-3-

20 6 0
                                    

Ciepły jesienny wiatr zwiewał z drzew ostatnie złote liście. Koniec listopada był wyjątkowo przyjemny. Na drogach miasta Burgund królowały korki. Głodni ludzie spieszyli na lunch. Dzieci wybiegły na dwór w czasie przerwy. Jednak znalazło się kilka osób, które wolały spędzić przerwę w szkole. Lisa siedziała na parapecie patrząc na szkolne podwórze. Z kieszeni czarnych spodni wyciągnęła telefon, żeby sprawdzić ile czasu zostało do końca przerwy. Poprawiła niebieską bluzkę z długim rękawem, schowała telefon. Skończyła drugie śniadanie i wzięła się za naukę. W zeszycie znajdowały się różne matematyczne wzory. "Chociaż to się nigdy nie zmieni ", pomyślała. Dziewczyna drgnęła, kiedy jej zeszyt poleciał do góry.

— Hej, tu jesteś. Nie chcesz wyjść na dwór? Taka ładna pogoda, a ty siedzisz w tej budzie.

— Sugu, zaraz matma... Nawias mówił, że będzie pytać.

— On zawsze pyta.

— Tylko, że mnie nienawidzi!

— Lisa? Czego się wściekasz? — Zapytała zdziwiona Sugu.

— Przepraszam. Po prostu jestem rozdrażniona...

— Dlatego musisz pójść się przewietrzyć.

— Nie dasz mi spokoju? Muszę się uczyć, bo...

— On zawsze pyta. No chodź. Na dworze też się możesz uczyć. No proszę.

— Jak chcesz. Ładna bluza.

— Dzięki. Cieszę się, że ci się podoba. — Suguki przeszła kawałek jakby była na pokazie mody. Bluza w kolorze jasnego fioletu bardzo pasowała do jej czarnych włosów. Przyjaciółki wyszły na boisko. Było strasznie dużo ludzi. Czarnowłosa pobiegła w stronę grupy chłopców.

— Lisa, chodź. — Zawołała do towarzyszki. Słysząc swoje imię, dziewczyna wykonała polecenie. Niestety nie zauważyła, że weszła na część boiska, gdzie chłopcy grali w piłkę nożną. Zorientowała się dopiero kiedy dostała piłką w głowę. Uderzenie było tak mocne, że upadła. Lisa przeklęła pod nosem i wstała. Była gotowa na śmiech ludzi jednak oni... Bili jej brawa. Z rumieńcami na twarzy wróciła do szkoły. Poczuła ulgę, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję.

— Tu jesteś... Sorki, że cię zostawiłam.

— Zachciało ci się wyjść na dwór.

— To akurat nie moja wina, że weszłaś w środek gry. Dobrze się czujesz?

— Ta.

— Oj nie złość się na mnie. Musiałam pogadać z Jamesem.

— Tym Jamesem?! Ten który ma te cudowne, szafirowe oczy, brązowe włosy i figurę boga greckiego? — Lisa była bardzo zdziwiona. Udała zaskoczoną, żeby ukryć zmieszanie. Nie powiedziała przyjaciółce, że z nim rozmawiała. Nie miała zamiaru też podejść do niego i zapytać o co mu chodziło, chociaż złożyła obietnicę. Sugu odpowiedziała dziewczynie uśmiechem i poszła korytarzem pod salę lekcyjną. Brązowowłosa właśnie miała wejść do sali, gdy ktoś ją szturchnął. Miała warknąć na tą osobę. Powstrzymała się jednak. To był słynny James.

— Hej... Chciałem cię przeprosić za to, że piłka cię uderzyła. Źle obliczyłem odległość od bramki...

— Zaraz mamy matematykę to poćwiczysz liczenie. — Po wypowiedzeniu największej głupoty na świecie, weszli do klasy.

Reszta dnia minęła normalnie. Suguki musiała wcześniej wyjść, dlatego Lisa wracała sama do domu. Przechodząc przez park zatrzymała się przy fontannie w kształcie syreny. Jedną rękę miała skierowaną w dół, jakby próbowała kogoś złapać. Drugą położyła na kamieniu. Z jej oczu płynęła woda. Wyglądała jakby cały czas płakała. Na głowie miała koronę ozdobioną kamieniami. Na palcu wskazującym dłoni, którą miała niżej znajdował się pierścień z fioletowym ametystem. Lisa zdziwiła się, że nikt jeszcze nie próbował go ukraść. Zdziwiła się jeszcze bardziej jak próbowała sobie przypomnieć zdjęcie z albumu, na którym była przy tej samej fontannie. Fotografia była wykonana kilka lat temu jednak dziewczyna nie potrafiła sobie przypomnieć, aby na palcu syreny był ten oto pierścień. 

Przyjrzała się kryształowi. Był piękny. Promienie słońca dodawały mu uroku. Nagle w głowie dziewczyny zaczynał pojawiać się obraz. Słyszała krzyki. Stała na polanie. Przykryta była ona gęstą, duszącą mgłą. Wystraszyła się, kiedy usłyszała płacz dziecka. Podeszła do maleństwa. Mała dziewczynka, noworodek, była zawinięta w szary kocyk. Na szyi miała powieszony naszyjnik z ametystu. Kamień miał kształt księżyca. Koc był ozdobiony w broszkę, piękna, biała róża. Lisa chciała zabrać dziecko z tego dziwnego miejsca. Mgła w tym momencie stała się jeszcze bardziej dusząca. Dziewczyna zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła, znów znalazła się w parku przy fontannie. Dysząc rozejrzała się. Nadepnęła na złote i pomarańczowe liście leżące na ziemi. Nie wiedząc co się stało, wróciła do domu.

Lisa otworzyła drzwi. Ściągnęła buty i skórzaną kurtkę. Odłożyła plecak w swoim pokoju i umyła ręce. Następnie poszła do kuchni czując zapach obiadu.

— Och, już jesteś? Wszystko dobrze? Jesteś strasznie blada...

— Tak mamo, wszystko okej. W szkole tylko oberwałam piłką w głowę.

— Bardzo bolało? — Kobieta bliska czterdziestki wyglądała na zmartwioną. Zawsze chodziła w dresach. Na bluzie znajdowała się czerwona, zaschnięta farba.

— Nie. Mogło być gorzej. Obiad wezmę do pokoju, bo trochę mi zadali. — nastolatka zrobiła jak powiedziała. Wolała zostać sama i rozmyślać nad tym co się ostatnio działo. Wszystko się zaczynało zmieniać. Dostrzegała rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłaby uwagi. Widziała te dziwne szare powłoki dookoła ludzi. Następnego dnia też miała taką sytuację. Zauważyła u swojej przyjaciółki naszyjnik z ametystu. Sugu bardzo się zdziwiła. Kazała przyjść Lisie po lekcjach do parku, gdzie znajdowała się jej ulubiona fontanna.

***

Lisa stała pod fontanną. Czekała na Suguki, jednak ku jej zdziwieniu zobaczyła Jamesa. Przyjrzała mu się. Cienka warstwa dymu otaczała jego ciało. Nieśmiało się odezwała.

— Co tu robisz?

— Czekałem na ciebie. — Odpowiedział.

— Na mnie? Czemu?

— Umówiłaś się tu z Suguki, prawda?

— Może. Czego ode mnie chcesz?

— Bez nerwów. Nic ci nie zrobię. — Uśmiechnął się, co jeszcze bardziej wkurzyło dziewczynę. — To ona poprosiła mnie abym tu na ciebie czekał.

—  Co?

— Pokażę ci jak się dostać do miejsca, w którym ona teraz jest. — Popatrzył na fontannę. James chwycił pomnik za dłoń znajdującą się niżej. Następnie wolną rękę podał koleżance. Gdy Lisa złapała jego dłoń, on zaczął szeptać. Dziewczyna nie rozumiała słów.

— Wariat. — Chciała powiedzieć. Niestety, jak otworzyła usta, poczuła, że traci grunt pod nogami.

Lisa odważyła się otworzyć oczy chwilę po stanięciu na nogach. Czuła, że mocno coś trzymała. To był James. Nadal się uśmiechał. Dziewczyna szybko zabrała dłoń z jego talii i udała obrażoną. Nastolatkę przeszedł dreszcz. Po pierwsze z zimna, po drugie z wyglądu tego miejsca. Dookoła było ciemno. Jedyne okno jakie tam było - witraż. Okrągły z białą różą i księżycem na fioletowym tle. Dzięki niemu mogła dostrzec obrazy wiszące na ścianach. Nie znała tych osób. James pokazał, że towarzyszka ma iść za nim po długim dywanie w kolorze lawendy. Na końcu drogi stał tron. Wykonany oczywiście z fioletowego szkła. Na nim siedziała kobieta. Miała czarne włosy spięte w kok, ciemnofioletową, długą suknię z "dekoltem V". Na szyi wisiał naszyjnik z ametystu w kształcie rombu. Rękawy sukni rozszerzały się przy dłoniach. Kobieta podeszła do Lisy. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że to...

— Suguki?!

— Tak, to ja.

— Co ty się tak odwaliłaś? I co on tu robi? — Lisa wskazała na James'a.

— Uspokój się proszę. Wszystko ci wyjaśnię. — Kiedy skończyła mówić, wyciągnęła naszyjnik z ametystu... W kształcie księżyca.

AmetystOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz