Ethan był zirytowany. Chodził nerwowo po swoim salonie. Nagle się zatrzymał.
- Co mnie podkusiło!!! - jęknął - Po co mi kolejny Servant!!! Urrrggghhh! Mogłem odmówić Havrick'owi, ale nie...! Zobaczyłem łzę Servanta i moje serce natychmiast zmiękło. Głupi, głupi, GŁUPI!!! Zupełnie bez sensu...!
Opadł na swój fotel i uniósł wzrok na drugie siedzisko, ulubione miejsce swojego Ojca.
- Widzisz jaki ze mnie Master? Całkiem przygotowany do rządzenia? - rzekł kpiąco - Już moja służba ma więcej do powiedzenia niż ja!!! Jak się oburzyli, że spętanego Servanta wprowadziłem do kuchni! - ściągnął mocno usta - Jakbym był dla niego okrutny!!! - wymruczał i znów przeniósł wzrok na miejsce Ojca - Pamiętasz jak powtarzałeś? "Mój drogi Ethanie, Master czasami podejmuje decyzje, z którymi inni się nie zgadzają. Pamiętaj jednak aby nie zirytować kucharza, tak tak... Kucharza nigdy nie wolno irytować!"
Zacisnął usta i odwrócił wzrok od fotela. Ojciec zmarł prawie dwa lata temu, a brakowało mu go tak samo każdego dnia. Był to najlepszy człowiek, jakiego znał. Mądry, życzliwy i sprawiedliwy. Mimo upływu czasu, wciąż toczył w umyśle rozmowy z nim, szukając sposobu na wypełnienie ziejącej pustki związanej z niego nieobecnością.
Wiedział, że Ojciec pochwaliłby jego decyzję dotyczącą wzięcia Servanta na regenerację zdrowia. Miał dobre serce, zawsze pochylał się nad słabymi i potrzebującymi. Niemal usłyszał jego słowa, wypowiedziane słabym głosem: "Mój drogi Ethanie, na Masterze spoczywa wielka odpowiedzialność dbania o słabszych od siebie, pamiętaj o tym synu".
- Brakuje mi ciebie - wyszeptał i poczuł jak jego oczy dziwnie wilgotnieją.
Wstał i podszedł do okna. Wyjrzał przez nie, patrząc na ogród. Przykryty białą warstwą, wydawał się równocześnie dogłębnie piękny i przerażająco martwy. Przypomniała mu się opowieść z dzieciństwa o Królowej Śniegu i zbitym lustrze, które wpadło do serca małego chłopca, przez co stało się ono zimne i nieczułe. Miał poczucie, że w dniu śmierci Ojca sam dostał takim odłamkiem, przez co z rzadka tylko mógł poczuć coś innego niż przeszywający smutek.
Jakby zima w jego sercu miała już nigdy nie minąć.Stał wiele minut, patrząc przed siebie posępnie. Nie widział już ogrodu, zanurzony w w ponurych myślach. Drgnął, gdy usłyszał jak drzwi się otwierają i odwrócił się by zauważyć wchodzącego Arthura. Pchał przed sobą wózek.
- Herbata, Paniczu - oznajmił sucho
- Dziękuję - rzekł automatycznie Ethan
Majordomus rozłożył zastawę na małym stoliku, a następnie przeniósł wzrok na fotel Ojca, westchnął i pokiwał głową. Ethan wiedział, że Arthur także tęskni za swoim Panem. Byli bardzo zżyci.
Ethan zasiadł, a stary Servant dodał do jego herbaty łyżeczkę cukru, tak samo jak robił to gdy Panicz był dzieckiem.
- Dziękuję, Arthurze - rzekł kolejny raz, jak zawsze myśląc o tym, że chciałby dwie łyżeczki, a nie jedną.
I jak zawsze nie poprosił o drugą łyżeczkę.
Zauważył, że Stary zaciska wymownie usta, jakby próbował się powstrzymać przed wypowiedzeniem pewnych słów. Ethan westchnął.
- Tak, Arthurze? - zapytał ze znużeniem
- Nieco mnie dziwi Panicza decyzja - rzekł Majordomus wymownie - Dotycząca przywiezienia tutaj tego Servanta - chrząknął znacząco - Nie abym kwestionował Panicza decyzję, ale na cóż nam nowy Servant? Jest Panicz sam jeden, a czterech służących wydawało się wystarczającą liczbą sług by zadbać o Dom. No chyba, że chodzi o co innego. Że uważa Panicz, że niektórzy są już zbyt starzy aby pełnić swoją funkcję i planuje Panicz dokonać zmian w strukturze Domu. Oczywiście ma Panicz prawo robić, co Panicz uważa - w głosie mężczyzny wybrzmiała uraza - Przecież obietnica Panicza Ojca nie jest wiele warta, odkąd Pan nie żyje, świeć Panie nad jego duszą...
CZYTASZ
Wadliwy towar
General FictionKrótka opowieść osadzona w uniwersum Drugiej Drogi. Rozdziały będą publikowane codziennie ub prawie codziennie przez kolejne dni. +18.