Walka z Koszmarem

416 24 44
                                    

    Wędrowaliśmy wzdłuż torów już dłuższy czas. Pogoda niestety nas nie rozpieszczała. Robiło się coraz zimniej i spanie na świeżym powietrzu nie było przyjemne. Jakiś tydzień temu znależliśmy jakąś pomnijeszą stację kolejową, skąd udało nam się wziąć wodę, jedzenie i zabić kilku sztywnych. W sensie Carl, Michonne i Rick ich zabili. Gdy ja próbowałam to zrobić prawie zostalam pogryziona. Niestety nie rozumiałam dlaczego tak było, przy ucieczce z więzienia udało mi się pokonać jednego z nich. Plus był taki, że mieliśmy gdzie przenocować, a ja znalazłam sztylet, który teraz mam przewieszony na sznurku do spodni. Po zagłębieniu się na stację dostaliśmy się też do kurtek i bluz.

    Teraz jednak było chłodniej, niż tydzień temu, a my byliśmy w lesie, nie gubiąc torów i siedzieliśmy przy ognisku, które miało nas ogrzewać. Nie mogło być duże, aby nikogo ani niczego nie przyciągnąć, więc nie było potulnie. Zimno i strasznie.

    Siedziałam w ścisku z Carlem na pustym plecaku i okrywaliśmy się jedną z większych bluz. Dłonie schowałam pod pachy, aby było mi cieplej. Miałam na sobie koszulę od chłopaka i skórzaną o wiele za dużą kurtkę z logo jakiegoś serialu, którego nie znała, natomiast Rick i Michonne jak tylko na nią popatrzeli, uśmiechnęli się jakby wrócili do starych dobrych czasów.

    – Myślisz, że jaki będzie terminus? – spytał mnie szeptem Carl, chuchając ciepłym powietzrem do mojego ucha.

    – NIe wiem, ale mam nadzieję, że będą mieli ogrzewane łóżka – odparłam, odwracając głowę w jego stronę. NIe zdałam sobie sprawy z tego jak blisko siebie jesteśmy dopóki nasze nosy się nie zderzyły.

    – I gorącą czekoladę – dodał Carl, nie odsuwając się. Popatrzył mi w oczy. W jego błękicie odbijał się ogień, co dawało poczucie prawdziwych iskierek podekscytowania skaczących w nich.

    – I dobre śniadania – mruknełąm z leniwym uśmiechem, wyobrażając sobie świeże śniadania. – I własne pokoje.

    – Właściwie to nie przeszkadzałoby mi gdybym musiał dzielić go z tobą – wyszeptał Carl. Tym razem w jego oczach zatańczyły iskierki wstydu, ale dalej nie spuszczał wzroku. Było to dosyć dziwne, bo gdybym ja się wstydziła, nie mogłabym nawet stać w jednym pomieszczeniu z daną osobą.

    – W sumie to ja też – zaznaczyłam cicho, czując gorąc na policzkach.

    Oho, zaczyna się.

    Na szczęście w tym momencie Rick się odezwał, przerywając nam rozmowę.

    – Prześpijcie się, wezmę pierwszą wartę. Ruszamy o świcie – oznajmił.

    – Dobranoc – rzuciłam niemal od razu, nie chcąc sprawiać kłopotu. Odsunęłam się od Carla, po czym przeniosłam nieco dalej, gdzie położyłam głowę na swoim ramieniu i zakryłam ucho kołnierzykiem za dużej kołdry.

    – Branoc – odparła Michonne, a ja się uśmiechnęłam, po czym zamknęłam oczy, czując jak Carl kładzie się obok i przykrywa nas bluzą, pod którą przed chwilą siedzieliśmy.

    – Noce są coraz chłodniejsze – mruknął do mojego ucha, aby następnie odwrócić się do mnie plecami.

    Byłam w szoku, ale z drugiej stony, to był Carl, który od samego początku o mnie dbał. Nie narzekałam, ale często było mi głupio, że nie mogę mu się odwdzięczyć.

    Wiedziałam, że nie usnę.

    I to nie z powodu Carla, który leżał przede mną i właśnie odwracał się w moją stronę, przez co moje policzka pokryły się rumieńcem, a serce zaczęło szaleć, w dodatku dziwne łaskotanie w brzuchu postanowiło dać o sobie znać.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz