I to by było na tyle

633 87 23
                                    

Każdy dzień w Rezydencji był podobny. Ruben szybko wszedł w znany sobie rytm. Nim minęło siedem dni, miał poczucie, że mieszka w tym miejscu od długich tygodni. Rozbudowane ceremoniały gwarantowały bezpieczeństwo. Wraz z nadejściem wieczora, życie w Domu gasło, ograniczając się tylko do kuchni.

Martha gotowała dobrze i ilekroć go widziała, karmiła go pasztecikami, kanapkami z bekonem czy kawałkami placka. Emil całe dnie spędzał na dworze, przychodząc tylko na posiłki. Simon wiele czasu spędzał w kuchni, snując barwne opowieści i oddając się naprawie ubrań oraz obuwia. Arthur snuł się po domu, narzekając i jęcząc. Rubena wciąż zaganiał do kolejnych prac. A to kazał mu układać drewno, a to odśnieżać, ścierać kurze w Bibliotece czy polerować kryształy. Przeszkadzało mu gdy zastał chłopaka grzejącego się przy ogniu czy pijącego herbatę z ozdobnej filiżanki. Młody Servant zaś nauczył się wstawać natychmiast na jego widok, aby nie dać mu pretekstu do zrzędzenia.

Panicza w ciągu tych kilku dni nie spotkał ani razu. Podczas prac ogrodowych czasem zdawało mu się, że widzi jego kontur w oknie na piętrze, ale nie był tego pewien. Każdego ranka Arthur wiózł mu śniadanie, a w ciągu dnia Martha kilkukrotnie stawiała na wózku posiłki dla niego. Każdego też dnia jedną z najistotniejszych kwestii poruszanych przy kuchennym stole było czy Panicz zjadł przywiezione dania czy też wózek wrócił nietknięty.

Noce w Rezydencji były chłodne i Ruben bardzo szybko wyjął dodatkowy koc. Emil faktycznie otwierał na oścież okno i zimno pełzało tuż przy podłodze. Każdego wieczora Ruben wtykał w szparę pod drzwi swój dywanik, ale i tak nocami łapał go kaszel tak mocny, że sam się wybudzał na jego dźwięk.

Zapewne jego płuca przywykłyby do chłodu, gdyby nie pewne wydarzenie, które wstrząsnęło jego słabym zdrowiem. Zdarzyło się to ósmego lub dziewiątego wieczora. Zasiedli właśnie do kolacji, kiedy zerwała się wichura tak potężna, że w oddali zaczęły strzelać okiennice.

Ruben natychmiast skulił się na miejscu. Od razu przypomniała mu się upiorna ciotka Becky. Emil natychmiast zerwał się z krzesła.

- Trzba zabezpieczyć stjnię! - rzekł

- Pójdę z tobą - rzekł Simon, także wstając

- Nie, nie - oznajmił sucho Arthur - Niech Ruben z nim pójdzie, a ty pomożesz mi w domu, Simonie. Nie możemy pozwolić aby jakaś luźna okiennica strzaskała okno. Chłopak da sobie radę - rzekł sucho

- Ale... - zaczął Ruben, myśląc o tym, że jest zbyt cienko ubrany by wychodzić na chłód.

Miał na sobie tylko koszulę. Ciepły sweter został w pokoju na poddaszu.

- Załóż kurtkę roboczą i idź - polecił Arthur z typową dla siebie wyniosłością.

Ruben wiedział, że nie było pola do dyskusji. Kurtka robocza była cienka i gumowana, bez żadnej podpinki. Martha podała mu ciepłą czapkę, rękawiczki i wełniany szalik.

- Ważne abyś w szyję miał ciepło - rzekła z troską - Na chwilę tylko pójdziecie. Sprawdzicie budynki gospodarcze i wrócicie.

Ruben skinął głową. Wziął podaną latarnię i wyszedł za Emilem na dwór. Śnieżyca szalała. Biel zdawała się otaczać go z każdej strony. Wiatr szarpał kurtką, wbijając chłód pod gumowany materiał. Dął mu w twarz, powodując łzawienie oczu. Emil ruszył w stronę stajni, więc pognał za nim, walcząc z każdym krokiem z wiatrem i śniegiem.
Z trudem przebili się do stajni.

Już z odległości kilku kroków, Ruben zauważył, że wiatr wyrwał podporę i trzaska wielkimi drzwiami na wszystkie strony. Nim zdołali złapać jedne skrzydło, walnęło w Rubena z dużą siłą, posyłając go w zaspę. Chwilę trwało zanim się wygrzebał, gramoląc się jak żuk przewrócony na grzbiet. Lodowaty puch wbił mu się pod szalik i roztopił na karku, spływając wzdłuż krzyża aż do bielizny.

Wadliwy towarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz