Obserwowałam krople deszczu spływające po szybie taksówki. Była godzina dwudziesta druga trzydzieści, a na dworze panował mrok, oświetlany przez uliczne lampy. Przetrwałam dłonią, zmęczoną twarz i wysiadłam z pojazdu, przed tym płacąc za usługę. Weszłam do budynku i odrazu ruszyłam w stronę swojego pokoju. Rzuciłam torebkę na łóżko, odetchnęłam i ruszyłam w stronę szafy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem. Chwyciłam bluzkę w rozmiarze oversize, z napisem, który prawdopodobnie starł się kilka lat temu. Niedługo mi zajęło, aby stanąć pod ciepłą wodą. Odetchnęłam cicho i nałożyłam płyn na swoje ciało. Wtedy do mojej głowy wpadły wydarzenia z dzisiejszego wieczoru. Tak jak było ustalone o dwudziestej, byłam już u Marco. Były takie osoby jak Antonella, Lindy. Prawie cała drużyna również była obecna. Wszyscy bawiliśmy się wspólnie. Nie było Cassie. Nie to, żebym nastawiała ich przeciwko niej, ale zdecydowanie było mi to na rękę. Mimo iż spędziłam świetnie czas to strasznie się wymęczyłam. Od godziny dwudziestej pierwszej męczył mnie ból głowy. Na początku lekki, później jednak tak się nasilił, że o mało nie zemdlałam. Dlatego postanowiłam wcześniej wrócić, reszta pewnie dalej się bawi.
Z pod prysznica wyszłam po dobrych trzydziestu minutach. Wykonałam swoją wieczorną pielęgnację i przeczesałam wilgotne włosy szczotką. Następnego dnia szłam do pracy. Niestety. Nie pocieszało mnie to że miałam na siódmą. Jeśli nie zaspie to to będzie cud. Przed pójściem do sypialni, wypiłam szklankę wody oraz wzięłam tabletkę przeciwbólową. Odetchnęłam, kiedy wsunęłam się po kołdrę. Chwyciłam swój telefon, aby jeszcze sprawdzić powiadomienia. Były wiadomości od Anto, na które odpisałam już wcześniej. Była jednak jedna, na którą nie odpisałam, która nie była nawet odczytana. Wstrzymałam oddech i kliknęłam ikonkę.
Od: Neymar
Jak się czujesz?Uśmiechnęłam się lekko, czytając treść wiadomości. To było całkiem.. miłe. Prawda była taka, że dziś naprawdę mnie zaskoczył. Po tym jak prawie straciłam przytomność, co jakiś czas sprawdzał czy wszystko gra. Uparł się, że to on mnie odwiezie do domu, ale przypomniał sobie, że pił. Więc wymyślił, że pojedzie ze mną taksówką co było absurdalne, na szczęście odwiodłam go od tego pomysłu.
Do: Neymar
Jest w porządku. Idę już spać, dobranoc.Odpisałam, a następnie zgasiłam wyświetlacz. Odłożyłam telefon na szafkę nocną obok i zgasiłam lampkę. Odetchnęłam cicho i przymknęłam oczy. Tuż przed zaśnięciem mój telefon się podświetlił. Zdążyłam tylko przeczytać wiadomość i odleciałam.
Od: Neymar
Dobranoc Skyler.***
Jeknęłam pod nosem, czując ból w łokciu. Tylko ja mam takie szczęście, żeby uderzyć się łokciem z samego rana. Z samego rana. Samego rana?! RANA?! W natychmiastowym tempie podniosłam się do siadu. Chwyciłam mój telefon i zerknęłam na godzinę. Siódma pięć. Pierdolona siódma pięć. To już kolejny raz jak spóźnię się do pracy. W końcu mnie wywalą. Wstałam z łóżka i podbiegłam do szafy. Nawet nie patrzyłam na to co biorę w dłonie. Założyłam jakieś niebieskie jeansy, a do tego ciemno zieloną bluzę. Nawet nie zerknęłam w stronę kuchni. Nie miałam czasu na śniadanie. Wrzuciłam do torebki tusz oraz jakiś błyszczyk. Może uda mi się ogarnąć w biurze. Przeczesałam swoje włosy i chwyciłam klucze z blatu.
Do siedziby PSG dotarłam piętnaście minut później. Moje spóźnienie nie byłoby takim wielkim problemem gdyby nie to, że na ósmą trzydzieści miałam umówione spotkanie z dzieciakami. Spotkanie, na które miałam się przygotować w biurze, a nie smacznie sobie spać u siebie w domu.
Westchnęłam cicho, przykładając plakietkę do drzwi. W recepcji powitała mnie Lindy.— Już myślałam, że cię nie będzie — ruszyła w moją stronę i obięła mnie ramionami — Jak tam? Przeszło ci?
— Tak, już jest o wiele lepiej, ale spóźniłam się do pracy — mruknęłam, zerkając na zegarek. Lindy na to jedynie machnęła ręką.
— Nie przejmuj się. Nikt nie będzie cię tutaj za nic ganiał. No chyba, że masz trening czy jakąś konsultacje umówioną.
— Właśnie tak się składa, że mam. Miałam się przygotować, więc będę już lecieć. Zgadamy się jeszcze dobra? — zakończyłam rozmowę z dziewczyną.
Weszłam do swojego gabinetu i usiadłam przy biurku. Natychmiastowo odpaliłam komputer. Dobra, miałam jeszcze trochę mniej niż godzinę. Zdążę. Po krotce to musiałam ogarnąć i poszukać kart lekarskich, każdego z nich. Co nie było łatwe, biorąc pod uwagę poprzednią lekarke. Uporałam się z kartami dorosłych, jednak nie myślałam, że także te dzieci będą potrzebne. Raz na jakiś czas coś takiego było zalecane. Nie, ja nie zdążę. Dobra. Bierz się w garść Skyler.
Przez następną godzinę robiłam wszystko co w mojej mocy by zdążyć. Byłam osobą, która jak już coś robiła to się do tego przykładała, więc dlatego bałam się, że nie zdążę. Zerknęłam na zegarek i przeklnęłam pod nosem. Za trzynaście minut miałam spotkanie z dziećmi, a ja jak na złość nie mogłam znaleźć jednej karty. Nie jaki Simon Suiz, zaginął pomiędzy kartkami papieru. DOSŁOWNIE. Wiedziałam, że gdzieś musi być, bo jeszcze wczoraj przeliczałam koperty w magazynie. Było tyle ile być powinno. Teraz brakowało jednej.
— Poddaje się — mruknęłam, wstając z podłogi. Rozglądnęłam się po walących się na posadzce kartach, wtedy usłyszałam otwieranie drzwi więc odworciłam się w tamtą stronę.
— Skyl.. Wooo, a to co? Tornado przeszło? — usłyszałam znajomy głos. Nie wiedzieć czemu moje kąciku ust, same się podniosły. Zerknęłam na bruneta, który wszedł przez drzwi. Ładnie wyglądał.
Znaczy ubrania. Ładnie dobrał ubrania.— Taaa.. powiedzmy. Spóźniłam się do pracy, nie zdążyłam nic zrobić, a teraz nie mogę znaleźć jednej karty, a za chwilę mam spotkanie z dziećmi — podparlam dłonie na biodrach, patrząc na niego.
— Tej karty? — pomachał mi kopertą przed nosem. Szeroko otworzyłam oczy i odrazu chwyciłam kopertę. Zerknęłam do środka. Simon Suiz.
— Neymar, skąd to masz? — zapytałam. Mój dobry humor ewidentnie powrócił.
— Prawdopodobnie zgubiłaś ją przy przenoszeniu pudeł rano. Widziałem jak Lindy chciała ją wyrzucić, bo myślała, że to nieistotne. Przypomniało mi się wtedy jak wczoraj opowiadałaś, że masz trening z dziećmi. Jedyne pudła, które zostały w magazynie to te dotyczące dzieci właśnie. Połączyłem fakty i wolałem sprawdzić. Więc otworzyłem i jestem — posłał mi czarujący uśmiech. Mój za to znacznie się poszerzył.
— Dziękuję. Nie chciałam zawalić na samym początku — mruknęłam, zakładając włosy za ucho.
— Nic nie zawaliłaś. Świetnie dajesz sobie radę.
To było miłe. Na pewno było miłe. Ten człowiek mnie zaskakiwał. Jego zachowanie było takie.. absurdalne. Na początku był miły, później chamski, później miły.. człowiek się może pogubić. Rozumiałam go tak samo jak język chiński. Czyli wcale.
— Będę już lecieć. Mam trening — wyjaśnił, a następnie cofnął się o kilka kroków i otworzył drzwi. Zanim za nimi zniknął, spojrzał na mnie uważnie. Jego wzrok zjechał na moją klatkę piersiową — Fajna bluza — wyszedł.
Zmarszyłam lekko brwi i spuściłam wzrok na swoją klatkę piersiową. Przecież to zwykła ciemno zielona bluza.
Ciemno zielona bluza
Zwykła ciemno zielona bluza.
Zwykła ciemno zielona bluza, którą dostałam od Neymara jakiś czas temu i do tej pory jej nie zwróciłam.***
Wróciłam, ożyłam i witam spowrotem. Kocham czytać wasz komentarze więc mam nadzieję, że jakies zostawicie. Mam nadzieję, że rozdział mimo iż nie długi to będzie się podobał.
Swoją drogą dziękuję za ponad tysiąc wyświetleń, wszystkie gwiazdki i komenatrze. Dajecie mi mega motywację.
Co powiecie na kolejny rozdział juz jutro?
Kocham i do następnego<33
CZYTASZ
addictive desire || neymar jr
RomanceSkyler jest młodą i piękną kobietą. Drzemie w niej ogromny potencjał, który zamierza wykorzystać po tym jak dostanę wyjątkową propozycje. Życie dziewczyny ma odmienić się na zawsze. Nie wie jeszcze, że powodem zmian nie będzie tylko praca. W jej życ...