1. Pech to mój najlepszy przyjaciel✅️

1.1K 26 46
                                    

Od zawsze otaczali mnie ludzie. Nigdy nie byłam sama, chociaż to nie oznacza, że nie byłam samotna. Bo i tak się czasami czułam. Cisza zakradała się w najmniej spodziewanym momencie i paraliżowała moje ciało i umysł. Kiedy tak się działo, mogłam rozmawiać, ale sens wypowiadanych słów nigdy do mnie nie docierał. Zupełnie tak, jakbym była za szklaną ścianą. Tak właśnie się czułam, kiedy obudził mnie mokry pocałunek. Na początku myślałam, że to sen, ale nie potrzebowałam morza czasu, żeby zrozumieć, że to jawa.

Uniosłam sklejone powieki, a moim oczom ukazał się Elvis. Nie, nie chłopak. Pies. Buldog francuski mojego najlepszego przyjaciela Per Nicolasa Davisa. Pieprzonego żartownisia, przystojniaka i idealnego chłopca z bujną brąz czupryną na głowie.

Elvis radośnie obdarowywał moją zmizerniałą twarz pocałunkami, żeby następnie w akcie miłości i szczęścia boleśnie poskakać po moim żołądku. Zdegustowana zerwałam się do siadu, ale szybko tego pożałowałam. Ból jaki spłynął na moje skronie, konsekwentnie odebrał mi chęci do życia. Później było tylko gorzej. Wspomnienia wczorajszej nocy uderzyły we mnie z mocą pędzącego meteorytu.

- O nie, nie, nie. Nie! - Przyłożyłam dłoń do rozgrzanego czoła unosząc równocześnie satynową pościel.

Modliłam się, żeby wszystko wokół było tylko kolejnym głupim żartem mojego przyjaciela.

Ja naga. Nikolas nagi. Japierdole!
Momentalnie zebrało mi się na wymioty. W pośpiechu zgarnęłam biały szlafrok z fotela i popędziłam w stronę łazienki. Starałam się nie zwracać uwagi na zawroty głowy, przez które ledwo stawiałam kolejne kroki. Nie minęło dziesięć sekund, a ja zwracałam resztki z wczorajszej imprezy, ślęcząc nad sedesem.

Alkohol zdecydowanie nie jest moim sprzymierzeńcem. Normalnie nie utapiała bym swoich smutków w wysokoprocentowych napojach, ale nigdy nie powiedziałam, że moi przyjaciele są rozsądni. Ja też taka nie byłam. W końcu miałam dopiero szesnaście lat, a Davis hucznie obchodził swoje siedemnaste urodziny. Wszystko co robił musiało równać się z wielkim wydarzeniem. Chłopak lubił być na językach innych, w przeciwieństwie do mnie. Wolałam nie wychodzić poza szereg, a jednak wczoraj zapewne idealnie mi się tu udało. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie pamiętam za wiele. W końcu niecodziennie budzę się naga w łóżku mojego przyjaciela.

Z wielkim trudem podniosłam się z podłogi i niechętnie spojrzałam na ogromne lustro wiszące nad umywalką. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Czułam się jak na karuzeli, a moje dłonie niemiłosiernie drżały. Moja twarz była blada, a wory pod oczami były tak wielkie, że zajmowały połowę moich pyzatych policzków.

Nagle usłyszałam szmery dochodzące z sypialni. Nie byłam gotowa na konfrontacje. Bałam się tego czego mogę się dowiedzieć.

Boże, co ja najlepszego narobiłam.
- I co teraz? – Szepnęłam cicho do swojego odbicia. Może nikt nie zorientuje się, kiedy ucieknę przez okno?

Po długich przemyśleniach postanowiłam zachować się jak dojrzała kobieta, którą przecież byłam i.. uciec. Otworzyłam na oścież okno, ale od razu zrezygnowałam, kiedy dostrzegłam sylwetkę ogrodnika. Był donosicielem i na pewno od razu poskarżyłby mamie Nikolasa, że jakaś półnaga dziewczyna biega po jej ogródku. Wtedy już na pewno nie pozwoliła by nam zorganizować imprezy, a przede wszystkim nie zostawiła by nas samych w domu bez opieki.

Z ciężkim sercem wyszłam z łazienki i niczym nadopiekuńcza matka, która nie chce obudzić swojego śpiącego dziecka, podeszłam do łóżka na palcach.
Zielonooki uniósł się na łokciach zupełnie nie przejmując się tym, że nie ma na sobie ubrań. Nawet nie pokusił się o zakrycie swoich.. intymnych części pierzyną.

Cały Nicolas.

- Nico.. – Zaczęłam nad wyraz spokojnie, ale całe moje ciało krzyczało ze wstydu.
– Możesz mi powiedzieć co się do cholery stało?!

- Ci. – Przeciągnął samogłoskę przykładając palec do ust. – Możesz drzeć się ciszej? Boli mnie głowa. – Skrzywił się, a potem opadł z powrotem na łóżko.

- Czy my.. – Nie byłam w stanie wypowiedzieć tego na głos.

- Tak. – Zaświergotał. – Pieprzyliśmy się pół nocy.

Tym razem to ja się skrzywiłam. Nie rozumiałam jak mogło to nie robić na nim żadnego wrażenia. Schowałam twarz w dłoniach i usiadłam na podłodze opierając się o ramę łóżka. Nie patrząc mu w oczy było mi łatwiej rozmawiać.

- I niby w jaki sposób znaleźliśmy się w łóżku? Ja.. ja nie chce.. nie chcę Cię urazić, ale.. no wiesz. Nie podobasz mi się, a przynajmniej nie w taki sposób. – Mamrotałam cicho zbyt przerażona, że zranię jego uczucia.

- To tylko seks. – Stwierdził rozbawiony. – Byliśmy pijani.

- Ale jak?! Kurwa. – klęłam pod nosem. Czy to możliwe, że nie pamiętam swojego pierwszego razu?

- Chciałaś wywołać zazdrość na twoim byłym.

- Czekaj.. czy ty chcesz mi powiedzieć, że on to wszystko widział?! – Zaczęłam panikować.

- Co? Nie! Co ty wygadujesz, wariatko? – Roześmiał się. Dobrze, że chociaż go to bawi. – Całował się ze swoją nową dziewczyną, a ty uznałaś, że pocałujesz mnie.

- I? – Zapytałam oczekująco.

- I.. Poszliśmy na górę, a reszta poszła sama. – chociaż go nie widziałam, wyobrażałam sobie, że właśnie beztrosko wzrusza ramionami, jak to miał w zwyczaju.

- O MÓJ BOŻE, PRZEPRASZAM! – Wykrzyczałam w poczuciu winy.

- Byłaś na mnie cholernie napalona. – Prychnął.

- Byłam nawalona! – Pisnęłam. – I co usprawiedliwia cię przed tym, że sam mnie nie powstrzymałeś?!

Wszystko, żeby tylko usprawiedliwić samą siebie. Bo to przecież nigdy nie jest moja wina. To oni wlewali na siłę alkohol do mojego gardła, a potem siłą wepchnęli mnie do łóżka. I to on mnie nie powstrzymał, bo przecież ma myśleć za mnie. No jasne.

- Też byłem nawalony i napalony. Przecież normalnie bym tego nie zrobił! A tak poszliśmy na górę i boom! – Bronił się. – Jesteś dla mnie jak siostra. Znamy się od ośmiu lat!

- Świetnie. Czyli możemy podciągnąć to pod kazirodztwo? – Poddałam się jego humorowi. Może to wcale nie takie straszne, jak mi się wydawało?

- Nie no, tak bym tego nie nazwał. – Zaśmiał się krótko. – Ale za to mogę pozazdrościć Twojemu przyszłemu chłopakowi umiejętności w łóżku.

Z tego co wiedziałam to nie była moja mocna strona. W zasadzie moje doświadczenie kończyło się na pocałunkach.

- Jednak dobrze, że tego nie pamiętam. Przynajmniej nie będę musiała w kółko odtwarzać tej sceny w głowie. – Powiedziałam pretensjonalnie i nieco żartobliwie.

- Walona psychopatka! – Wykrzyczał, a ja wydałam z siebie zduszony krzyk.

- No już! Przestań się mazać. – Przeturlał się po łóżku i znalazł się za moimi plecami. Ułożył palce wskazujące w kącikach moich ust i uniósł je do góry.  - Możemy to potraktować jako przysługa w dążeniu do ideału dla naszych przyszłych partnerów.

Za jakie grzechy? Może to dlatego, że ostatnio podkradłam Oliwii śniadanie? Albo dlatego, że podkradam je regularnie od kilku lat. Nic nie poradzę na to, że jej mama robi pyszny makaron ze szpinakiem!

Miałam ochotę mu przyłożyć. Uniosłam rękę i zamachnęłam się na ślepo, trafiając prosto w jego twarz.

- Ałć! – Naburmuszył się – W nocy byłaś bardziej delikatna.

- Nicolas.. – Westchnęłam.

- Słuchaj, słońce. To nic między nami nie zmienia. Przykro mi, że nie miałaś swojego pierwszego razu z miłością swojego życia. Wiem, że chciałaś zrobić to z kimś wyjątkowym i godnym zaufania. – Powiedział łagodnym, uspokajającym tonem. – Czyli byłem idealnym kandydatem. – Dodał, żeby mnie rozbawić i mu się to udało.

- Ha ha! Czy ja na prawdę jestem tak żałosna? Jak mogłam być tak głupia, że zaufałam temu debilowi. – Uderzyłam się w czoło i szybko tego pożałowałam.

Wszystko sprowadza się do mojego byłego chłopaka Thomasa Wilsona i aktualnego wroga. Był moją pierwszą miłością i boleśnie zakończył nasz związek. Zdradził mnie z Victoria Taylor. Moim rudowłosym kształtnym koszmarem. Potem rozpowiedział wszystkim, że ze sobą spaliśmy. Tylko, że ja bałam się dotyku na tyle, że nigdy nie pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć.

- Serio będziesz przejmować się tym bucem? Jesteś najgorętszą laską pod słońcem. – Położył pokrzepiająco dłoń na moim ramieniu.

Nicolas z reguły podchodził do życia w lekceważący sposób. Nie przejmował się niczym i często mu tego zazdrościłam. Bo ja.. zazwyczaj dawałam się ponieść emocjom, które swoją drogą miałam wrażenie, że odczuwam kilkakrotnie razy bardziej niż przeciętna osoba.

- Wiesz co? – Wstałam ociężale i poprawiłam szlafrok. – Mam dość tej rozmowy. Idę się ubrać, a ty lepiej zrób to samo. Zanim zrobi się jeszcze bardziej dziwnie i niezręcznie.

Zgarnęłam z podłogi męskie jeansy i rzuciłam nimi w stronę chłopaka posyłając mu wyzywające spojrzenie. Rozrzucone na panelach ubrania wywoływały u mnie dreszcze zażenowania.

Chłopak zareagował tylko głupkowatym uśmieszkiem, a ja czym prędzej schowałam się za drzwiami jego garderoby.

Narzuciłam na siebie szare dresy i czarną za dużą na mnie bluzę. Moje metr siedemdziesiąt wypadało marnie przy stu dziewięćdziesięciu centymetrach chłopaka. Zmyłam resztki makijażu kosmetykami, które trzymałyśmy na zapas w łazience Nico, a potem związałam długie blond włosy w niesfornego koka.

Efekty nie były zadowalające, ale nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nic więcej.

- Będę się już zbierać. Mama dostanie zawału jak się spóźnię, a za piętnaście minut powinnam być w domu. – Przewróciłam oczami na myśl o nadopiekuńczej rodzicielce.

Nicolas przyłożył dwa palce do czoła i wesoło mi zasalutował. – Powodzenia w wieży.

Wieżą nazywaliśmy mój dom. Nie był ogromną parcelą wyglądająca jak zamek, ale ja czułam się w nim jak roszpunka odizolowana przed światem.

Gotowa do wyjścia otworzyłam drzwi, a w progu zobaczyłam kogoś kto nie musiał odzywać się słowem, a potrafił doprowadzić mnie do szału. Cholerny Liam Scoot. Zatrzasnęłam mu drewno przed nosem i oparłam się o nie, szybko oddychając.

- Czy on.. co on tu robi? – Pisnęłam w stronę Nicolasa, a ten tylko wzruszył ramionami.

- Zaprosiłeś go?! – Piekliłam się, zbyt przejęta, żeby powstrzymać się od krzyku.

- No. Na imprezę. – Patrzył na mnie, jak na największą wariatkę, ale kiedy zrozumiał, że mam właśnie ochotę wydrapać mu oczy dodał spokojnie – To mój kuzyn.

- I? Mogłeś mnie uprzedzić! Był tu wczoraj?! – Poczułam się zdradzona. Dobrze wiedział jakie były nasze relacje, a mimo wszystko nie raczył mnie ostrzec. To bolało.

- Myślałem, że jest Ci obojętny. Ale ktoś tu widzę panikuje. Nawet po trzech latach. – Uśmiechnął się złośliwie i pomachał palcem wskazującym w moją stronę. Przysięgam, że miałam ochotę wyrwać mu te słodkie loczki z głowy.

- Właśnie! Nie było go pierdolone trzy lata i musiał pojawić się akurat wtedy, kiedy ja też tu jestem?! – Raz po raz wbijałam kciuka w swoją klatkę piersiową.

- Wszystko słyszę, ogrzyco! – Usłyszałam głos Liama zza drzwi. Zaklęłam pod nosem mając ochotę zapaść się pod ziemię.

Wyprostowałam się, szybko odgarnęłam niesforne kosmyki z twarzy i oblizałam usta. Nie wiem dlaczego. Piekielnie wkurzona, nacisnęłam klamkę i pociągnęłam z taką siłą, że wylądowałam tyłkiem na podłodze. Nie spodziewałam się, że Liam zrobi to samo w tym samym czasie, a drzwi otworzą się z wyjątkową lekkością.

- Wciąż jesteśmy tacy spójni. – Wysoki blondyn stanął przede mną, zakładając ręce na biodrach. Sarkastyczny uśmiech nie schodził z jego twarzy, ale moja na chwilę zamarła.

Jego szczęka była o wiele bardziej zarysowana niż zapamiętałam. Mięśnie wyraźnie odznaczały się pod obcisła koszulką z długim rękawem, a włosy układały się kaskadami tworząc artystyczny nieład.

Wyraźnie zmężniał od ostatniego spotkania, wprawiając mnie w niemałe osłupienie, co musiałam przyznać przed samą sobą z ciężkim sercem. Jednak nie na długo, bo szybko odzyskałam rezon, przypominając sobie z kim mam do czynienia. 

- Tak, spójni jak ogień i woda. Jak pies i kot. – Odpowiedziałam zgryźliwie, wymachując teatralnie rękoma. Zbyt teatralnie, bo próba odwrócenia uwagi od mojego gapiostwa, niezbyt się udała. Na pewno to zauważył.

Chłopak wyciągnął w moja stronę dłoń. – Uwierz, że nie chciałem, żebyś się przewróciła. Nie wściekaj się. Ogrzyca to tylko żart.

Tak, na pewno. Wszystko zawsze traktował jako żart, a mi jakoś nigdy nie było do śmiechu.

- Jak dzień twoich narodzin. – Prychnęłam nonszalancko.

- Widzę, że nie wyrosłaś z ciętego języka. – Co za pierdolony idiota.

- A ja widzę, że przyrost mięśni nie współgra z przyrostem inteligencji. – Poczułam jak moje policzki czerwienieją ze złości.

Uniósł brew, a potem zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Poczułam się nieswojo. Pokiwał powili głową.

- Świetnie. Idealnie. – Mruknął, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

- No już. Wstawaj. – Poczułam pod sobą dłonie Nicolasa. Pomógł mi wstać, a następnie przewiesił rękę przez moje ramie.

- A więc wy.. – Liam zmrużył oczy. Uniósł dłoń i wyciągnął w naszą stronę dwa palce, którymi znacząco pomachał.

- Nie. – Odpowiedzieliśmy równocześnie.

- To był tylko przyjacielski pocałunek. – Dodałam pospiesznie. Na twarzy chłopaka wymalował się dziwny grymas, którego nie potrafiłam rozgryźć.

Nikolas zaczął się śmiać, równocześnie odwracając głowę w przeciwną stronę. Udawał atak kaszlu, żeby przykryć swoją reakcję.

- Przyjacielski.. – Zaczął mój przyjaciel, ale nie było dane mu skończyć, bo z całej siły wbiłam mu łokieć w żebra.

- Jeszcze słowo, a spale cię na stosie. – Oznajmiłam przesłodzonym głosem. – Was obu.

- Wiedziałem, że jest czarownicą. – Liam założył ręce na piersi, a jego zachrypnięty głos odbił się o moje uszy.

- Idiota. – Odmruknął Nikolas, a potem rzucił się na swojego kuzyna zaczynając niewinne przepychanki. Wygłupiali się w kakofonii swoich śmiechów, a ja niezauważalnie przemknęłam przez drzwi i wyszłam z ogromnego domu przyjaciela.

Znalazłam się na chodniku. Sforsowana psychicznie i fizycznie powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Już i tak byłam spóźniona, więc spodziewałam się reprymendy ze strony matki. Do domu miałam około piętnastu minut pieszo, więc wizja pokonania takiej drogi w moim stanie nie wydawała się tak bardzo przerażająca. Tym bardziej, że we wrześniu pogoda w Lakeville w stanie Minnesota była całkiem przyjemna. Temperatura była na plusie, a opady nie były tak bardzo intensywne. Nienawidziłam deszczu.

I to nie tak, że nienawidzę Scoota bez powodu. Liam był po prostu.. dupkiem. Właśnie tak, dupkiem i kropka. Przecież nie muszę kochać każdego kogo napotkam na swojej drodze. Są osoby, które lubimy i te, które denerwują nas samym istnieniem. To ludzkie.

Zamyślona nie zwróciłam nawet uwagi, że udało mi się pokonać połowę drogi. Nagle usłyszałam za sobą ciężkie kroki, więc przyspieszyłam. Nie czułam się komfortowo. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi i zaraz rzuci się na mnie z łapami. Żałowałam, że nie poprosiłam starszego brata o podwiezienie.

- Vanessa! – Usłyszałam za plecami swoje imię, ale nie byłam w stanie zidentyfikować kto jest właścicielem męskiego, twardego głosu.

Odwróciłam się na pięcie, a kilka metrów dalej stał wysoki mężczyzna. Nie wiedziałam kim jest, ale wydawał mi się dziwnie znajomy. Choć ciemne blond włosy, bez krzty siwizny nie wskazywały na więcej niż czterdzieści pięć lat, to szarawa cera i zmarszczki sprawiały wrażenie, że mężczyzna przeżywa właśnie swoje dziewiąte życie.

- Pomylił mnie Pan z kimś. – Zadarłam wysoko głowę, żeby sprawiać wrażenie pewnej siebie. Chciałam ukryć swój strach.

- Nie. Jestem pewny.. – Zaczął niepewnie wyciągając w moją stronę dłoń. Zrobił krok. Kolejny i kolejny. A ja odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie.

Czego on ode mnie chciał? I kim jest?

- Poczekaj! – Krzyczał. – Nie odchodź. – Jego ton był dziwnie płaczliwy. Nie rozumiałam co się właściwie działo, ale bałam się. Skąd znał moje imię?

Jakby znikąd wyrósł na chodniku korzeń, a ja potknęłam się i runęłam prosto przed siebie. Dłonie i kolana zderzyły się z zimną kostką. Przeturlałam się. Odbiłam od ziemii i kiedy już miałam się wyprostować poczułam silne szarpnięcie i ciepłą dłoń na barku.

- Nie musisz się mnie bać. – Szepnął do mojego ucha zasapany. Jego oddech osiadał na mojej skórze niczym najostrzejsze perfumy.

Moje oddechy stawały się coraz bardziej krótkie i płytkie. Niewidzialne sidła zaplatały się na mojej szyi, odcinając mi dostęp do świeżego powietrza.
Skup się Vanessa. Nie jesteś bezbronna.

- Chodź ze mną. – Sapał.
Pokręciłam głową. W kącikach moich oczu zebrały się łzy.

Wszystko zaczęło się ode mnie oddalać. Wytężyłam umysł starając się przypomnieć sobie chwyty samoobrony, których uczył mnie brat. Wzięłam głęboki wdech, na tyle na ile było mnie stać. Policzyłam do trzech. Pochyliłam głowę do przodu, po czym z całej siły uderzyłam napastnika w twarz. Zasyczał. Dźwięk łamanego nosa. Poluzował uścisk. Złapałam go za nogę, pociągnęłam w górę, a on wylądował na plecach.

- Ty mała dziwko. – Jęknął zakrywając twarz.

Usłyszałam głośny pisk opon.

- Do auta. Już! – Nieznoszący sprzeciwu baryton rozbrzmiał jak najprzyjemniejsza symfonia.

Próbowałam się ruszyć, ale moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Liam stanął przede mną, położył dłoń na moich plecach i delikatnym ruchem nakierował mnie w stronę czarnego porsche 911.
Zajęłam miejsce pasażera i przetarłam zmęczone oczy. Nie odwracałam się za siebie, bo nie chciałam wiedzieć co mu zrobi. A może po prostu nie chciałam mieć wyrzutów sumienia.

Po dłuższej chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Liam strzepnął z koszulki niewidzialny pyłek. Założył czarne przeciwsłoneczne okulary z małym logo z boku i dopiero odwrócił się w moją stronę.

- Widzę, że zaliczyłaś lekcje samoobrony. – Mruknął spokojnie, ale jego szczęka była zaciśnięta. Dłonie zacisnął na kierownicy z taką siłą, że pobladły mu knykcie. Rozsiadł się wygodniej w fotelu i odpalił samochód. Silnik głośno zaryczał.

– A ty dorobiłeś się nowej zdobyczy. – Poklepałam kokpit drogiego auta.

- A ty cycków. – Rzucił zgryźliwie. Uniósł kącik ust, kiedy kątem oka dostrzegł, że odsuwam kołnierzyk bluzy i zerkam na swoje piersi. Nie były wcale takie duże. Powiedziała bym nawet, że są małe.

Westchnęłam ciężko i mocniej wbiłam się w oparcie fotela. Nie miałam ochoty na słowne potyczki z chłopakiem. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji. A może to wczorajsza impreza była głównym sprawcą. Prawda była taka, że na samą myśl, że ktoś znów mógłby mnie skrzywdzić, chciało mi się żygać. Nie chciałam nabawić się kolejnej traumy.

Wyjrzałam przez okno. Zbliżaliśmy się do mojego domu.

- W porządku? – Zapytał.

- Mhm. – Skłamałam.

- Vanessa, ja pytam czy coś Ci zrobił. – uniósł okulary i spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.

- Nie. – Odpowiedziałam krótko.

Zagryzłam nerwowo wargę. – Po co wróciłeś? – Byłam ciekawa.

- Stęskniłem się za wkurzaniem ogrzycy. – Zaświergotał dumny z siebie.

- Jesteś nudny. – Przewróciłam oczami. – Nie. Jeszcze lepiej. Jesteś nudnym dupkiem.

- Lubisz nudnych dupków. – Uśmiechnął się delikatnie i puścił do mnie oczko.

- A ty skąd możesz to wiedzieć?

- Trzy lata temu lubiłaś. – Dogryzł mi. – Wciąż pamiętam jak dałaś mi karteczkę z pytaniem czy chce być Twoim chłopakiem. Kazałaś mi zakreślić odpowiedź. – Mówił z satysfakcją. Cieszyło go gnębienie mnie. – Nawet narysowałaś serduszko.

- Miałam czternaście lat. – Jęknęłam obrażona, splatając ze sobą ręce. – A Ty się nie zgodziłeś.

- Byłaś nielegalna. – Wzruszył ramionami. – Prawo nie pozwalało nam być razem. – Zakpił.

- I dzięki temu nie popełniłam życiowego błędu. Prawo było po mojej stronie. – Uśmiechnęłam się słodko. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie zatrzymaliśmy się na podjeździe, ale wiedziałam, że było już zdecydowanie zbyt późno. Otworzyłam drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz.

- A może tak dziękuję, księżniczko?
- Dziękuję, księżniczko. – Wyśpiewałam. – Mój osobisty rycerz na czarnym rumaku.

- Na białym rumaku. – Poprawił mnie.

- Nie. Czarna owca w rodzinie, to i czarny rumak. – Powiedziałam dźwięcznie, kołysząc się w miejscu.

- Głupia ogrzyca. – Mlasnął, a ja zamiast trzaskać drzwiami.. zostawiłam je otwarte. Pomachałam zadowolona krzycząc nieme „dzięki!”. Usatysfakcjonowała mnie naburmuszona mina Liama.

Look In My EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz