Rozdział 16

17.5K 646 28
                                    



Luna

Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Zostało dokładnie 34 dni, kiedy będę mogła zobaczyć swoje dzieci. Nie mogłam się doczekać chociaż czułam się jak wielki balon i ledwo co mogłam chodzić przez opuchnięte stopy. Jednak radość przewyższa każdy dyskomfort i niewygodę.

Pokoik dla dzieci już był przygotowany. Ściany pomalowane, mebelki kupione, ubranka poskładane, łóżeczko złożone. Zdecydowałam się na podwójne dlatego że chciałam, żeby spały od początku razem. Skoro przez tyle miesięcy gnieździli się razem więc nie mogę ich rozdzielać.

Czekała mnie ostatni wizyta u lekarza przed porodem. Nie mogłam się doczekać aż po raz kolejny ujrzę na zdjęciu jak się ruszają. Przez to, że według Cassiana nie wyglądałam za dobrze postanowił zabrać mnie do lekarze. W dodatku ten ciągły kłujący ból w boku mnie przekonał. Momentami czułam się jakby ktoś wwiercał mi w brzuch śrubokręt, ale po chwili przechodziło.

Odkąd wrócił nie odstępował mnie na krok co było bardzo dziwne i gdziekolwiek był zachowywał się tak jak wcześniej. Był opiekuńczy, czuły i troskliwy.

Zaczęliśmy od nowa i byłam przez to bardzo szczęśliwa. Nie pytałam co stało się z Andreą i nie chciałam wiedzieć. Po tym co zrobiła zmienił się i to na lepsze. Może właśnie tego potrzebowaliśmy – kobiety, która chciałaby mnie skrzywdzić, żeby otworzyć mu oczy.

- Nie denerwuj się tak. – gładzę go po ręce.

Idziemy w stronę gabinetu lekarza, który już na nas czeka. Oczywiście Cassian musiał do niego wcześniej zadzwonić i go postraszyć, bo wygląda jakby zaraz miał zejść na zawał. Specjalnie wybrałam właśnie jego, bo jest niezwykłym fachowcem i przy nim nie mam się czego bać.

- Nie denerwuje się.

Całą drogę do lekarza co chwilę patrzył na mnie jakbym w każdej chwili miała urodzić. Brzuch opuścił mi się do dołu a według informacji mojego męża to pierwsza faza porodu. Czytał jakieś durne książki nie mające nic wspólnego z ciążą. Rozumiałabym, gdyby czytał fachowe książki o porodzie, ale nie. Wybrał medycynę alternatywną o tym, że harmonia duszy i ciała sprzyja porodowi.

- Naczytałeś się jakichś bzdur i teraz panikujesz – mówię szeptem. – Dzień dobry panie doktorze. – witam się z nim posyłając mu szeroki uśmiech.

- Jak się dziś czujemy?

- Strasznie. – narzekam. – Zwłaszcza przez niego. – poklepuję męża po piersi i wchodzę do jego gabinetu.

Burczy coś pod nosem, ale nie słucham. Próbuję wskoczyć na kozetkę, ale nie jest to takie łatwe. Moje ruchy są o wiele powolniejsze a ciężar ciała ciągnie mnie ku dołowi.

- Chodź – łapie mnie pod piersiami i sadza na niej jakbym nic nie ważyła.

- Dziękuję - mówię zawstydzona.

- Hej – dotyka mojej brody. Spoglądam na niego zawstydzona. – To nic, że jest ci ciężko. To normalne.

- Dziękuję – daje mu szybkiego całusa a mam ochotę na coś więcej. Moje ciało domaga się pieszczot a zwłaszcza jego dotyku.

Moje nieudolne próby zaciągnięcia go do łóżka spełzły na niczym, kiedy powiedział mi, że nie chce mnie skrzywdzić ani dzieci. Pieszczoty rękami mi nie wystarczają, spełnienie nadchodzi szybko i było tylko chwilowe. Teraz w ósmym miesiącu nie mogę nawet dosięgnąć do niej ręką więc męczę się każdego dnia, kiedy śpię obok Cassiana.

#2.Bracia Torrino. CassianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz