Luna
Minęło kilka dni od wyprowadzki z domu Cassiana a zamieszkaniu z mamą i ciotką jednak momentami miałam ich dość. Rozumiały to, że nie mogę tam wrócić, ale na każdym kroku niby przypadkiem rzucały jakieś plotki o Cassianie i jego braciach. Irytowały mnie, ale nie miałam gdzie wrócić. Tu był mój dom i moja przyszłość, która z każdym dniem mieniła się jak czarne chmury na niebie.
- Skończycie wreszcie. Rozumiem. Rodzina Torrino to rodzina królewska, ale nie mam zamiaru być poniżana przez jedną osobę z ich rodziny. – przerywam im rozmowę. – Nie poniże się tak i nie wrócę.
Zastawiam małą z nimi i wychodzę nie słuchając ich tłumaczeń. Muszę pobyć sama i odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Potrzebuję spokoju i wsparcia - tego ostatniego potrzebuję jak powietrza, ale mogę o tym tylko pomarzyć.
Przechodzę pod wielkim dębem a moje nogi same mnie niosą. Idą i szukają miejsca, gdzie zawsze mogłam się ukryć i uciec przed ojcem, który się awanturował. Przecinam ścieżkę i skręcam w prawa – tuż za rogiem widzę wielką wierzbę a pod nią stoi wielka biała ławka. To tutaj się ukrywałam i nikt mnie wtedy nie szukał. Droga była kamienista i nierówna dlatego nikt nie pomyślałby, że mogłabym tu być.
Spędziłam tu wiele godzin odcinając się od wszystkich. Jedyną osobą, która wiedziała o tym miejscu była Amara, bo kilka razy mnie odwiedzała, a że była moją przyjaciółką pokazałam jej to niezwykłe miejsce. Tylko tutaj czułam się sobą. Mogłam krzyczeć, płakać, śmiać się i nikt by mi nic nie powiedział.
- Niezwykłe miejsce.
- Jak mnie znalazłeś? – pytam wystraszona jego nagłym pojawieniem się. Mój teść ma tendencje do pokazywania się w nieodpowiednich momentach i w nieodpowiednim czasie.
Idzie ku mnie ubrany w swój nieodłączny strój składający się z czarnych spodni od garnituru, białej koszuli i przerzucanej przez bark marynarce. Jest starszą wersją mojego męż... Cassiana – poprawiam się, kiedy zapominam, że to nie mój mąż.
- Jestem Donem – mówi jakby to wszytko wyjaśniało. – Byłym Donem, ale to mało ważne. – poprawia się. Zajmuje miejsce obok mnie rozglądając się wokół.
- Sprowadza cię coś konkretnego? – pytam poirytowana. Chciałam odetchnąć i pobyć w ciszy, ale nawet to nie było mi dane.
- Nie mogę odwiedzić wnuczki? – odpowiada pytaniem na pytanie nie przejmując się niechęcią w moim głosie.
- Oczywiście że możesz. Przepraszam, nie pomyślałam o tym jak się wyprowadzałam, jak to będzie wyglądać w oczach innych.
- Nie patrz na innych. Żyj tak jak chcesz a rodzina zawsze cię wesprze.
Rodzina. Do tej pory myślałam, że są nią wszyscy członkowie rodziny Torrino. Może to prawda, że rodziną nie są osoby połączone z nami więzami krwi a ci którzy troszczą się o nas i są w stanie zrobić dla nas wszystko.
- Nawet jeśli nie wrócę do Cassiana? - pytam zaczepnie.
- Nawet wtedy. – jego niezachwiana postawia zdumiewa mnie. Myślałam, że będzie chciał mnie przekonywać żebym wróciła do domu i udawała, że wszystko jest w porządku a nie sądzę, że ktoś więcej niż rodzina wiem o tajemnicy Cassiana.
- To twój syn.
- Tylko dlatego jeszcze żyje. Inaczej bym go zabił za to co ci zrobił – jego spokojny ton trochę mnie martwi. Rozsiada się wygodnie i nie ma zamiaru odejść. Jak nic czeka nas dłuższa rozmowa.
![](https://img.wattpad.com/cover/325845940-288-k484045.jpg)
CZYTASZ
#2.Bracia Torrino. Cassian
RomansaLuna Martinelli nie miała łatwego życia. Niekochana przez matkę i ojca myślała, że szczęście znajdzie u boku męża. Nie przeszkadzało jej to, że był od niej 15 lat starszy a nawet miał synów w jej wieku. Szczęście zniknęło w momencie, kiedy dotarło d...