𝚁𝚘𝚞𝚕𝚎𝚝𝚝𝚎 𝚊𝚗𝚍 𝙹𝚞𝚓𝚊

682 33 31
                                    

„Rejestracja zakończona. Mamy ośmiu uczestników. Gra: Rosyjska Ruletka. Karta wynosi piątkę kier".

Nastała chwila ciszy i Momoka wraz z łysym typem coś tak szeptali do siebie. Ja tylko patrzyłam na wszystkich, ciekawie.

Może te wszystkie liczby i rodzaje kart coś znaczą? Jest kier, trefl, karo i pik. Jeśli dobrze pamiętam. Kier to inaczej serce, może coś z tym związanego? A liczby? Jak w tych wszystkich grach karcianych, czym większa liczba tym lepiej, bo wygrywa najsilniejsza. Może poziomy siły?

Spojrzałam po wszystkich. Nauczyciel i ruda byli dość przestraszeni, łysy i Momoka siedzieli cicho, nie za bardzo przejmując się tym, trzyosobowa grupa natomiast pstrzyła prosto na mnie i mojego Kirmobila. Pewnie mi zazdrościli, co jak co, ale o takim cacku można tylko śnić.

Proszę o usadowienie się przy stole"

Zapaliło się światło, które oświetlało wspomniany, okrągły stół. Ja dałam jedno krzesło pod ścianę i wróciłam do swojego. Wszyscy siedzieli prosto lub opierali się o tył swoich siedzeń. Ten wnerwiający głos znowu mówił:

Gra polega na typowej Rosyjskiej Ruletce. Pistolet będzie załadowany jednym nabojem, którym trzeba strzelić sobie przy głowie. Po każdej rundzie pistolet będzie zmieniany. Macie piętnaście sekund na wystrzał. Po czasie gracz zostanie wyeliminowany. Gra zakończy się, gdy trzy osoby będą żywe"

- Prościzna, chłopaki wygramy to. Mamy duże szczęście! - Wykrzyczał jeden facet

- Jesteś tego taki pewien? Jesteś czwarty, czyli idealnie na środku, większość osób lubi parzyste liczby. W tym wypadku są tylko cztery parzyste. Myśląc jak najnormalniejszy i najzdrowszy człowiek, ja, gdybym była osobą, która tworzy te gry od razu dałabym na środek. Lub w jednej z rund. Tutaj nie musi chodzić o szczęście, ale także o wybranie kolejności strzelania jak i postanowienia, w którym miejscu siedzieć. Ty masz najmniej szczęścia, nie ważne kto pojedzie pierwszy, zawsze będziesz na środku. - Powiedziałam patrząc na to z perspektywy tego czego się dowiedziałam. Czyli prawie niczego. Ale nadal to gra na śmierć i życie, więc trzeba być trzeźwo myślącym. Nie wszystko zależy od szczęścia, taka prawda.

- Próbujesz się mądrzyć? Może chciałabyś, żebym ci to wybił, ojczulek nie uczył o szacunku do innych mężczyzn? - Powiedział. Rasista.

- Nie, ale za to uczył, jak uderzyć, żeby zabolało. - Spojrzałam na niego i cokolwiek chciał powiedzieć nie było mu dane. Robotyczny głos odezwał się abyśmy zaczynali.

Pierwszy poszedł Nauczyciel. Później po kolei Momoka, ja, rasista, Aguni, drugi facet, trzeci i sportsmenka. Nie wyszedł z tego facet numer dwa.
Później wszystko szło znowu eliminując innych ludzi.

Była ostatnia runda, został psiapsi Momoki, Momoka, ja i rasista.

- I co powiedz teraz? Nadal żyję - Zaczął się śmiać, jednak i do niego trafił pistolet. Był ostatni.

Przyłożył pistolet do swojej skroni, wahał się. Bał się, że umrze. Jednak później zaśmiał się i powiedział, że on sam wybije ze mnie to nieposłuszeństwo. Strzelił. Umarł.

- Czyli jednak ktoś tam z góry też go nie lubił - Odezwała się Momoka i uśmiechnęła się do mnie. Tylko pomachałam głową na krótkie tak.
Życzyłam jej szczęścia - ona mi także - po czym wyszłam z baru, na jednym ze stolików była ta karta. Piątka kier, wzięłam ją. Może mi się kiedyś przydać.

Gdy odjechałam kawałek od tamtego miejsca zaczęłam do siebie mamrotać:

- Powinnam spakować rzeczy i ogarnąć drogę do kawiarenki. Może Juu i inni tam będą. Wtedy wejdę im z buta i powiem, że mnie chciały latające karty zjeść. Geniusz.
Jak postanowiłam tak zrobiłam. Po niecałych dziesięciu minutach udało mi się wziąć najpotrzebniejsze rzeczy. W tym leki, podręczną apteczkę i skalpel. Lepiej się upewnić, to nie boli.

Zastanawiałam się jeszcze, czy by nie wziąć dodatkowego krzesła, żeby podróżować z kompanami, ale zrezygnowałam, najwyżej wejdą mi na kolana. Jeszcze przed ostatecznym wyjściem napisałam karteczkę, gdzie będę i przykleiłam ją na drugą stronę klawiatury. Ethan jest tym najmądrzejszym i pewnie się zorientuje. Gorzej z Akim i Lotousem, módlmy się, że są razem i nie odwalą niczego.

Pospieszyłam się, zbyt zdążyć przed południem, nawet jeśli to nie było daleko, to wiedziałam jedno. To nie był zwykły świat, zegary - które działały - chodziły dziwnie szybko. Jeden błąd w tym uniwersum i giniesz, to nie jest jakaś zwykła gra. Jeśli jakikolwiek człowiek stworzył coś takiego, to zdecydowanie chcę go poznać i zapytać jak to zrobił i dlaczego.
Udało mi się szybko dotrzeć na moim Kirmobilu, możliwe, że teraz jedynym przyjacielu. Pierwsze spojrzałam przez okna, ale jak na złość wszystkie były zasłonięte.

„Raz kozia śmierć, najwyżej tutaj coś wyskoczy mi na mordę." Pomyślałam i weszłam z krzesłem, które trzymałam przed sobą. Musiałam być cicho, jednak nie chcę, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Trzeba umieć przetrwać, a skradanie się jest pierwszą zasadą tego.

Przeszłam cicho na zaplecze, gdy w samym środku kawiarni nie zobaczyłam nikogo. Jednak o dziwo na zapleczu była osoba. Dobrze mi znana.

- Juja! Jesteś tu, jejku myślałam, że jestem tutaj sama i to jakaś apokalipsa - Powiedziałam stawiając krzesło na ziemię.

- Kirian, myślałam, że umarłaś albo w ogóle cię tutaj nie ma. Dobrze, że jesteś. Naprawdę nie wiesz, jak się bałam, że cokolwiek ci się stało. Chociaż mogłaś nie wracać, bo kredyt na hipotekę od um... Mojego piętnastego roku życia nadal jest aktualny, prawda? - Zapytała rzucając się mi w ramiona.

Poklepałam ją trochę po plecach. Świetnie, że nie musiałam wracać. Jeszcze jej pokaże jakie ja wyciągnę składki, nie wypłaci się do deski grobowej.

- Okej, okej. Teraz już na serio. Wiesz co się stało? Ja spotkałam tylko kilka osób, ale one albo mi nie odpowiadały albo same nie wiedziały. Grałaś w jakakolwiek z gier? Ile masz wizy? Kiedy tu trafiłaś? - Pytania wylewały się strumieniami z moich ust. Najważniejsze, aby poznać jak najwięcej rzeczy na temat tego świata. I żeby trzymać się razem z zaufanymi osobami.

- Nie nadążam za tobą, zaczekaj. Po kolei, nie wiem co się stało, tak grałam w jedną grę. Wizę mam na trzy dni. Nie trafiłam tutaj tak dawno. A ty grałaś? To jest straszne, tutaj giną ludzie, nie da się jakoś opuścić tego świata? - Teraz ona zadawała pytania, ale ja zastanawiałam się jak to możliwe, że trafiła tutaj niedawno. Ja jestem tutaj drugi dzień, jeśli tak działa ten czas. I dlaczego ci ludzie z mojej poprzedniej gry także nie wydawali się być tutaj jakoś późno, jak ja czy Juja.

- Grałam. Nie wiem czy w ogóle da się wrócić do naszego świata. Najważniejsze żebyś zawsze była ze mną. Miejmy nadzieję, że Ethan i reszta także tu są i nie zginęli. Póki co trzeba się zabezpieczyć z jedzeniem, piciem i może ubraniami. Nie wiemy, ile tutaj przesiedzimy - Odpowiedziałam dość spokojnie, nie możemy być zestresowane.

Ktokolwiek to wymyślił zdecydowanie chciał abyśmy srały w zbroję, ale nie ze mną takie numery.
Juu jedynie pokazała kciuk w górę i pociągnęła w stronę sklepu, który nie był jakoś najdalej. Kilkadziesiąt metrów. Tam wybrałyśmy najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy, póki co nie trzeba jakoś najbardziej się zabezpieczać. To nie apokalipsa. W drodze powrotnej ze sklepu opowiedziała mi, że była w jakiejś specyficznej grze z jakimiś jeszcze bardziej specyficznymi kolesiami. Gra chyba nazywała się „Śmierć lub Życie". Później spotkała „jeszcze bardziej specyficznego typa z włosami jak siano, który machał każdej możliwie napotkanej osobie" i narzekała jakiego on musi używać szamponu.

___________

I jak po drugim rozdziale? Podobało wam się, a może jakieś uwagi?

Piszcie i czekajcie na następny rozdział. Póki co poznamy bliżej Kirian i jej bandę! Ale już tuż tuż do naszego blondyna.
Postanowiłam wstawić ten rozdział dzisiaj, choć rozdziały będą w weekend i jakiś dzień w tygodniu. Jednak jest to dla czytelników, którzy bardzo dobrze odebrali moją książkę!

Do zobaczenia
Kizziee pozdrawia!!!

Słów : 1160

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz