-11-

13 3 0
                                    

Kordian wracając do domu ze szpitala czuł się nieswojo. Starał się zagłuszać dziwne myśli pojawiające się w jego głowie. Sięgnął po klucze, żeby otworzyć drzwi domu. Były otwarte. Przeklną pod nosem, kiedy zobaczył wnętrze mieszkania. Wszędzie bałagan. Czuć było smród spalenizny. Zasłony były podarte jakby kot przejechał po nich pazurami. Chłopak poszedł w stronę kanapy znajdującej się w pokoju gościnnym. Siedziała na niej Lisa. Była strasznie blada. Oddychała ciężko, a z jej szyi kapała krew. 

— Cholera... Co tu się odwaliło... 

— Zabiłam demona. Sama. — Mimo bólu dziewczyna się uśmiechnęła. Widać było, że jest wykończona. 

— Jak to? Demon? Tutaj? 

— Wampir. Pokonałam go, ale zdążył mnie ugryźć dziad jeden... 

— Trzeba się tym szybko zająć. — Chłopak wskazał na ranę Lisy.

— Spokojnie, to nic. A ty? Jak się czujesz? 

— Lisa, czy ty jesteś poważna? To ja powinienem zapytać... 

— Teraz się o mnie martwisz? — Powiedziała drwiącym tonem. — Jakoś w szpitalu... 

— Przepraszam. Po prostu... 

— Po prostu co? Już rozumiesz czemu poszłam wtedy na dach? 

— Tak. Nie dziwię ci się. Naprawdę. Ale nie pochwalam. Wiem, że można się w tym pogubić. Sam to ledwo rozumiem, ale śmierć to ucieczka. A uciekają tylko frajerzy. 

— Czyli jestem frajerem? 

— Nie. Bo przeżyłaś. 

— Powinnam zawołać Sugu. Albo może James... 

— Jestem kotku. — Przed Kordianem pojawił się dobrze zbudowany nastolatek. Popatrzył na ranę ukochanej i usiadł obok niej. — Opowiesz mi później co tu się wydarzyło. Teraz musimy usunąć truciznę. Chyba nie chcesz być uroczym wampirkiem? 

— Nie, dzięki... 

— Mógłbym wysysać tą truciznę. — Powiedział James po chwili namysłu. Dokładnie obserwował ranę.

— To oczywiście byłoby bardzo podniecające, jednak tobie też mogłoby to zaszkodzić, James. — W pokoju zmaterializowała się Suguki. Wszyscy podskoczyli ze strachu, a Kordian przeklną. — Proszę cię Kordianie abyś przyniósł kolekcję kamieni mineralnych, którą masz. 

— Skąd ty...? — Zaczął okularnik. 

— Nie ma na to czasu. Później wyjaśnię. 

— Proszę. — Powiedział po chwili, trzymając kilka rodzajów magicznych kamieni. 

— Błyskotki. Lubię błyskotki. — Lisa próbowała udawać, że nic jej nie jest. Jednak ból w szyi był okropny. Jakby ktoś co chwilę wbijał w nią masę igieł. 

— Kordian, poukładaj kamienie w okrąg dookoła szyi Lisy. A ty kochana połóż się. — Kordian zrobił tak, jak poleciła mu dziewczyna. Ona, po wypowiedzeniu dziwnych słów, jedną rękę wyciągnęła w stronę blizny przyjaciółki, a drugą ręką trzymała swój naszyjnik z ametystu. Nad krwawą blizną pojawiło się fioletowe światło. Wyglądało to tak, jakby powstawało ono z ametystu, a następnie wędrowało do ręki Sugu. Kryształy znajdujące się przy dziewczynie zaczęły świecić. Kordian też chciał pomóc, ale jedyne do czego był teraz zdolny to do modlitwy. Kamienie stały się jeszcze jaśniejsze. Wraz z tym, który trzymała Suguki. Rana Lisy powoli się goiła. Sugu była wykończona 

— Pomogę ci. — James stanął obok Suguki. Wyciągnął rękę w stronę gojącej się blizny Luizy, wypowiedział te same zwariowane słowa co czarnowłosa. Kordian wcześniej mógł wyczuć moc Suguki. Teraz moc tych dwojga była tak ogromna, że popchnęła go do ściany. Rana Lisy całkowicie się zagoiła. Została po niej jedynie czarna, długa blizna. Suguki usiadła na podłodze oddychając ciężko. Kordian zabrał kamienie do swojego pokoju, a James złapał Lisę za rękę. 

AmetystOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz