - odpowiedział spokojnie.

Otworzyłam usta ze zduminienia, dłoń Carla bardzo szybko się na nich znalazła zupełnie tak jakby chciał mnie uciszyć. Ale ja nie zamierzałam krzyczeć. Spojrzałam na niego wymownie, marszcząc nieco gniewnie brwi. Chłopak bardzo szybko się odsunął.

- Jak? - spytałam tylko, oczekując bardzo szczegółowych, wyczerpujących tłumaczeń.

- Znaczy nie do końca w Alexadnrii, bardziej pod nią - odparł, a na jego twarzy tlił się zalążek dumnego uśmiechu. - Ale co ja będę ci tłumaczył. Po prostu ci pokażę.

W tym momencie chwycił mnie za nadgarstek i bez zbędnych słów zaczął mnie ciągnąć. Ludzi nie było dużo, a ci którzy po ataku i zdradzie musieli się kurować zwykle siedzieli w swoich skromnych domach. Zmarszczyłam brwi, gdy dotarliśmy do wejścia do kanałów, a chłopak jakby nigdy nic tam wszedł.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz