Rozdział 2

592 145 22
                                    

Katarzyna nigdy nie próbowała dostosować się do otoczenia. Tego poranka, gdy przedzierające się przez zasłony słońce obudziło ją zbyt wcześnie, oddała się refleksjom. A gdyby tak...nad sobą popracować? Tylko od czego by tu zacząć? Jeszcze nie miała pomysłu, ale pełna entuzjazmu wstała, ubrała się i zeszła do kuchni na śniadanie. Jej młodsza siostra od dwudziestu minut męczyła się na znienawidzonej matmie.

- Kasiu, specjalnie dla ciebie zrobiłam racuchy. Wiem, że je uwielbiasz. – powiedziała pani Zofia. Kobieta była znajomą jej babci i miała tak złote serce, iż mimo że dziewczyna nie znosiła, kiedy zdrabniano jej imię, w tej sytuacji przymykała na to oko.

- Racuchy...ach...uwielbiam, ale panią bardziej – zaśmiała się, nakładając placki na duży talerz.

- I owoce – gosposia podała jej tackę.

- Pani nas rozpieszcza – na bladym policzku Katarzyny pojawił się rumieniec.

- Ktoś musi o was dbać – w tonie sympatycznej pani słychać było troskę.

Kochała tę rodzinę i nie mogła pogodzić się z tym, jak wiele cierpienia przysporzyły im ostatnie lata. Zbyt wiele. W duchu codziennie życzyła sobie, by ten dom wypełnił wreszcie szczery śmiech jego domowników.

Katarzyna odłożyła naczynia do zmywarki i na chwilę wróciła na piętro po torbę, by zaraz potem wyjechać na zajęcia. Od trzech lat studiowała socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Zdziwiła się, gdy na zajęciach nie dostrzegła swojej przyjaciółki – Gracji Brodzik. Zdumiała się bardziej, gdy ta nie odpisała jej na SMS-a. Zwykle, wiedząc o swojej potencjalnej nieobecności na uczelni, dziewczyna informowała ją o tym co najmniej dzień przed. Wszakże były nierozłączne od podstawówki.

Po skończonych wykładach, późnym popołudniem, pomyślała, że być może zastanie ją na fakultecie z teorii kultury. I chociaż sama się na ten przedmiot nie zapisała, uznała, że zajrzy do sali. Wychyliła głowę przez drzwi, jednak nigdzie jej nie widziała. Weszła więc do środka, początkowo nie zwracając na siebie uwagi.

- Jedna z naukowych hipotez zakłada, że neandertalczyk jest ofiarą homo sapiens – oznajmił młody doktor, wprawiając studentów w konsternację. - Pomimo, że neandertalczyk był silniejszy, homo sapiens wykorzystał swoją inteligencję i rozprawił się z przeciwnikiem.

- Czyli to człowiek odpowiada za jego wyginięcie – padło wśród studentów.

- To możliwe – odpowiedział wykładowca.

Kilka sekund po nim odezwała się Katarzyna Lewandowska:

- Bardzo możliwe. Wręcz pewne – rzuciła stanowczo. - Nie potrzeba tu naukowców, żeby to stwierdzić.

Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.

- Chwila...pani chodzi na te zajęcia? - spytał mężczyzna, poprawiając okulary.

- Ale z tą inteligencją to trochę pan przesadził – palnęła drwiącym tonem, ignorując jego pytanie. Po sali rozbrzmiał śmiech. - Zaczynam mocno w nią wątpić. Naprawdę. Choć nie wiem, jak z inteligencją neandertalczyka, bo nie poznałam go osobiście, ale może wcale nie był głupi, a jedynie dobry i trochę bardziej naiwny. Homo sapiens to wyrachowany sk...skurczybyk.

- Pytałem, czy zapisała się pani na mój wykład.

- Ależ skąd – wzruszyła ramionami, przypomniawszy sobie, że na pierwszym roku uczęszczała na niezwykle nudny przedmiot, prowadzony przez tego oto jegomościa.

- Kojarzę panią...- znowu poprawił okulary, a następnie podrapał się po starannie przystrzyżonym, ciemnym zaroście.

- Chodziłam na wykład z Antropologii Kultury – oznajmiła. - Przyznaję, że te zajęcia wyglądają ciekawiej...- powstrzymała się, by nie dodać, że o dziwo ani razu nie ziewnęła, ale ironiczny uśmieszek na jej twarzy, dał mu do myślenia. - Katarzyna Lewandowska.

Sposób na złośnicęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz