Rozdział IX

12 3 0
                                    

Rene nie mógł powiedzieć, że dalsza część drogi była przyjemna. Po pierwsze, spędzanie dużo czasu w siodle sprawiało, że zaczęły boleć go plecy i mięśnie nóg. Po drugie, rana na ramieniu cały czas dawała mu się we znaki. Miał przez to ograniczony ruch lewą ręką. Dziwił się nawet, że jest w stanie utrzymać wodze Frei. Rad był więc, gdy Amis w pewnym momencie uniósł dłoń w górę, dając znak, że się zatrzymują.

Właśnie znajdowali się w gęsto porośniętym lesie. Przed nimi rosły krzewy — tak wysokie i bujne, że trudno było cokolwiek przez nie dostrzec. Konie stanęły jak wryte i strzygły raz po raz uszami, uważnie nasłuchując. Amis natomiast siedział spokojnie w siodle i spoglądał to w górę, to w lewo i w prawo, jakby podziwiał ten niezwykły żywopłot, który ni stąd ni zowąd wyrósł sobie w środku lasu.

Rene poczuł dziwną aurę tego miejsca. Czuł, jakby coś przyciągało go w stronę tego, co znajdowało się za krzewami. I gdyby nie to, że Amis kazał im się zatrzymać, spróbowałby przecisnąć się przez gąszcz gałęzi. Zerknął w stronę swojego towarzysza, który właśnie schodził z konia.

— Czujesz to? — spytał.

— Co?

— Sam nie wiem... jakąś dziwną energię.

— Nie wątpię — zgodził się Amis — bo właśnie dotarliśmy na miejsce. Znajdujemy się przed kryjówką Amargeina.

— Ukrywa się za tymi krzakami?

Były rycerz kiwnął głową.

— Gdzieś tu powinno być wejście... — mruknął przechadzając się wzdłuż żywopłotu i sprawdzając każdą najmniejszą szczelinę.

— Byłeś już tu kiedyś? — zapytał Rene, obserwując go.

— Oczywiście. Jak inaczej byśmy tu trafili? Tylko wtedy Amargein wiedział, że się zbliżam i już na mnie czekał...

Zanim skończył zdanie żywopłot przed nimi poruszył się i po chwili liściaste gałęzie zaczęły się rozsuwać, a pędy w niższych partiach krzewów chować z powrotem pod ziemię. Rene po raz pierwszy widział tak niezwykłe zjawisko i zdał sobie sprawę, że to, co właśnie działo się na jego oczach to najprawdziwsza magia.

Rozsuwające się gałęzie formowały owalne przejście, a oczom Renego i Amisa ukazał się chudy, niski staruszek z wyciągniętą przed siebie ręką. Mężczyzna miał na sobie wzorzysty płaszcz z koła, który wlókł się po ziemi. Jego twarz przepełnioną skupieniem okalały długie siwe włosy sięgające do pasa oraz tak samo długa siwa broda. Rene nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, ponieważ starzec wyglądał tak, jakby owinął się kołdrą. Kiedy mężczyzna opuścił rękę, gałęzie drgnęły jeszcze raz, zanim zamarły w bezruchu. Twarz mężczyzny rozjaśnił promienny uśmiech.

— Mógłbyś tak szukać całą wieczność, Amisie, a i tak byś się tutaj nie dostał — powiedział melodyjnym głosem i wykonał ruch ręką, jakby chciał pokazać coś, co znajduje się za nim. — Widziałem was w moim krysztale.

Rene odchylił się nieznacznie w bok, aby sprawdzić, czy rzeczywiście gdzieś tam dalej jest jakiś kryształ, ale jedyne co zobaczył to niewielką drewnianą chatkę ze słomianym dachem, z którego zwisały jakieś ozdoby dyndające wesoło na wietrze.

Amis zrobił dziwną minę.

— W rzeczy samej, Amargeinie. Znowu mnie podglądałeś?

— Zwykle mam w zwyczaju obserwować to, co dzieje się wokół mojego domu — odparł Amargein, po czym jego wzrok padł na Renego.

Nagle jego oczy błysnęły i zrobiły się wielkości złotych monet.

— Jednak to prawda — wyszeptał, a Rene zaczął zerkać niepewnie to na Amisa to na starca.

Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna TwierdzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz