Kwiaty i Rana

149 15 8
                                    

    Wpadł na nią zupełnie przypadkiem, sprawiając, że wylała na siebie gorącą herbatę. Poplamiła swoją jasną bluzkę i pomoczyła ciemne włosy, opadające na piersi.

    Zaczęła wycierać szybko plamy, ale one tylko się powiększyły. Westchnęła cicho, odgarniając jednym ruchem głowy włosy, które wpadły jej na oczy i zerknęła na niego. Nie wyglądała na złą, właściwie wydawała się rozbawiona.

    Uśmiechnęła się delikatnie, spowalniając jego świat.

    — Przepraszam cię najmocniej — powiedział, wpatrując się w nią.

    Jego cieme oczy zauroczyły się jej łagodnym uśmiechem. Machnęła na to ręką, próbująć dalej zmyć plamę z bluzki, jednak i po chwili z tym dała sobie spokój.

    Spojrzała w jego oczy. Różne odcienie tego samego koloru się połączyły, zmuszając młodego mężczyznę do wypowiedzenia, czegoś, czego nigdy nie spodziewał się powiedzieć.

    — Podarujesz mi godzinę swego życia? — spytał szybko.

    Nie miał pojęcia jak dziewczyna na to zareaguje, a jednak nie mogł z tym czekać. Był pewien, że gdyby minęła kolejna minuta nie miałby odwagi.

    — Dobrze — odparła niceo zdziwiona, czego nie dała po sobie poznać. — Chodźmy w takim razie — powiedziała po chwili, wyciągając w jego stronę ramię, które powinien był przyjąć.

    On jednak pokręcił głową. Spojrzał na zegarek, po czym do niej podszedł. Patrzył jej w oczy. Zawiał wiatr i jej długie, ciemne włosy musnęły jego lewy policzek, poruszając stado motyli w jego brzuchu. Przymknął na chwilę oczy.

    — Spotkajmy się tutaj, jutro dokładnie o dziewiętnastej dwie — powiedział i odszedł, rozkoszując się jeszcze chwilowym dotykiem jej włosów na jego policzku.

    Zdziwiona dziewczyna popatrzyła za nim. Uderzyła się delikatnie w głowę z uśmiechem. Nie mogła uwierzyć w to jak głupia się okazała, gdy postanowiła się jutro tutaj zjawić.

    ❀❀❀

    Następnego dnia o dziewiętnastej jeden, punktualnie zjawiła się w centrum miasta, które było oświetlone pięknymi, kolorowymi lampkami. Ubrana w zwiewną, zwężaną w pasie, żółtą sukienkę do kolan, czekała na niego.

    Zjawił się, gdy wielki zegar na ratuszu wskazał dokładnie dziewiętnastą dwie. Zasłonił jej delikatnie oczy, rozkoszując się jej słodkim zapachem. Pachniała jak róże i pergamin.

    Uśmiechnęła się szeroko, ukazując swój dołeczek. Przez chwilę martwiła się, że był to głupi żart i chłopak się nie zjawi.

    Cofnął dłoń, a ona odwróciła się jego kierunku. Podarował jej bukiet kwiatów.

    — Zapraszasz mnie do flirtu? — spytała, odbierając bukiet.

    — To frezje — odparł, nieco speszony i zszokowany, że dziewczyna znała znaczenie tych kwiatów.

    Mało kto, kogo znał, potrafił rozróżnić kwiaty, a co dopiero wiedzieć co mówią.

    — Które, gdy komuś je dajesz, oznaczają zaproszenie do flirtu — odpowiedziała, przykładając je do nosa, by powąchać.

    Pięknie wyglądała z kwiatami przy twarzy. Zain nie mógł oderwać od niej spojrzenia przez najbliższe kilka sekund.

    Po chwili zerknął na zegar, minęła minuta ich spotkania.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz