𝙌𝚎𝚖𝚘𝚛𝚒𝚎𝚜, 𝚍𝚛𝚎𝚊𝚖 𝚘𝚛 𝚗𝚒𝚐𝚑𝚝𝚖𝚊𝚛𝚎?

329 24 2
                                    

23.02. Dziesięć lat przed.

Pięknie zapowiadający się dzień. Śnieg lekko prószył, na drogach było naprawdę mało osób, choć był to środek stolicy Japonii. Tokio jakby umarło na ten jeden dzień. Ludzie nie wychodzili na ulice miasta, było niedzielne południe, większość ludzi spędzała czas z rodziną przy stole i głośnych rozmowach. Tylko piątka dzieci szła w różnych częściach miasta. Mieli spotkać się w parku niedaleko ich szkoły. Chodzili razem do budynku, ale nie rozmawiali prawie w ogóle. To niska blondynka obcięta krótko ich wszystkich postanowiła złączyć. W jedną grupę, grupę przyjaciół, a może nawet coś więcej.

Kirian Ome, wspomniana wcześniej blondynka biegła w dół ulicy potykając się w zaspy i robiąc przysłowiowe aniołki w śniegu. Śmiała się do rozpuku, z jej ust nie schodził banan nawet na minutę. Cieszyła się spotkaniem z wszystkimi przyjaciółmi jednocześnie, obiecała kiedyś im się spotkać razem.

Juja Fujiki, brunetka ubrana w jej ulubione rękawiczki i czapkę do pary szła obok Ethana Hatza, chłopca z naburmuszoną miną przez to, że dostał śnieżką prosto w jego nos. Juu szła szybciej co chwilę poganiając jej przyjaciela. Bili się nawzajem śnieżkami uśmiechając do siebie jakby znali się przez całe życie, jednak oni poznali się stosunkowo niedawno temu. „Dokładnie trzy miesiące i dwa tygodnie plus jeden dzień". Juu liczyła każdy ich spędzony dzień. Nikt nie wiedział o ich tajnej przyjacielskiej relacji, przecież w szkole nazywano by ich parą, musieli dotrzymać tą relację w tajemnicy.

Aki Ohayo, chłopak z wieloma kolorami na głowie szedł ze swoim psem. Był to mały labrador cieszący się każdą śnieżynką, która spadła mu na nos. Oboje dobrali się do siebie, Aki także cieszył się całym tym klimatem zimy. Choć nie przepadał za chłodem dziś czuł, że wcale nie będzie mu to doskwierać. Czuł, że otuli się w cieple innych ludzi, przyjaznych ludzi. Jednak nie ważne jak bardzo był podekscytowany musiał czekać na innych. Tak, był pierwszy w parku.

Lotous Flawie, który znudzony szedł kopiąc kamień po drodze, którą szedł. Może nie wyglądał na najbardziej przejętego, jednak czuł narastający stres w jego ciele. Nie bał się niczego, bójek, wysokości, nawet owadów, jednak coś w nim drgało na myśl tego spotkania. Na samą myśl coś mu się przewracało w żołądku, ale postanowił cieszyć się tym dniem jak tylko mógł. Obiecał przecież Kir, że niczego nie odwali i postara się zachowywać jak normalny, niepsychiczny człowiek.

Pierwszy oczywiście na miejscu był Aki, czekał na ławce przed zamarzniętym jeziorem. Jego pies biegał obok niego domagając się atencji od właściciela. Później przyszedł opatulony w ciepły szal Lotous. Nie czekając na jakiekolwiek przywitanie usiadł obok kolorowo włosego. Przez kilka minut siedzieli w niezręcznej ciszy. Jednak zaczęli rozmawiać, wymieniać się uśmiechami. Po tym przyszła Juu razem z Ethanem u boku. Musieli się tłumaczyć, że spotkali się po drodze i jakoś tak wyszło, że teraz są tutaj razem. Na końcu zjawiła się jak zwykle spóźniona Kirian. Cała usypana śniegiem i szczękająca zębami. Ale nadal uśmiechnięta. Szczerząca się jak nigdy.

Wszystko w jednej chwili zamieniło się w ciemność. Bezdenna, najczarniejsza ciemność.

Kolejny obraz, zdjęcie całej grupy. Nagle czerwony krzyżyk przejechał po twarzy Akiego i Kirian. Zdjęcie spopieliło się, a reszki odleciały.

Wtedy zdjęcia z różnych przeżyć zaczęły latać wokół, pędziły z jednej strony okręcając się wokół ciała blondynki, a na końcu wracając w bezdenną czerń po drugiej stronie.

Ostatnie zdjęcie zatrzymało się. Kirian złapała je trzymając jakby miało uratować życie w jakikolwiek sposób. Spojrzała na nie zestresowana co tym razem może jej pokazać.

Była tam ona uśmiechająca się do chłopca w okularach. Ona nie zrobiła tego zdjęcia ani osoba naprzeciwko niej. Byli pod jednym z Tokijskich mostów. Poznawała skądś ten zeskoczony jak i zawstydzony wyraz twarzy.

- Niragi... - Wypuściła imię ze swoich ust. Imię jej przyjaciela, którego poznała przypadkiem. Właśnie pod tym mostem.

Zdjęcie spaliło się w jej rękach.

Nagle zbudziła się z zimnym potem spływającym z jej ramion w dół kręgosłupa.

Było to wspomnienie, sen czy jakiś koszmar?

Jednak to chyba nie był koniec, kobieta usłyszała niedaleko siebie jakiś szmer. Odwróciła natychmiastowo głowę w miejsce dźwięku.

Zobaczyła człowieka, nie jednego. Trzymał broń wycelowaną w jej głowę.

___________________

Hej wam! Dzisiaj bardzo krótki rozdział, ale spokojnie, ja się dopiero rozkręcam. Jeśli uda mi się jeszcze dzisiaj napisać coś to na pewno wrzucę, ponieważ ten i następny rozdział będą super krótkie.                                                                                                                                                                Przepraszam jeśli pojawi się późno owy rozdział.

Jak myślicie, czy nasza grupa idiotów się spotka znowu? A jeśli tak to czy na pewno będą wszyscy w komplecie? To okaże się później.

Także chciałabym przeprosić jeśli ciut przedłużałam lub teraz będę skracać niektóre wątki, chciałabym dojść do pewnego momentu i tam zacząć pisać już poprawną serialową akcję. 

Miłego dnia lub nocki misie! Pozdrawia wasza Kizziee!

Słów: 630 

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz