Początek Końca

250 22 32
                                    

    Nie spodziewałam się, że widok ich obojga tak mnie zaboli. Wcześniej dostawałam od swojego serca znaki, że nie powinnam ich razem oglądać, ale ignorowałam to. W końcu Enid była jedyną dziewczyną w moim wieku, z którą miałam w miarę dobre relacje, nie mogłam tego zaprzepaścić, przez urojenia, które teraz gdy stali tak blisko siebie, wcale nie wydawały się takie bezpodstawne.

    Nos Carla Grimesa znajdował się bardzo blisko tego należącego do Enid. W moim sercu kiełkowała się nienawiść. Chciałam tam podejść i coś zrobić, ale mnie zamurowało i nie byłam zdolna ruszyć nogami, nawet po to, aby wziąć amunicję, po którą tutaj przyszłam. Czułam jakby moje nogi wrosły w ziemię, a oczy nie potrafiły się ruszyć, aby oderwać od nich wzrok.

    Enid coś powiedziała.

    Carl odpowiedział.

    Enid znów coś powiedziała.

    Carl znów odpowiedział.

    Zagryzłam wargę, z całej siły starając się ruszyć i dopiero za trzecią próbą, gdy dziewczyna kierowała się w stronę szafy, gdzie znajdowała się główna część broni, a chłopak poszedł za nią, udało mi się.

    Powoli podeszłam do stołu z amunicją, od razu zauważając odpowiednią. Wtedy do moich uszu dotarł dźwięk zatrzaskiwania drzwi. Zwróciłam się w stronę hałasu i ujrzałam Carla, który podkładał krzesło pod klamkę, aby Enid nie mogła stamtąd wyjść. Moje serce zabiło szybciej, gdy dziewczyna waliła w drewno i wyzywała Kowboja. Nie chciałam zabrzmieć wrednie, ale zasłużyła sobie na to. Zresztą Carl, który właśnie odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem też.

    Czułam się przez niego oszukana, bo przez poprzednie dni, gdy do niego wróciłam, gdy wrócił Rick i Michonne, gdy Carol i Maggie się odnalazły, mówił jakie to ma szczęście, że jest ze mną. Że cieszy się, iż przybyłam wcześniej, że jestem cała i zdrowa, a teraz prawie całował się z dziewczyną.

    – Samaro? Wszystko w porządku? – spytał, zbliżając się do mnie o krok.

    Oddaliłam się o tej krok, nie chcąc być blisko niego, bo wiedziałam, że wystarczy, iż spojrzę w jego cudowne oczy i moje serce zignoruje ten dziwny ból i wskoczy w ramiona chłopaka. Patrzyłam uparcie w podłogę ściskając amunicję. Pokiwałam głową.

    – Tak – odparłam cicho, nie chcąc by mój głos zdradził to co czułam naprawdę.

    Teraz nie było na to czasu. Musiałam się przygotować do wyprawy, od której zależały to czy Maggie uzyska pomoc czy nie. Odwróciłam się, ignorując to jak się do mnie zbliżał i bez słowa wyszłam z pomieszczenia, zupełnie tak samo jak on pierwszego naszego dnia w Alexandrii.

     – Czekaj! – zawołał za mną, kładąc swoją dłoń na moim odsłoniętym ramieniu.

    Miałam na sobie bluzeczkę na ramkach, która opinała się na moim ciele i luźne spodnie z niskim stanem, a koszulę w kamperze. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, która na pewno była wyraźnie wyczuwalna przez chłopaka.

    – Po co? Żebyś zamknął mnie w szafie tak jak Enid? – spytałam, zatrzymując się jednak.

    Wolałam to rozwiązać tutaj, na uboczu, niż przy pozostałych. Zwróciłam się w jego stronę. Na głowie miał kapelusz, był ubrany w koszulę w kratę, a na oku miał świeży bandaż. W zdrowym błękicie ujrzałam niezrozumienie i nutkę bólu.

    – Po co miałbym cię zamykać?

    – Nie wiem, a po co zamknąłeś Enid? – spytałam, zakładając ręce na piersi.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz