Rozdział XIV

12 4 0
                                    

Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem, kiedy Rene wyszedł z komnaty. Powoli zmierzchało, toteż wokół było ponuro i ciemno, jedynie na obydwu końcach korytarza migotało światło płomienia pochodni. No tak — mruknął do siebie Rene — nie ma to jak błąkanie się po mrocznym zamczysku i to w dodatku samemu. Przyprawiało go to o gęsią skórkę. Bycie sługą wydawało mu się dość prostym zadaniem, przecież trzeba tylko wykonywać rozkazy rycerza, któremu się służy. Teraz jednak zdał sobie sprawę, że to wcale nie musi oznaczać niczego łatwego. Był prawie pewny, że polegnie na pierwszym zadaniu. W końcu zamek Odenrika ma chyba z pięćset komnat i drugie tyle korytarzy, pomijając jakieś ukryte przejścia, które z pewnością się tu znajdują... a co, jeśli przez przypadek utknie się w jednym z nich? — pomyślał. Mógł mieć jedynie nadzieję, że po drodze spotka kogoś ze służby, kto byłby skłonny wskazać mu jak najkrótszą drogę do kuchni, bowiem nie uśmiechały mu się długie poszukiwania i wędrówka przez ciemne korytarze.

Odetchnął zatem głęboko i ruszył w wybraną przez siebie stronę. Tak mu się zdało, polegając na swoim wyobrażeniu o zamkach, że królewskie kuchnie powinny znajdować się gdzieś na dolnych piętrach zamku, toteż kiedy natrafił na klatkę ze schodami skierował się w dół. Jak dotąd na swojej drodze nie spotkał nikogo, korytarze były puste, na horyzoncie żadnej służby, rycerza, ani jakiegokolwiek strażnika.

Po kilku sekundach Rene zatrzymał się w pół kroku. Usłyszał odgłos czyichś kroków z drugiego końca korytarza — z miejsca, do którego akurat podążał. Dźwięk stawał się głośniejszy i odbijał się echem od ścian, ale postaci nie było dobrze widać w panujących ciemnościach, jedynie jej słaby zarys.

Wstrzymał oddech.

Wiedział, że nie jest intruzem, że wszyscy tutaj będą uważać go za sługę, i że z tego powodu nie powinna stać mu się żadna krzywda. A mimo to się bał.

Zbliżająca się postać powoli wkraczała w krąg bladego światła rzucanego przez płonącą pochodnię, pod którą stał właśnie Rene. Postać zwolniła kroku i przystanęła na moment, kiedy dostrzegła stojącą na korytarzu osobę, po czym niepewnym krokiem postąpiła na przód, jakby chciała ominąć chłopaka, ale znów zatrzymała się. Stała teraz jakiś metr od Renego i przyglądała mu się z boku. Młody druid zerknął na osobę stojącą obok niego i, ku jego zaskoczeniu, nie zobaczył twarzy sługi, rycerza lub samego Odenrika, który tak bardzo go przerażał, a oblicze pięknej młodej kobiety.

Mając na uwadze to, w jakich czasach się znajduje i pamiętając z książek co nieco o zachowaniu wobec ludzi szlachetnie urodzonych, szybko wyprostował się i ukłonił. Dziewczyna w długiej sukni i o takiej urodzie z pewnością musiała mieć szlachetne pochodzenie.

— Wszystko w porządku? — zapytała ciepłym tonem.

Na oblicze młodej kobiety padał pomarańczowo-żółty blask płomieni. Dopiero teraz Rene zauważył, że twarz dziewczyny pokryta jest licznymi piegami, które — jak sam stwierdził w myślach — przydawały jej niezwykłego uroku.

— Ja... — zaciął się, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa.

Młoda kobieta skinęła lekko głową i uśmiechnęła się, jakby chciała dodać mu otuchy. Gest ten rzeczywiście miał łagodzący wpływ na Renego, bo nagle cały strach z niego zszedł. Jednak to nie strach, a zupełnie coś innego plątało mu język.

— Ja... szukam kró-królewskich k-kuchni — wyjąkał.

— Och... — westchnęła kobieta. — Idziesz w dobrym kierunku. Musisz udać się do końca tego korytarza, a następnie zejść dwa piętra w dół — wskazała w tamtą stronę, po czym zwróciła spojrzenie brązowych oczu z powrotem na chłopaka. — Później już będziesz wiedział, gdzie iść. Pokieruje cię zapach przygotowywanej strawy — uśmiechnęła się.

Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna TwierdzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz