Rozdział 11

1.5K 48 8
                                    

Otwarłam powoli oczy i jęknęłam niezadowolona gdy oślepiło mnie światło wpadające przez okno. Podniosłam się ale natychmiast tego pożałowałam. Ugh...moja głowa. Chwyciłam się za nią i wplotłam ręce we włosy delikatnie je ciągnąc. Opadłam z powrotem na poduszki i przytuliłam się do kołdry. No i po co ja tyle piłam? O ranyy. Zaraz mi głowa pęknie. Chwilę jeszcze poleżałam aż wkońcu nie przytomnie wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Tak. Potrzebowałam teraz orzeźwiającego prysznicu. Szybko się rozebrałam i oblałam wodą. Zmyłam resztki makijażu i umyłam włosy. Po 20 minutach wyszłam z pod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Rozejrzałam się dookoła i uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąść ze sobą ubrań. Głośno westchnęłam i nie wiele myśląc wyszłam z łazienki. Nie rozglądając się szybko podeszłam do garderoby po czym wyciagnęłam z niej krótkie spodenki i za dużą bluzkę mojego brata. Zadowolona, że szybko dokonałam wyboru odwróciłam się w stronę reszty pokoju z zamiarem wrócenia do łazienki. I wtedy zorientowałam się, że nie byłam sama. Stanęłam jak wryta patrząc na chłopaka leżącego na łóżku i bezwstydnie się na mnie patrzącego. Mocniej owinęłam się ręcznikiem i zrobiłam krok do tyłu.

-Takie widoki to ja mógłbym mieć codziennie.- mruknął z cwanym uśmieszkiem na twarzy.

-Co ty tu robisz?!

-Leżę na swoim łóżku w swoim pokoju. Coś nie tak?

Wkurzona prychnęłam i z powrotem weszłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz i głeboko odetchnęłam. Co on sobie myśli?! To prawda, miał prawo tam być, w końcu to jego pokój, to fakt. Ale...! Ughh... Przecież wiedział, że się kąpię. Mógł chociaż się tak na mnie nie gapić. Dupek. Dalej poddenerwowana szybko się ubrałam i wysuszyłam włosy. Gdy wyszłam z łazienki Ethana już nie było. Zeszłam schodami do kuchni nikogo tam nie zastając. Zmarszczyłam brwi. Może gdzieś wyszedł? Nie przejmując się zbytnio, zrobiłam sobie kanapkę i zadzwoniłam do Madison. Chwilkę prozmawiałyśmy i umówiłyśmy się za 15 minut w pobliskim parku.

********

Ethan:

-Przygarnęłeś ją pod swój dach?

Siedziałem na krześle w siłowni i się rozgrzewałem. Tony był nie tylko dobrym przyjacielem ale pomagał mi też przy interesach.

-Tak... Mówiłem ci, że mam pewne podejrzenia co do Ritaliena. Nie podoba mi się to. Wolę mieć ją przy sobie i pilnować. -mruknęłem.

Tony pokiwał głową i zrobił łyk wody.

-Niezła z niej laska. Gadałem z nią na imprezie. Prosiła o papierosa.

-E- warknęłem i posłałem chłopakowi groźne spojrzenie.-Ani się waż do niej zbliżać.

Tony się zaśmiał i odpowiedział.

-Jasne.

-Zrozumiałeś?

-Oczywiście, szefie. Jest twoja.

Wstałem z krzesła i udałem się w stronę ringu. Zwołałem jakiegoś mężczyznę i ustawiłem w odpowiedniej pozycji. Muszę zająć się czymś innym. Przestać o niej myśleć. Ruszyłem do walki i zadałem pierwszy cios. Mężczyzna spróbował się ochronić. Nie wyszło. Dostał w brzuch i zgioł się w pół. Nie marnując czasu zadałem kolejny cios i kolejny. Mężczyzna próbował oddawać albo chociaż się obronić ale marnie mu to szło. W końcu upadł na podłogę i już nie wstał. Prychnęłem. Tylko na tyle go stać? W okół ringu zrobił się tłum gapiów którzy dopingowali.

(Nie) Idealni  |Wstrzymane| (W Trakcie Poprawy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz