Rozdział XIX

13 4 0
                                    

Nadszedł ranek, a wraz z nim w mieście wybuchło wielkie zamieszanie. Nie za sprawą odbywającego się w tym dniu turnieju, lecz z powodu, iż brama miasta została ponownie otwarta. Niby nic dziwnego, pomyślałby każdy inny mieszkaniec krainy, ale przyjazd kogokolwiek do Dierneburga był wydarzeniem nadzwyczajnym. Odenric, już jako władca, zamknął na cztery spusty swoje królestwo zarówno dla poddanych, jak i przyjezdnych. Częsty widok otwartej bramy i przechodzących przez nią pieszo i konno ludzi jest obrazkiem już niemal zapomnianym, widzianym ostatni raz przez mieszkańców za czasów panowania Tegana, ojca Odenrika. Teraz jednak, podczas organizowanego turnieju, do Dierneburga przybywało wielu rycerzy i wojowników. I tym razem mieszkańcy mieli okazję powitać spóźnionych gości.

Przez bramę przejechał mały orszak składający się z sześciu rycerzy na koniach i dowódcy, który jechał przed nimi na czele. Rycerz jadący tuż za dowódcą dzierżył w ręku czerwoną flagę, na której widniał biały smok. Dowódca natomiast, którym był król Artur, siedział mężnie wyprostowany na swej klaczy, a jego lekko przydługie brązowe włosy targał wiatr. A tego dnia wiało paskudnie. Pogoda wciąż utrzymywała się taka sama odkąd przyjechali tu Rene i Amis.

Rycerze pod sztandarem białego smoka otoczeni przez żołnierzy Dierneburga zmierzali teraz w stronę zamku. Miejscowi przyglądali się im z zaciekawieniem, niektórzy chcieli podejść nawet bliżej, jednak porozstawiani na drodze strażnicy skutecznie im to uniemożliwiali. Mieszkańcy doskonale wiedzieli, kim są goście. Od razu rozpoznali chorągiew Camelotu. Z tym widokiem wezbrała w nich również nadzieja, że być może zostaną oni wyzwoleni spod okrutnej władzy tyrana. Król Artur trzymał jednak spojrzenie niewzruszone, skierowane uparcie przed siebie. Celem było ponure zamczysko w kształcie kwadratowej bryły i jego pan, Odenric, z którym Artur miał przeprowadzić rozmowę.

Kiedy przejeżdżali przez bramę prowadzącą na dziedziniec, Odenric czekał już na nich u stóp schodów w towarzystwie paru swoich żołnierzy, wśród których znalazł się również Ravelin. Amis i Rene, zaalarmowani nagłym poruszeniem wśród służby, również wyszli ze swojej komnaty. Stali teraz na drugim piętrze przy oknie z widokiem na dziedziniec i z kamiennymi wyrazami twarzy obserwowali to, co działo się na zewnątrz.

— Jesteś pewny, że wiadomość dotarła do króla? — zapytał Amis Renego.

— Na sto procent. Już ci mówiłem, co się wtedy stało — odparł chłopak.

Rene, zaraz po tym kiedy posłał list do króla Artura, popędził do komnaty i opowiedział wszystko byłemu rycerzowi. O tym, jak udało mu się zaklęciem sprawić, aby gołąb odleciał, a następnie, jak patrzył oczami ptaka. Był przekonany, że rycerz, którego wtedy widział, to król Artur, a obecny widok na dziedzińcu tylko to potwierdzał.

— Ale nie widziałeś, jak odbiera ten list — powiedział były rycerz.

Rene pokręcił głową.

— Nawet nie wiem, czy dostrzegł tego gołębia — przyznał zrezygnowanym tonem.

— W takim razie król Artur mógł zwyczajnie go zignorować.

— Albo twój list — dodał cicho Rene, nie patrząc na przyjaciela, lecz zaraz tego pożałował.

Amis łypnął na niego.

— No co? — młody druid zrobił niewinną minę. — Sam mówiłeś... — zaczął i tu Amis zmrużył groźnie oczy — ...że nie jesteś już jego rycerzem. Może dlatego król Artur postanowił przyjechać tu osobiście.

— Chciałeś powiedzieć, że król Artur nie darzy mnie zaufaniem — sprostował Amis.

— Nie to miałem na myśli — zaoponował Rene, jednak niepewnym tonem, gdyż właśnie dokładnie to miał na myśli.

Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna TwierdzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz