Rozdział 3

535 141 17
                                    

Dzwonek niósł się po szkole, informując o końcu przerwy. Bianka i Jess niechętnie zajęły miejsca w klasie. W zasadzie na każdej lekcji siedziały obok siebie, z czego Jess bardzo się cieszyła, bo poza niechęcią do matmy i fizyki, jej przyjaciółka była prymuską. Mogła więc liczyć na jej wsparcie.

W tym roku awersja Bianki do matematyki osiągnęła apogeum. A wszystko przez zmianę nauczyciela. Obecna mówiła za szybko i uczniowie często za nią nie nadążali. Kiedy prosili, żeby coś powtórzyła, kazała im po prostu się skupić i nie myśleć o niebieskich migdałach. To zaważyło na tym, że dziewczyna odpuściła sobie kompletnie nielubiany przedmiot. I o ile z fizyki, która także nie należała do jej ulubionych zajęć, zawsze spokojnie wyciągnęła czwórkę; matematyka nie pozostawiała złudzeń - wychodziła jej trója...haniebna trója pośród niemal samych piątek i szóstek. Tak źle jeszcze nie było.

- Co wy tacy zasmarkani? - spytała nauczycielka, usadowiwszy się przy biurku.

Faktycznie. Połowa klasy pomimo pięknej pogody pociągała nosem. Niezbyt lubiany, przemądrzały Daniel Grześkowiak przymierzał się, żeby zdemaskować głupie, lekkomyślne wybryki kolegów i koleżanek związane z kąpielą w pobliskim jeziorze. Ale wyprzedził go kuzyn Pawła Czarneckiego, który palnął głośno:

- Wciągaliśmy kolumbijski koks!

Uczniowie zaczęli się śmiać. Paweł spuścił głowę, ukradkiem zerkając na Biankę. Zrobiło mu się głupio, że z ust kuzyna padło coś takiego. Ale w sumie nawet nie miał pewności, czy ona wiedziała, że to jego kuzyn. I śmiała się razem z innymi. Może nie było powodów do obaw. Chłopak nadal zastanawiał się, jak zbliżyć się do swojej sympatii.

Nauczycielka wstała, oparła dłonie o biurko i powiedziała triumfalnie.

- Koniec żarcików. Wyciągnijcie karteczki.

Po sali rozległo się przeciągłe „nieeeeee!".

- A nie możemy przełożyć tego na jutro? - ktoś zapytał.

- Właśnie, właśnie - wtórowali mu inni.

- Nie możemy. Daję wam szansę poprawienia ocen. Naprawdę nie macie się czym pochwalić w tym semestrze. No już. Wyciągamy karteczki.

Na twarzy Bianki wykwitł krzywy grymas. Akurat po kłótni z ojcem i Kaśką miała dużo zapału, żeby przysiąść do matmy. Szykowała się kolejna klęska. Przed oczami mignęło jej świadectwo i mina ojca, wskazująca na zawód. Katarzyna nigdy by się nie poddała. Poprawiłaby tę haniebną tróję, a może i w tej sytuacji...dwóję. Katarzyna...Katarzyna; powtarzała w myślach imię siostry, stukając długopisem w niezapisaną kartkę. Katastrofa - jej siostra, przeklęta matma i całe jej życie.

Po skończonej lekcji, idąc korytarzem, Jessica nieudolnie pocieszała przyjaciółkę.

- Nie masz się czym martwić. Z innych przedmiotów masz super oceny. Nie musisz być najlepsza we wszystkim.

- Nie rozumiesz - zatrzymała się i przyciskając do piersi duży zeszyt, zwiesiła smętnie głowę. - Ja naprawdę chciałabym poprawić oceny...Ale to babsko nie daje nam szans - rzuciła. Wtedy dotarło do niej, że to nie tylko kwestia ambicji i chęci zadowolenia ojca, ale jej samej na tym zależy. Może zapisze się na korepetycje? Tylko gdzie znajdzie kogoś odpowiedniego? Zostało jej co najwyżej kilka tygodni. - Korepetycje. Potrzebuję korepetycji...

- Ty na serio?

- Znasz kogoś?

Chyba żartowała. Mogła ją zapytać o wiosenną kolekcję Diora, o tegoroczne trendy odcieni lakierów do paznokci, trendy makijażowe na cały rok, ale o...korepetycje? To przecież jeszcze więcej zakuwania.

Sposób na złośnicęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz