Rozdział 24

20.2K 690 16
                                    

Cassian

Ostatnie chwile były trudne dla każdego z nas. Po raz pierwszy widziałem, żeby Luciano był tak agresywny a to za sprawą Giulii która oszalała.

Kiedy trzymała moją córkę chciałem do niej podejść i wyrwać ją z jej ramion. Była taka delikatna i bezbronna a ona mogła z nią zrobić wszystko. Jej płacz poruszał delikatną strunę w moim sercu, które chciało tylko jej bezpieczeństwa.

Giulia zabiła moją matkę, ale dowiedzenie się, że zabiła też mojego syna było nie do zniesienia. Truła Lunę miesiącami a ja niczego nie zauważyłem. Musiała mieć w moim domu szpiega, żeby to robić a to oznaczało, że nie mogłem nikomu ufać.

Została jeszcze Luna, której wysiłki na zwrócenie na siebie uwagi Giulii dały rezultat. Lorenzo mógł w tym czasie niepostrzeżenie zajść ją od tyłu. Nie zapomnę tego widoku do końca życia, kiedy moja córka zaczęła spadać na ziemię jak w zwolnionym tempie.

- Jesteś gotowy? – ojciec poklepuję mnie po ramieniu.

- Nie – wzdycham.

- Musisz to zakończyć nie tylko dla swojej matki, ale też dla Luny, Antonii i Alessio. – uderza w moje czułe punkty. Nie robi tego specjalnie, ale po to żebym się ogarnął i nie zapomniał co muszę zrobić.

Podnoszę się z fotela i wstaję. Przyjazd do domu Aidena z Giulią był jedynym wyjściem. Miał w piwnicy istną salę tortur której zamierzaliśmy użyć. Raczej tyczyło się to Aidena, bo ja miałem dość. Chciałem to po prostu zakończyć.

Schodzimy po schodach jasno oświetlonym korytarzem. Piwnica jest tak rozległa, że została przekształcona w pięć pokoi które mogą służyć zarówno jak cela i jak pokój do przesłuchań. Sam bym czegoś takiego nie zrobił, ale mój brat jako Kapitan był do tego przeszkolony. Wymagało się od niego perfekcyjnej obrony, ale też doskonalenie swoich umiejętności w okaleczeniu i zadawaniu cierpienia.

Wchodzę do środka, gdzie czekają na mnie bracia wraz z synami. Nie chciałem, żeby przy tym byli, ale się uparli i nikt nie dał rady ich wyprowadzić.

- Mężu – rzuca w moją stronę nie przestając się uśmiechać.

Nie przejmuję się tym, że jest przywiązana za nogi i ręce do krzesła a z wargi leci jej krew. Lorezno trochę poniosło i za mocno ją uderzył. Włosy rozczochrane, bluzka podarta a na spodniach widnieją plamki krwi. Kwintesencja wariatki.

- Do dzisiaj, bo nie dotrwasz do rana – mówię. Powinienem coś czuć widząc ją w takim stanie, ale nic nie czuję. Ani żalu, że muszę ją zabić, ani radość, że ją ponownie spotkałem. Jest tylko pustka.

- Myślisz, że jak mnie zabijesz to koniec? – dziwi się. – To dopiero początek mój drogi. Ja jestem tylko pionkiem, który nawinął się na jego drodze a on zrobi wszystko, żeby was zniszczyć.

- On, czyli kto? – Aiden podchodzi do niej z nożem. Czeka chwilę, dwie, trzy po czym podnosi jej najmniejszy palec i odcina go. W pomieszczeniu słychać jej krzyk, a krew zalewa podłogę.

- Kto? – pyta ponownie bezbarwnym tonem.

- Głupiutki – cmoka patrząc na niego i śmieje się szaleńczo. – Nikt z was nie ujdzie z życiem. Ale powiem ci, bo i tak nic z tym nie zrobicie. – robi dramatyczną pauzę. – Nie znam go, ale wy tak. Jest blisko z każdym razem, kiedy go potrzebujecie, ale nie za blisko, żeby czuć jego oddech.

- Nie wkurwiaj mnie tylko gadaj – wrzeszczę na nią nie mogąc się opanować.

Jeśli to co mówi to prawda cała rodzina jest zagrożona. Nie wyjdzie stąd żywa więc jaka to dla niej różnica czy powie prawdę czy nie. Nie mówiąc nic może się na nas zemścić – wie, że będzie górą, bo przyczyniła się do zniszczenia naszej rodziny. Nie mogąc mieć władzy to jedyny sposób, żeby mogła z nami wygrać.

#2.Bracia Torrino. CassianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz