Rene biegł ile miał sił w nogach. Dobrze zdawał sobie sprawę, że nie pozostało mu wiele czasu, bo Odenric i jego żołnierze lada chwila rozpoczną za Amisem pościg. A jak bardzo Rene chciał opuścić już to przeklęte miasto wraz ze swoim przyjacielem i rycerzami Camelotu, tak samo bardzo przywiązany był do swojej klaczy, Frei. Nie mógł jej tak po prostu zostawić. Mimowolnie sięgnął ręką do wisiorka, aby sprawdzić, czy go nie zgubił, a następnie dotknął miejsca, gdzie pod peleryną schowany miał podarowany mu przez Amisa sztylet. Od razu poczuł się pewniej.
Gdzieś w oddali za sobą usłyszał krzyki i głuchy tętent kopyt. Spanikowany skręcił w jedną z wąskich bocznych uliczek, licząc, że być może znajdzie jakiś skrót, który pozwoli mu szybciej dostać się do stajni. Nie mylił się. Wystarczyło minąć parę domów i przejść alejką w prawo, aby znaleźć się na tyłach budynku, w którym trzymane były konie. Kiedy znalazł się w środku, od razu dostrzegł białego wierzchowca należącego do Catrin. Jego też nie mógł tu zostawić. Podszedł do niego powoli, żeby go nie spłoszyć i odwiązał sznur, którym ogier przywiązany był do jednej z beli, po czym rozejrzał się za Freyą. Nie miał problemu z jej odnalezieniem, bo, tak jak przypuszczał, była w tym samym miejscu, kiedy ostatni raz odwiedzał ją tutaj z Amisem.
Nie było czasu na osiodłanie klaczy. Zdecydowanie zajęłoby mu to zbyt dużo czasu. Musiał jakoś wspiąć się na jej grzbiet i zaryzykować jazdy na oklep. Nim jednak to zrobił, przypomniał sobie o czymś ważnym — w komnacie jego i Amisa zostały wszystkie ich rzeczy. Tak naprawdę nie było czego żałować. Amis może jakoś pogodziłby się ze stratą swoich drobiazgów — pomyślał Rene — ale poza tym w pokoju zostało jeszcze coś cennego, czego chłopak pilnował jak oka w głowie. Nie mógł pozwolić, aby torba z fiolkami oraz stara księga zaklęć Amargeina dostała się w niepowołane ręce. Co powiedziałby stary druid, gdyby dowiedział się, że Rene pozostawił ją na zamku wroga? Utrata zaufania nowych przyjaciół to najgorsze, co może się przytrafić — pomyślał chłopak.
W tym czasie o bruk uderzyło kilka par końskich kopyt. Grupa rycerzy Artura z Amisem i Catrin na czele właśnie przejechała obok stajni. Rene widział ich przez wyraźne szpary w ścianie. Mógł krzyknąć, zawołać. Pomogliby mu zabrać konie.
Lecz wtedy nadarzyła się okazja. Strażnicy pilnujący bramy wjazdowej na dziedziniec ruszyli w pościg za orszakiem Camelotu. Nic nie stało na przeszkodzie, aby niepostrzeżenie prześlizgnąć się do zamku.
Kiedy tylko dwóch ludzi Odenrika minęło budynek stajni, Rene zadał Frei i Cadokowi po siarczystym klapsie w zad i oba wierzchowce wyrwały do przodu.
— Ruszaj za nimi! — krzyknął za klaczą Rene. — Biegnij za Amisem!
Wypadł za wierzchowcami z budynku. Oddalały się z niebywałą prędkością w kierunku bramy miasta, mijając zdezorientowanych strażników. Niewiele myśląc, Rene odwrócił się w przeciwnym kierunku i puścił biegiem w stronę zamkowego dziedzińca. Nie wiedział tylko, że kiedy przebiegał przez bramę, przyuważyła go para oczu o zimnym spojrzeniu.
⚔️⚔️⚔️
Biegł przez mroczne korytarze. Chciał jak najszybciej dostać się do komnaty, którą do tej pory zajmował razem z Amisem. Planem było zabrać księgę i zaraz stamtąd uciekać.
Zamek był prawie pusty. Gdzieniegdzie tylko wartę pełnili strażnicy, których Rene spotkał zaraz po wejściu do pałacu. Stali przed drzwiami do sali tronowej, nie przywiązując większej uwagi przemierzającemu korytarz słudze. Chłopak natomiast zachowywał spokój, szedł miarowym krokiem, nie obdarzając ani jednego z nich choćby krótkim spojrzeniem. Strażnicy nie wiedzieli jeszcze, co się stało, dlatego nie uznali Renego za zagrożenie. Kiedy tylko jednak znalazł się na wyższym piętrze, poza zasięgiem ich wzroku, młody druid puścił się biegiem.
CZYTASZ
Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna Twierdza
FantasíaOpowieść osadzona w legendarnym świecie króla Artura, w której śledzimy losy szesnastoletniego Renego Reilly. Rene Reilly to chłopak o niecodziennych zainteresowaniach, który wiedzie dość proste życie zwykłego nastolatka. Wszystko zmienia się, kiedy...