𝚈𝚘𝚞 𝚍𝚒𝚍 𝚠𝚑𝚊𝚝?!

393 25 21
                                    

A/n : Było to zbyt smutne (usunelam niektórzy dialogi bo autentycznie łzy cisnęły się na oczy) i dlatego dodałam ostatnie zdania. Żeby was zbyt nie zdepresować
_______________

- W co ja się wpakowałam? I po co to zrobiłam? A najważniejsze pytanie... Co się ze mną stanie?

Obudziłam się późno. Było po dwunastej, w moim pokoju było dziwnie chłodno. Sama byłam okropnie spokojna. Było to przerażające. Byłam spokojna, nawet jeśli wiedziałam co się dzisiaj stanie. Jednak ja jak zwykle zrobiłam to samo co zawsze. Wyszłam jak zawsze ze swojego pokoju, rozmawiałam z Kuiną i zjadłam śniadanio-obiad. Dzisiejszy dzień był pusty. Był bez kogokolwiek z mojej paczki i bez Chishiyi. Czyżby nasze poprzednie pożegnanie było tym ostatnim?

Wszystko było takie spokojne, gdzie nie przeszłam tam spokój. Ludzie jakby wyparowali, jakby bali się wyjść. Weszłam cicho do holu pięć minut przed zniknięciem ich. Wyjrzałam zza ściany. Stali tam, czekali na mnie. Juu kłóciła się jak za dawnych czasów z Lotousem, Lotous tylko robił to dla zabicia czasu, Ethan rozglądał się. Tylko nasz – już duży – Kwiatuszek nie spodziewał się mnie, nie miał tej nadziei. Przez jedną chwilę chciałam do nich wyjść, pobiec. Przeprosić i rozpłakać się w ich ramionach jak po śmierci mojego pierwszego psa. Ale zdałam sobie sprawę, że jeśli wyjdę to im złamie to jeszcze bardziej serca. Chciałam ich bezpiecznych, nie smutnych. Ale trzeba coś poświęcić, jedno zaprzecza drugiemu w takiej sytuacji.

- Juu, musimy iść. Jest po umówionym czasie. – Powiedział Lotous patrząc na zegar w holu.

- Zaczekajmy jeszcze pięć minut, ona pewnie znowu się spóźni, zawsze się spóźnia. Pewnie do nas biegnie, tylko pięć minut. – Prosiła Juja.

- To nie ma sensu, dobrze wiesz, że nie przyjdzie. – Odpowiedział jej ten sam brunet.

- Juu, on ma rację. Musimy się zwijać. – Poparł go Ethan, przynajmniej w jakimś stopniu pogodził się z tym, że nie przyjdę.

- Chociaż ty mnie nie załamuj, jeszcze przyjdzie, zobaczysz! To tylko pięć minut, może pójdę sprawdzić czy nie śpi, wiesz, jak ona kocha sen! – Juu nadal miała tą marną garstkę nadziei. Jej głos na końcu łamał się, spodziewała się co nastąpi, ale nie chciała tego przyznać, nie chciała pogodzić się z prawdą.

Prawda nigdy nie jest przyjemna, właśnie dlatego bardziej kręcę się w grach typu kier, serce. Manipulacja jak i wykorzystywanie. Robię to przez mało przyjemną prawdę, kłamstwo łatwiej przechodzi nam przez gardło i myśl. To był pierwszy raz w tym świecie, kiedy nie okłamałam ich. Pierwszy raz, kiedy wyszli bez nadziei na wyjście całej naszej paczki z tego koszmaru. Pierwszy i ostatni?

- Chodźmy już, Kirian nie chciałaby abyśmy na nią czekali. Nie łam mi bardziej serca, bo się popłaczę tutaj. – Powiedział Lotous patrząc w sufit.

- Juu, ona do nas wróci, kiedyś wróci. Koty zawsze wracają, prawda? – Zapytał Ethan i pociągnął brunetkę za rękę. Wyszli. Wyszli przed katastrofą, wyszli z nadzieją, że wrócę.

„Koty zawsze wracają? Wracają, ale odchodzą, gdy czują co się święci, Ethan. Ah ty głupiutki molu książkowy. Niby taki mądry, a ty taka heca." Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Ostatnia łza uroniona przez tych idiotów?

Usłyszałam pojedyncze głosy w holu, dokładniej na górnym korytarzu. Wyjrzałam tam i zauważyłam okularnika. Chyba Kuzuryu. A obok niego Momoka. Obiecałam sobie z nim porozmawiać. Nie wyglądał na zbyt ucieszonego towarzystwem kobiety albo może jej słowami? Zaczekałam chwilę, dopóki tamta nie poszła, później ja wyszłam zza rogu i weszłam na górny korytarz, widziałam już go. Patrzył w dół na hol, teraz ludzie zaczęli zbierać się jak mrówki. Chodzili, biegali, rozmawiali.

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz