Złotooka po raz pierwszy od dawna wpatrywała się w lekarza tak długi czas. Wyraźnie wstrząśnięta wbijała osłupiałe spojrzenie w Martis'a, obecnie silącego się na spokój.
- Jak to umiera..? Ile profesor ma lat? Kiedy? Co? Jak? Widziałeś się z nim?
- Nie umiera w dosłownym znaczeniu tego słowa. Widuję się z nim średnio kilka razy w miesiącu. Zależy to od tego czy potrzeba mnie w szkole.
- W takim razie, dlaczego mnie straszycie? Już myślałam, że szykuje się jakiś pogrzeb, albo delegacja do jego domu.. Co się z nim dzieje?- Chwyciła za swoją kawę, upijając kilka łyków na uspokojenie.
- Powiedzmy, że ma swego rodzaju wizje, przepowiada przyszłość swoim zawiłym językiem i okrężną drogą podpowiada, co naprawić.- Podniosła brwi na słowa byłego.
- Robi się gorąco. Co powiedział?
- Dużo, ale interesują cię tylko te rzeczy związane z dziwną chmurą, twoimi zabawkami i tym, co wybierzesz. Inaczej mówiąc, trzymaj się z daleka od nieznanego, uważaj z kim rozmawiasz i nie wdawaj w romanse. Twoja decyzja co z tym wszystkim zrobisz.- Napił się kawy ze swojej filiżanki.- On tylko ostrzega, a my mamy zrobić to, co słuszne. Nie patrz tak na mnie, przekazałem ci odpowiednie informacje i sądzę, że mogę wrócić na oddziały. Miłego dnia.
Dopił swoją kawę, po czym wstał, kiwając delikatnie głową. Greta przeniosła swoje ostre spojrzenie na chirurga, który natychmiast podniósł ręce w geście obronnym.
- I tyle? Tylko tyle? - zapytała podnosząc ton wystarczająco, aby kilka osób zwróciło głowy w ich stronę.- Nie wierzę. Clay umiera? Nie, oczywiście, że nie umiera. Coś ważnego? Zaprzestań romansów. Nikogo nie interesuje, że Martis był ostatnim. Zapomnij o nim. Nie umiem! Porozmawiaj. Akurat będzie chciał brać w tym udział. Idź się leczyć. Na pewno pomoże. - Dreem przyglądał się czerwieniącej kobiecie.- Przetłumaczysz mu w końcu, żeby gadał normalnie? Dziękuję. - Odsunęła się ze swoim siedzeniem, głośno szurając po płytkach.
Zabrała swoje rzeczy, żeby wyjść ze szpitala głównymi drzwiami. Wsiadła do żółtego samochodu, a po chwili odjechała, ponownie zatapiając się w rozmyśleniach. Czy go jeszcze kochała? Na pewno nie. Co mu zrobiła? Krzywdę niewyobrażalną. Czy był ostatnim? Okłamywała samą siebie, żyjąc w tym błędnym przekonaniu. Czy bolało? Jak cholera. Dlaczego więc to robiła? Nie wiedziała. Ile razy nie próbowała przestać, ponownie urządzała schadzkę. Ile razy chciała, tyle razy się schodzili. Uderzyła się w czoło otwartą dłonią. Zniszczyła to. Jego. Wykorzystała. Tak bardzo tego nie chciała i obawiała. Kochał ją. Ile razy dawał szansy? Stanowczo za dużo. Był dla niej zbyt miękki. Jeden z najtwardszych i stanowczych facetów jakich znała, a było ich dużo, był dla niej miękki. DLA NIEJ!
Pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Czy żałowała? Bardzo. Tak bardzo żałowała..
Tyle razy ile w ciągu dnia przypominała sobie jego uśmiech, jego śmiejące się oczy, żałowała.Zostaw go, już go nie ma. Jest! Jest cały czas! Czy on zapomniał o niej? Nie wiedziała. Zimne spojrzenie, którym obdarzał tą kobietę nie było tylko przepełnione chłodem, a była w nim również boleść. I jedno stanowcze pytanie.
Dlaczego?
Oparła się dłońmi o umywalkę, mocno wbijając palce w porcelanę. Na jej zaczerwienioną twarz spłynęła ciemna kurtyna kręconych włosów. Odkręciła wodę, żeby ochlapać się zimną wodą. Złapała gwałtownie powietrza, kiedy usłyszała głos. Tak bardzo dobrze znany i upragniony do usłyszenia głos Harry'ego.
- Rettie, nie płacz. Wszystko się ułoży. Musisz tylko tego chcieć.
- Chcę..
- Musisz uwierzyć. Ufasz mi?
- Tak. Ufam ci, Harry. I zawsze będę. Chcę wyzdrowieć. Bardzo..
- Wiem Rettie. Daj mi rękę, pomogę ci i wyjdziemy z tego razem.
- Razem. Na zawsze?
- Na zawsze..
Ostatnim co poczuła był ból głowy dużo większy niż ten spowodowany płaczem. Osunęła się na podłogę i upadła z łoskotem na zimne płytki.
***
Ciche i miarowe pyknięcia odbijały się od ścian pustej sali. Rozchyliła usta. Otworzyła jedno ze złotych oczu i że zdziwieniem stwierdziła, że znajduje się na jednej z szpitalnych sal. W progu stanął lekarz o znajomej kobiecie twarzy i na tej cesze kończyła się ich znajomość. Ani imię, ani nazwisko mężczyzny nie było jej znane. Odczytał coś z kartki umieszczonej na zielonej teczce, żeby obwieścić Grecie nowinę:- Przykro nam, poroniła pani- stwierdził głosem wypranym z jakichkolwiek emocji, a już na pewno nie wyrażały współczucia.
- Słucham? Przecież nie..- urwała, przypominając sobie wszystko.
- Nie? Z całą pewnością. Ktoś zadzwonił po karetkę, zemdlała pani na posadzce w pańskiej łazience. - Odparł nie obdarzając jej choć jednym spojrzeniem.
- Kto zadzwonił?
- Pani matka, jak śmiem twierdzić. - Bez słowa opuścił białą salę, zostawiając kobietę i jej intensywne myśli samym sobie.
CZYTASZ
Bluebell
Science FictionRok 2100. Gatunkowi płci żeńskiej grozi wyginięcie, a ludzie dążą do tworzenia potomków za pomocą syntetycznie wyprodukowanych komórek jajowych lub plemników. Dążą do możliwości posiadania dzieci bez pomocy drugiej połówki. Prace nad projektem trwaj...