27. Na ratunek / Liam Scoot

457 19 7
                                    


Zamknęliśmy go w pułapce. Mężczyzna nie czuł strachu, a lęk. Różnica jest taka, że nie bał się realnego zagrożenia, jakie niesie ze sobą zatrzymanie go przez obce osoby w środku lasu, a bał się przewidywanego zagrożenia. Był przerażony wizją tego, że wszyscy dowiedzą się, że wziął łapówkę i straci posadę.

Dobrze wiedział kim jestem i kim jest Christian. Nie wydawał się zdziwiony naszym spotkaniem, ewentualnie okolicznościami.

- Czego oczekujecie? - Zapytał w końcu, przyszpilony przeze mnie do maski vana. Chciałem załatwić sprawę polubownie, ale mężczyzna nie był typem człowieka, który łatwo się ugina.

- A to nie oczywiste? - Uśmiechnąłem się. Pewnie wyglądałem jak psychopata, oświetlony jedynie światłem reflektorów. Sceneria nie była przyjazna.

- Liam, puść go. - Suzan złapała moje ramie. - Proszę. - Użyła delikatnego głosu, pod wpływem, którego zawsze się łamałem. Tym razem nie było inaczej. Odsunąłem się dwa kroki do tyłu, a mężczyzna automatycznie rozprostował się, gładząc dłonią plecy.

Suzan zapytała go czy wszystko w porządku. Parsknąłem. Jej naturalna potrzeba dbania o wszystkich wokół, przebijała się nawet w podściankowych sytuacjach.

- Kto prowadzi leczenie Vanessy? - Christian stanął obok mnie.

Mężczyzna nie był za bardzo wylewny, więc czułem, że za chwilę znowu będę musiał mu pomóc.

- Mamy dowód na to, że dałeś się przekupić, Robercie García i przestań kombinować, bo przecież widzę, że zaraz zsikasz się w gacie. - Olivia nerwowo tupała nogą. Zerwała się ze swojego miejsca, ale Nicolas zdążył ją powstrzymać od nabicia lima lekarzowi.

- Mój brat. - Odparł łamiącym się głosem. Schował dłonie za plecami, pewnie, żeby ukryć ich drżenie.

Czułem płynąca we krwi adrenalinę. Spojrzałem przelotnie na dziewczyny, żeby upewnić się, że wciąż stoją blisko nas.

- Świetnie. - Nicolas pokiwał głową z udawanym podziwem. - I to on wystawia wszystkie orzeczenia i recepty dla Vanessy?

Mężczyzna pomachał twierdząco.

- To powiedz swojemu bratu, że ma dać Vanessie wypis ze szpitala. Jutro ma wyjść. Inaczej wszyscy dowiedzą się o twoim małym występku. - Przejąłem inicjatywę. Wyraźnie akcentowałem każde wypowiadane przeze mnie słowo.

- Nie mogę tego zrobić, to będzie podejrzane. - Roberto mówił szybko i niezbyt zrozumiale. Nie wypowiadał poprawnie litery "r", to był poniekąd jego znak rozpoznawczy.

- Niech zrobi wypis "na prośbę opiekuna prawnego". - Zarządził Christian.

Mężczyzna ciężko przełknął ślinę. - Potrzebujemy podpisu, a Vero.. Pani Veronica go nie udzieli.

- Nu, nu, nu. - Pomachałem palcem przed jego twarzą. - Bierzecie łapówki, wypisujecie lewe recepty, kłamiecie w kartach pacjentów, a nie możecie podrobić jednego podpisu?

- Masz czas do jutra, do dziewiątej rano. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale jutro przed południem Vanessa ma stąd wyjść. Inaczej twoja posada będzie wolna. - Powiedziałem, oblizując na koniec usta. Czerpałem satysfakcję ze przerażenia mężczyzny. Zasługiwał na wszystko co najgorsze.

Zastanawiałem się, czy nie wysłać anonimowo nagrania do szefostwa szpitala, nawet jeżeli spełni nasze rządanie.

- W porządku, zrobię co chcecie. Tylko mnie nie wsypcie. - Złożył ręce w błagalnym geście.

Odsunęliśmy się na boki, tak żeby zrobić mężczyźnie przejście.

- Nie zawiedź nas. - Poklepałem faceta po plecach, kiedy przechodził obok mnie.

Look In My EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz