Kilkukrotnie kliknął w przyciski myszki, odwracając kamerkę w odpowiednie ułożenie na środkowym pierścieniu. Poprawił czarne okulary, powiększając obraz w komputerze. Był koniec października, a naukowiec siedział w swojej pracowni jedynie w podkoszulku na ramiączka i dresowych spodniach od piżamy. Przekręcił pokrętło w myszce, kilkukrotnie obrócił obraz, a gdy mignął mu przed oczami idealny obraz, powiększył go jeszcze bardziej.
Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Spojrzał na zegarek, odczytując z niego idealnie 02:29. Przetarł lekko oczy, następnie robiąc zdjęcie ekranu i wydruk. Już widział minę swojego wykładowcy oglądającego to zdjęcie.
Pobrał nieco odpowiedniej dawki witamin oraz innych składników odżywczych, które pipetą wstrzyknął do kotła. Pochylił się nad naczyniem z nieodgadnioną miną.
- I co teraz? Hmm? Jak mam cię nazwać? Mała.. nie mam pomysłu. Ale na to mamy jeszcze dużo czasu, prawda? Świat zwariował.. A to wypadki przy elektrowniach, to podejrzane chmury, teraz kolejne przepowiednie Clay'a sprawdzają się i to wszystko ma jeden wspólny mianownik. Geny. Geny, maleńka. A skoro już znamy twoją tożsamość.. będziemy chronić jak tylko to możliwe. Zobaczysz, jeszcze wszystko wyjdzie na prostą. Czyli za kolejne 100 lat.. Głupota ludzka jednak nie zna granic. A jutro pieszczenie wszystkich dzieciaków siostry, po kolei. Ciocia Olivia i jej dzieci, twoi kuzyni. Za parę lat jak podrośniesz, dogadasz się z tą trójką urwisów. Jakoś to będzie, Mell? Bell? Mamy już Isabellę. Nell? ... Ohhh, zobaczymy. A teraz kochanie idę spać, dobranoc, dojrzewaj i widzimy się jutro.
Zgasił wszystkie lampy oprócz tej przy stanowisku, upewnił, iż wszystko jest na swoim miejscu i wspiął schodami na górę, uprzednio zabezpieczając wszystkie możliwe zamki oraz kody. Wszedł do swojej sypialni, a gdy już pakował się pod kołdrę z zamiarem zaśnięcia, irytujący dźwięk telefonu wytrącił go z równowagi. Warknął gardłowo i już przygotowywał do powiedzenia albo dobranoc rozmówcy, albo odrzucenia połączenia, jednak numer dzwoniący do niego o tej porze wymagał natychmiastowego odbioru.
Ten konkrety numer dzwonił o takich godzinach tylko wtedy, gdy działo się coś naprawdę poważnego. Przeciągnął zieloną słuchawkę do góry i szybkim ruchem przyłożył sprzęt do ucha. Dźwięk, jaki się z niego wydobył zadziwił go jeszcze bardziej:
- Tak słucham?- zapytał w słuchawkę telefonu, na co odpowiedziało mu ciche zakwilenie.- Co się stało? - ponownie zadał pytanie, zaczynając denerwować.- Halo..
- Harry.. Ja... - Łapała głośno powietrze.- Zrobiłam wszystko źle. Wszystko się psuje..
- Greta, przejdź do rzeczy. O co chodzi?- dodał zaniepokojonym głosem.
- Jestem w szpitalu i.... I.... Poroniłam..- Kwilenie przeobraziło się w wycie, a nogi Martis'a odmówiły posłuszeństwa. Cofnął się o kilka kroków do tyłu, opadając na łóżko.
- Greta, kiedy, z kim?
- Nie wiem z kim...! - Ponownie złapała powietrze.- Byłam w ciąży...
- Byłaś w ciąży, ale z kim? - Rozejrzał się po pokoju, próbując zebrać myśli.
- Nie mam pojęcia z kim, Harry. Jeszcze nigdy nie byłam w ciąży z nikim. Nigdy się takie coś nie zdarzyło. - Niemal piszczała w telefon.
- Myśl Greta, myśl i jeszcze raz myśl. Mówiłaś, że ja byłem ostatni, to niemożliwe. Ostatni raz widzieliśmy się dwa tygodnie przed przyjęciem projektu i nawet do niczego nie doszło. Już dawno miałabyś objawy, a ciąża byłaby widoczna. A poza tym, zawsze, ale to zawsze byliśmy zabezpieczeni. Nie chciałaś dziecka, dlatego uszanowałem twoją decyzję. A oprócz tego, po kilku schadzkach zaprzestaliśmy z wyczynianiem czegokolwiek.- Kwilenie ponownie zmieniło się w płacz, wcale nie głośny, a tylko raptowne nabieranie powietrza do płuc świadczyło o płaczu.- Ret, uspokój się, to nic nie da.
CZYTASZ
Bluebell
Science FictionRok 2100. Gatunkowi płci żeńskiej grozi wyginięcie, a ludzie dążą do tworzenia potomków za pomocą syntetycznie wyprodukowanych komórek jajowych lub plemników. Dążą do możliwości posiadania dzieci bez pomocy drugiej połówki. Prace nad projektem trwaj...