-10-

16 3 4
                                    

Lisa nie wytrzymała nawet tygodnia. Tak bardzo chciała wiedzieć, co się dzieje z jej przyjacielem. Pobiegła po lekcjach do niego do szpitala. Chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć wszystko. Przenieśli go z OIOM'u na inny oddział. Szpital był ogromny, a nikt nie chciał jej powiedzieć, gdzie jest. Mimo ćwiczeń nie miała dobrej kondycji. Zdyszana wpadła na kolejne piętro. Nie pytała o niego w rejestracji, bo by nic nie powiedzieli. Lisa ukradkiem zaglądała do sal. Przez to nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Dziewczyna usłyszała przekleństwo i od razu zorientowała się kto to był. Odetchnęła z ulgą, że go znalazła. 

— Kordian...? Wszystko dobrze? 

— Nie tu. — Wziął ją za rękę i zaciągnął przyjaciółkę do małego pomieszczenia. To był składzik. 

— Kordian. Ja... Przepraszam. 

— Za co? Za to, że spieprzyłaś mi życie? — Powiedział odwracając od niej wzrok.

— Ale ja nie... 

— A kto mnie porwał? Te potwory mówiły, że jak nie przyjdziesz to mnie zabiją. 

— Daj mi wytłumaczyć. Naprawdę nie wiedziałam ani nie chciałam, żeby ktoś cię porwał. To nie moja wina. 

— Ta. Oni pewnie dosypali ci coś do jedzenia. Mi też ciężko w to uwierzyć. 

— PRZESTAŃ! — Lisa miała tego dość. Pokazała mu czego się nauczyła na treningach z Suguki.

Wyciągnęła przed siebie rękę, ułożyła tak, jakby trzymała kulę. Próbowała się uspokoić. Poczuła jak ciepło znów przechodzi z mostka do ręki. Po chwili w jej dłoni zaczęły tańczyć różnokolorowe płomienie. Kordian się wystraszył. Chciał się cofnąć, ale pomieszczenie było małe więc uderzył plecami w ścianę. 

— Ty... Za dużo się naoglądałaś tych filmów o... 

— Nie. Po prostu nie pochodzę z Ziemi. W mojej krainie to normalne. — Dziewczyna próbowała tłumaczyć zaistniałą sytuację przyjacielowi powoli. Tak, aby sama wreszcie w to uwierzyła.

— Co ty chrzanisz? W jakiej innej krainie? Nie wiem co bierzesz, ale odstaw to. — Kordian patrzył na nią jak na obcą osobę mówiącą w innym języku.

— Przestań robić ze mnie wariatkę! Byłeś przecież w innym wymiarze! Z resztą to z tobą dzieje się coś dziwnego. Mówiłeś, że uwierzysz mi zawsze, nie patrząc na to jak dziwne by to nie było, a teraz... Zamiast mi pomóc boisz się mnie... 

— Ja mam ci pomóc? A kto pomoże mi? 

— Od kiedy jesteś takim mięczakiem?! Grasz w te swoje gierki na komputerze to jakoś nie przeszkadzają ci magiczne stworzenia! Zwłaszcza jak są to kobiety z dużymi... — Do dziewczyny dotarło, że przesadziła więc nie dokończyła. Kordian ją uderzył. Dostała "z liścia" od jej najlepszego przyjaciela. Po chwili dotarło do niego co zrobił. Był jeszcze bardziej przerażony niż wcześniej. Wyglądał jakby miał się rozpłakać. 

— Lisa... Ja nie chciałem... 

— Właśnie, że chciałeś. — Powstrzymując łzy wyszła ze szpitala. 

*** 

— Rozumiem, że jest mu ciężko to zrozumieć, ale to już przesada! — Sugu była wściekła. 

— Nie wiem co mam robić... — Lisa rozładowywała swoją złość rzucając sztylety w sam środek tarczy. Dziewczyny 

— Zwykłemu człowiekowi ciężko jest uwierzyć, że istnieje coś takiego jak magia. Ludzie mają ograniczoną wyobraźnię. Oczywiście nie obrażając nikogo. 

— Kordiana znam od zawsze. Powinien mi uwierzyć. 

— Nikt nic nie musi... Nie wiemy jak długo był w innym wymiarze. Nie wiemy co mu zrobili. 

— Pójdę do jego mieszkania. Może tam będzie jakaś wskazówka. 

— Bez jego zgody? Tak nie wypada. Lisa! — Wołanie Suguki było na nic. Dziewczyna i tak wyszła z sali treningowej. 

Lisa stała pod drzwiami jego mieszkania. Bała się. Nie była pewna czego. Otworzyła drzwi. Mieszkanie było puste. Rodzice Kordiana wyjechali w delegacje zostawiając szesnastoletniego syna samego w domu. Nie wiedział, kiedy mają wrócić. Mieszkanie się nie zmieniło odkąd dziewczyna była tu ostatnio. Okno w pokoju gościnnym było otwarte. Dopiero zauważyła, że jedna szyba została wybita. Posprzątała trochę mieszkanie. W jego pokoju wyczuwała dziwną atmosferę. Lisę przeszedł dreszcz. 

Na jednej z półek znalazła piękną kolekcję kamieni. Wśród nich był też ametyst. Wzięła go do ręki. Kamień miał nieregularny kształt, był zimny. Dla porównania wzięła też rubin. Promieniowało od niego ciepło. Przyjrzała mu się. W środku półprzezroczystego kamienia znajdowały się drobinki. Zaczęły się poruszać. Wystraszona wyrzuciła kamień na podłogę, akurat w miejsce, gdzie znajdowała się zaschnięta krew Kordiana. 

Kamień zaczął się mienić różnymi kolorami. Wokół niego pojawiły się iskry. Kamień pękł, a z niego zaczął wyłaniać się jakiś kształt. Smuga dymu zaczęła formować się w mężczyznę. Miał on straszne, czerwone oczy, kły ostre jak u wampira. Był strasznie blady. Lisa nie wiedziała co robić, więc zaczęła uciekać. Potwór zaczął się śmiać i zaczął ją gonić. Pobiegła do pokoju gościnnego, schowała się za kanapą. Próbowała się uspokoić i obmyślić jakiś plan. Używanie magii kilka razy tego samego dnia było strasznie męczące. Ale innego pomysłu nie miała. Tym razem ciepło, które szło z mostka do rąk nie było przyjemne. Czuła jakby ktoś kuł jej rękę milionami igieł. Słyszała, że potwór się zbliżał. Wstała i zaczęła pytać. 

— Kim jesteś i czego chcesz? 

— To akurat nie powinno cię obchodzić, księżniczko. 

— Skąd wiesz, kim jestem? 

— Co za pytanie? Wszyscy wiedzą. Zaginiona księżniczka Bloomworld. Każdy chce cię dopaść. 

— Czemu? Co ja wam takiego zrobiłam?! 

— Jaka ty głupia jesteś. I ty masz rządzić królestwem? Już lepiej nim włada Liam. 

— Liam? Więc królestwo... 

— Ma swojego króla i zadbam o to, żeby tak zostało. — Mężczyzna rzucił się na Lisę. 

Miała pewność, że to wampir. Wyciągnęła ręce przed siebie. Niestety za późno. Kły wampira wbiły się w jej szyję. Wykorzystała okazję i położyła ręce na jego piersi. Uwolniła moc. Wampir zawarczał, przestał pić jej krew. Wyrwał swoje kły z szyi przerażonej nastolatki tak szybko, że przeciął nimi skórę. Potwór zniknął. Dziewczyna cieszyła się ze swojego małego zwycięstwa. 

AmetystOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz