𝙿𝚕𝚊𝚗.

325 20 10
                                    

- Powiem ci, ale nie będziesz mogła brać w tym udziału. – Spoważniał natychmiastowo.

- Niczego nie obiecuję. – Powiedziałam, a on od razu odpowiedział:

- W takim razie obiecaj mi, że nie będziesz uczestniczyć w tym. – Powiedział bez zastanowienia.

- Obiecuję, że nie wezmę udziału w twoim planie. – Mruknęłam niechętnie i ściągnęłam swoją dłoń z jego twarzy.

- Chcemy razem z Kuiną, Arisu i Usagi ukraść karty, a po tym... A po tym zrobić małe dochodzenie. W sprawie tych kart i gier, kto stoi za tym. Później oczywiście wszystko wróci do normy, a jeśli uda nam się dojść do tego to możliwe, że uda nam się przejść do kolejnego etapu, jeśli taki w ogóle istnieje. Mamy kod do kart, Arisu otworzy sejf i będzie po wszystkim. – Powiedział cicho patrząc na mnie. Albo może bardziej na moją reakcję.

„Coś mi tu nie gra. Przecież ten cholerny lis nie zrobiłby czegoś tak dobrego dla ludzkości tutaj. On nie jest tylko karo, nieźle idzie mu posługiwanie się mową ciała jak i słowami. Po części musi mieć coś związanego z kartą kier. Nie wierzę, żeby od tak potrafił kłamać w oczy." – Pomyślałam i uśmiechnęłam się do niego ciepło.

- Rozumiem, ale przecież to nie jest niebezpieczne, nie rozumiem, dlaczego mi nie pozwalasz wam pomóc, Kuina na pewno będzie chciała, abym była z wami, prawda Chishiya? – Zapytałam odwracając lekko głowę w bok.

- Nadal ukradnięcie kart może skończyć się nie przyjemnie. Nie powinniśmy narażać się nawzajem. Obiecaliśmy sobie życie, nie śmierć. – Spojrzał na bransoletkę.

„Dlaczego dalej to ciągniesz, Shuntaro? Nie jest ci żal kłamać mi w żywe oczy? Chcesz grać, więc zagrajmy w twoją grę, farbowany lisie."

- Rozumiem, cieszę się, że pomyślałeś o mnie. Ale dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Przecież ja zauważę wszystko, pamiętasz? – Zapytałam kładąc się na łóżko i patrząc teraz na jego plecy. Nie pokazywał po sobie nic, myślał. Myślał nad moimi słowami. Wiedział, że ja wiem?

- Pamiętam. Jednak obiecałaś nie mieszać się, więc dotrzymajmy tą obietnicę do końca. Jesteśmy przecież związani tą obietnicą, racja? Powinienem już iść, obiecałem zajrzeć jeszcze do Kuiny. Spokojnej nocy, Kirian. – Odpowiedział i wstał. Przy drzwiach uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie. Odmachałam mu, zastanawiając się, kiedy ucieknie z kartami.

„Racja, obiecałam. Ale obiecałam nie mieszać się w jego plan. Nie zabronił mi stworzyć i wykorzystać inny plan, prawda? Do tego on mnie okłamał, więc i ja powinnam. Żal mi swojego zachowania. Chociaż nie, jestem sobą zawiedziona. Jak mogłam dać sobą manipulować...? Chishiya Shuntaro, ty pieprzony lisie... Jesteś zbyt dobry w takie gry." – Uśmiechnęłam się do siebie i położyłam dłoń na swojej twarzy.

- Jestem idiotką, co nie Aki? Za niedługo będziemy musieli się pożegnać. Mama Kirian będzie musieć oddać cię do cioci Juu. – Kot na odpowiedź miauknął, podrapałam go pod szyją i przypomniałam sobie o małej bransoletce dla niego.

Może nie zniszczy jej tak szybko? Założyłam mu ją i jak to normalny kot zaczął się nią bawić, ale nie niszczył jej. Kuina, co to za niezniszczalne żyłki, daj mi namiary, przyda mi się. Nie pytaj do czego.

- Kirian! Bransoletka, co to?! – Nagle wpadła do pokoju Juu z Ethanem i o dziwo Lotousem.

- Idealne wyczucie czasu, rozmawiałam o was z kotem. Zamykaj drzwi i siadaj. Co do bransoletki to postanowiłam wam je zrobić. No już, już! – Poganiałam ich. Trzeba ich wywalić z Plaży, wolę nie ryzykować nimi. Wszyscy, ale nie oni.

Po może minucie wszyscy siedzieli i patrzyli na mnie.

- Niech ktoś spróbuje mi przerwać, a Kirmobil pójdzie w ruch. Więc, musicie uciekać. Jak najszybciej. Za niedługo pewnie tutaj będzie zadyma, więc musicie opuścić to miejsce. I bierzecie kota. Nie chce słyszeć żadnych nie, rozmawiałam z wami już o tym, ale teraz moje obawy są potwierdzone. Posłuchajcie mnie chociaż raz i zróbcie to dla mnie. – Powiedziałam w szybkim tempie patrząc po wszystkich, Lotous jednak ubrał bransoletkę.

- Nie. Bez ciebie nie idziemy, idiotko. – Trzasnęła mnie w tył głowy Juu. – Dobrze wiemy jak to się skończy, zdechniesz bez nas.

- Przypomnę, że to ja znalazłam Plażę, później Lotousa i nic mi się nie stało. Wrócę do was, po prostu zaufajcie mi i róbcie, jak każę. Jutro około czternastej, po pół godzinie macie być w bezpiecznym miejscu. Poza Plażą. – Spojrzałam na nią, a ta ucichła.

- Nadal nie jest to bezpieczne dla ciebie. Co z tego, że my będziemy w jednym kawałku? – Tym razem wstawił się Ethan za Juu.

- Chcesz swoją dziewczynę w jednym kawałku, czy wolisz chować ją lub umierać obok niej w nie wiadomo jakiej agonii? – Od razu przymknął mordę.

- A co ja mam niby do stracenia? – Zapytał znudzony tym wszystkim Lotous. Podałam mu kota.

- Nazywa się Aki, pamiętasz tego przybłędę? Teraz to twój podopieczny, Aki chce żyć. Jeśli on chce żyć ty też musisz. To jest do stracenia. Niezwykły kot. – Powiedziałam zmieniając zdanie co do nowego pana. Patrzył na jego gładkie futro. Nie odzywał się.

- Serio?! Macie zamiar znowu stracić Kirian?! – Krzyknęła zirytowana Juu.

- Przegrałaś, musicie jutro wyjść. Ja, Ethan i Lotous chcemy żebyście poszli. Jest politycznie, zawsze tak rozwiązywaliśmy problemu. Nie komplikuj teraz. – Powiedziałam. Ona także zamknęła jadaczkę. Miałam rację i nie mogła na to nic poradzić. Podeszła zirytowana do drzwi i odwróciła się, żeby powiedzieć jedno zdanie:

- Jestem wami zawiedziona, nie pójdę bez ciebie, Kirian.

Po czym zatrzasnęła za sobą drzwi. Znowu czułam ten nieprzyjemny ból w klatce piersiowej, chociaż chciałam troszczyć się o nich, to wiedziałam, że to „troszczyć" nie znaczy, że ja wrócę żywa.

- Macie ją zabrać bez względu na jej zdanie. Możecie iść. – Powiedziałam i ścisnęłam bardziej bransoletkę na dłoni. Przejechałam palcem po inicjale Juu, Akiego i swoim.

- Będziemy na ciebie czekać do czternastej pięć w holu. Jeśli zmienisz zdanie przyjdź. Do zobaczenia, Kirian. – Odpowiedział Ethan i lekko przytulił mnie. Wyszedł. Zostałam ja i Lotous.

- Nie przyjdziesz, prawda? Po co więc dajesz im jakąkolwiek nadzieję? – Zapytał wstając.

- Nie dałam im żadnej, powiedziałam, że to wy uciekacie. Nie ja. Zaopiekuj się nim, proszę. To mój jedyny futrzasty przyjaciel tutaj. – Mruknęłam lekko głaszcząc Akiego po głowie.

- Trzymaj się, Kirian. Nie umrzyj mi teraz, załamalibyśmy się. – Powiedział w końcu do mnie moim imieniem. Lekko musnął moje czoło ustami. Zawsze tak robił, gdy mieliśmy się rozstać na dłużej.

On wiedział.

- Postaram się, opiekuj się resztą, wielkoludzie. – Powiedziałam uśmiechając się do niego. Wyszedł zamykając drzwi.

- W co ja się wpakowałam? I po co to zrobiłam? A najważniejsze pytanie... Co się ze mną stanie? 

_______________

Krótszy rozdział niż się spodziewałam, ale sądzę, że następny także będzie taki. Dochodzimy do jednego z większych wątków, przy którym pewnie będzie dużo pisania, a z waszej strony czytania.

No i spoiler!
Możliwe, że już niedługo koniec tej części.

No i niestety, ale jutro raczej niczego nie wstawię, przez mój jutrzejszy wyjazd, ale spokojnie, nadrobię to!

Także dochodzimy do angsty momentu, tak więc proszę się ciut przygotować. Na płakanie, albo bycie złym. Zależy jak kto będzie reagować.

No i bardzo dziękuję za takie komentarze! Naprawdę działają one zachęcająco. Kocham was, serdeczne podziękowania ^^

Do następnego, Kizziee_Chan!<3

Słów: 1066

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz