𝚃𝚑𝚎 𝙶𝚊𝚖𝚎?

910 43 37
                                    

Ciche stukanie klawiatury było jedynym dźwiękiem w pokoju.

- Rocznie u dzieci wykonywanych jest około 50 transplantacji płuc – Mówiłam do siebie monotonnym głosem nie przestając klikać.

Musiałam zrobić pracę domową, taką która jakkolwiek pomoże mi się przygotować do pracy dyplomowej.

I po co mi to? Mogłam iść za nauczycielkę jak matka czy nawet mechanika. Wszystko tylko nie te ciągłe biologiczno-chemiczno-medyczne paplania. Chociaż jakby tak pomyśleć po części był to też mój wybór, chciałam pomagać innym. Jakkolwiek.” Pomyślałam, ale szybko odgoniłam te myśli, musiałam dokończyć cokolwiek pisałam i oddać najpóźniej za dwa dni.

Dlaczego nie zabrałam się za to prędzej? Cóż… Nie wiem, nie będę kłamać, że ratowałam życia innym, bo tego nie robiłam. Póki co studiuje i pracuje. Chociaż nie do końca pracuje - bardziej uczę się pracować. Pomagam innym małym pacjentom.

Mój budzik zaczął wydawać z siebie szatańskie odgłosy, których słucham zawsze z rana. Nie przejęłam się tym nie dość, że miałam słuchawki w uszach, to miałam jeszcze jakieś pięć minut na ogarnięcie ostatniego zdania iii…
Mój laptop zamknął się pod naciskiem czyjejś ręki.

- Moja praca, nie zapisałam jej! Co ty odwalasz?! – Krzyknęłam wyciągając słuchawki z uszu i patrząc na swojego brata, który aktualnie stał przede mną. 

- Tata kazał mi ci powiedzieć, że się spóźniłaś i idziesz z buta do tego twojego szpitala – Powiedział ten przypier i wyciągnął język po czym wybiegł z mojego pokoju krzycząc, że chce go zabić kapciem.
Głupi debil, idiota, wpadka... Nie dało się tego czegoś inaczej nazwać.

Spiesząc się jak typowy student śpiący po dwie godziny – w moim wypadku w ogóle – spakowałam najważniejsze rzeczy, w tym nieszczęsny laptop. Musiałam jeszcze pobiec do łazienki, aby wizualnie się ogarnąć, na „szczęście” szłam sama, więc nikt mnie nie poganiał. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam sterczące, blond włosy, lekko przekrwione oczy i kompletny burdel na jasnej  kościotrupowej twarzy. Przewróciłam oczami i rozczesałam na szybko grzywkę, z reszty włosów zrobiłam wysokiego koczka. Twarz przemyłam wodą i lekko umalowałam.

Wybiegłam z domu wcześniej zakładając buty i biorąc resztę rzeczy.
Dobiegłam do szpitala, w którym aktualnie, pracowałam i studiowałam. Próbowałam jak najszybciej wejść i przebrać się w swoje ciuchy, gdy głos mojej przełożonej dał o sobie znać.

Tuż za mną.

- Kirian, czy ty wiesz, która godzina?

- Taaaaak… Tak mi się wydaje...? – Bardziej zapytałam niż odpowiedziałam.

- To ma mi być ostatni raz, rozumiesz? – Powiedziała to takim okrutnie oskarżycielskim głosem, jejku nie moja wina, że robiłam pracę domową. Kobieto daj żyć. Sama jesteś babą, gdzie tutaj nasz feminizm?

Zignorowałam to i po ubraniu mojego białego fartucha poszłam do gabinetu tych wszystkich pracowników i studentów, aby odłożyć rzeczy na swoje miejsce. Włączyłam jeszcze laptopa, aby zobaczyć, czy cokolwiek zostało zapisane, jednak usłyszałam coś specyficznego. Odwróciłam się do okna i zobaczyłam fajerwerki. Dlaczego specyficznego? Proszę was, kto normalny puszcza fajerwerki o prawie dwunastej.

„Pewnie jakieś dzieci się bawią.” Pomyślałam i zdałam sobie sprawę jak późno tutaj jestem.

- Jezu, już prawie dwuna... – Zamknęłam jadaczkę przez nagły wstrząs ziemi, może nie jakiś najmocniejszy, ale jednak. A do tego światła zamigały. Wszystko zgasło. Co oni nie płacą rachunków, czy jak?

- Hej, Yukia, korki wywaliło? Co z pacjentami? – Zapytałam koleżanki, ogarnęła mnie panika, przecież tutaj powinien być ogrom ludzi.
Jednak nikt mi nie odpowiedział.

- Yukia? Gdzie wy jesteście? Robicie jakieś żarty, a ja nic nie wiem, bo się spóźniłam? Już nie będę, po prostu wyjdźcie, dziewczyny – Ponowiłam pytanie.

Wzięłam głęboki wdech – To nic takiego, Kirian. Jakieś głupie żarty. – Uspokoiłam się i wyjrzałam przez okno.

Pustka.

Przetarłam jeszcze raz oczy. To się nie dzieje.

Znowu pusto.

Dla bezpieczeństwa wzięłam coś do obrony, to „coś” było dość niepraktyczne, ale nadal duże. Wzięłam krzesło. Przytargałam obrotowego przyjaciela (w tej sytuacji) na podwórko i zaczęłam się rozglądać.
Albo oślepłam, albo to jakaś apokalipsa, albo zostałam sama. Trzy opcje, które mogę wykreślić?

Najprawdopodobniej pierwszą i drugą. Ślepa nie jestem, nikt mi tego nie wmówi, apokalipsy raczej nie ma, bo waliłoby zdechlakami i pewnie już bym była jedną z nich. Cóż, zostaje opcja zostania samej jak ten palec.

- Ale się cieszę, nie ma to jak świat bez ludzi – Ahh, każdy mógł wyczuć ten sarkazm, nawet na kilometr.

Już chciałam iść z powrotem i może wziąć coś na uspokojenie albo się przespać, jednak coś zwane banerem włączyło się z powrotem i tym razem oślepiło mnie. Spojrzałam na to i zobaczyłam napis „Kieruj się za strzałkami do gry.” Strzałka kierowała w lewo, a za nią był oświetlony budynek. Czekaj, jeszcze przed chwilą była dwunasta, to dlaczego teraz jest ciemno? Czy ja tyle mówiłam do siebie? Ja chyba wariuję, ale co tam. Pójdę tam, gdzie mi każą. Razem z krzesłem. Albo na krześle.

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam i teraz jechałam w kierunku budynku. Tak, jechałam na szpitalnym krześle. Nie, nie mam zamiaru iść pieszo. Daleko to nie było, więc wystarczyły mi pięć do siedmiu minut. I tak po upłynionym czasie byłam na miejscu.

Byłam przed budynkiem, prawdopodobnie barem. A w środku było już kilka osób. Jak gdyby nigdy nic zeszłam z krzesła i zaciągnęłam go do środka, w ogóle… W ogóle nikt na mnie nie patrzył, wcale.
Gdy zobaczyłam telefony i napis, aby wziąć jeden od razu to zrobiłam. Później zeskanowało mi twarz i dziwny głos powiedział, że trzeba zaczekać jeszcze minutę. Znowu usiadłam na swoje krzesło i tym razem przyjrzałam się osobą, które tu były.

Jakiś łysy typ, babka z dłuższymi włosami, trzech innych, podejrzanych typów, najprawdopodobniej nauczyciel i nieznana mi, ruda sportsmenka. Idealna banda zombie, ciekawe czy mnie ugryzą”.

- Tooo co się tutaj robi? Jakieś podpowiedzi czy coś? – W końcu zapytałam, widząc ostatnie czterdzieści sekund na wyświetlaczu telefonu.

- To takie gry, na śmierć i życie. – Odpowiedziała wcześniej wspomniana długo włosa.

- Super, czyli jak się przegra to koniec. Cudownie. Jestem Kirian, a ty? – Tą pierwszą część zdania bardziej wyszeptałam, żeby nie wyjść na jakąś niespełna rozumu kobietą.

- Momoka, miło poznać w tych niezbyt miłych klimatach – Odpowiedziała.

Ta Momoka jednak miała trochę racji.
Tym razem odezwał się znowu ten głos z telefonu

„Rejestracja zakończona. Mamy ośmiu uczestników. Gra: Rosyjska Ruletka. Karta wynosi piątkę kier”.
________

Pierwszy rozdział za nami! Mam nadzieję, że się spodobało!

Do następnego rozdziału
Kizziee pozdrawia!

Słów : 983

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz