Rozdział 114

227 26 8
                                    

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, proszę

Kiedy Harry się obudził, było już południe. Wciąż bolała go głowa po wczorajszym wieczorze, spędzonym w towarzystwie znajomych i alkoholu. Dlatego też podziwiał Ginny, która już kilka godzin temu wstała, by pójść na trening, z którego wciąż nie wróciła. 

Ziewając przeciągle, Potter podniósł się z łóżka. Dobrych kilka sekund zajęło mu przyzwyczajenie organizmu do innego położenia. Będzie musiał poprosić kogoś o eliksir na kaca, przemknęło mu przez myśl, kiedy odsłaniał rolety zaciemniające w ich sypialni. Słońce mocno świeciło, więc Ginny z pewnością przeklinała teraz wszystkich bogów za to, że jej ciało oblepia śmierdzący pot. 

Harry zaśmiał się pod nosem na tą myśl, notując w głowie, aby przed jej przyjściem zrobić jej coś zimnego do picia i może jakąś odprężającą kąpiel. Potem zaś zaczął zbierać z podłogi ich piżamy, które w popłochu i natłoku emocji wylądowały wczoraj wokół łóżka. Zmierzwił dłonią swoje kruczoczarne włosy. Dobrze, że nikt nie miał kluczy do ich domu, bo Harry czuł, że gdyby ten stan rzeczy zobaczył chociażby Ron to okaleczyłby go dotkliwie za to, co ten wyprawiał z jego młodszą siostrą. 

- Hermiono! - zawołał Potter, kiedy po kilku minutach sprzątania zwlókł się do salonu. Głowa jego przyjaciółki wyłoniła się z kominka. - O, dobrze, że jesteś.

- Harry, Jamesie Potterze - zaczęła poważnym tonem. Jej włosy były spięte w schludnego koka, a na nosie spoczywały okulary do czytania. Widocznie musiały ją boleć oczy. - Jestem w pracy. 

- Och - wydusił mężczyzna, nerwowo pocierając kark dłonią. To wiele by tłumaczyło. Powinien się domyśleć, że ktoś tak pilny, jak Hermiona pracuje nawet w soboty. - Przepraszam, nie chciałem ci przeszkadzać, ja tylko...

- Dobrze wiem, że potrzebujesz eliksiru - przerwała mu, kręcąc głową jak rozczarowana matka. - I ty, i Ron jesteście tak samo nieodpowiedzialni. On też rano jęczał, jak to go boli głowa. Nie znacie umiaru. 

Po tyradzie Hermiony, która trwała kolejne pięć minut, Harry ostatecznie otrzymał upragniony eliksir, dzięki czemu mógł dalej zająć się sprzątaniem w domu. W tle leciała już jedna z jego ulubionych piosenek, kiedy on, chcąc zrobić swojej narzeczonej niespodziankę, krzątał się po kuchni, przygotowując obiad. Nie było to nic wymyślnego, ot, zwykłe spaghetti, ale Potter liczył, że to wystarczy, by ją uszczęśliwić. Do tego przygotował świeżą, zimną lemoniadę, która dzięki specjalnemu zaklęciu miała nie tracić swojej temperatury, aby po przyjściu Ginny od razu była gotowa do spożycia. 

Następnie Harry ruszył do łazienki, gdzie do wanny nalał wody, wlewając do niej większość rzeczy, które były pod ręką. Płyn o zapachu pomarańczowym, sól do kąpieli i jakiś specyfik, który Weasley'ówna dostała w prezencie od Demelzy. Miał on podobno regenerować mięśnie. Okularnik nie znał się na tym zbytnio, ale zaufał Robins, która, bądź co bądź, studiowała na uzdrowiciela, więc coś musiała na ten temat wiedzieć. 

- Jestem! - dobiegł go zmęczony głos Ginny, akurat w momencie, w którym kończył zapalać ostatnią świeczkę w łazience. Uśmiechnął się pod nosem, wychodząc jej na przeciw. - Mmm, co tak pięknie pachnie? 

- Ja - zaśmiał się, za co ta trzepnęła go w głowę. - Zrobiłem obiad. Głodna?

- I to jak - odparła uradowana, po czym cmoknęła go krótko na powitanie. - Gwenog tak nas dziś przeczołgała, że chyba przez tydzień będę mieć zakwasy. Chociaż ty akurat też się do tego przyczyniłeś. 

Potter uśmiechnął się zawadiacko. 

Prawda była taka, że po oświadczynach ich związek wkroczył w chyba najlepszy etap na jakim był kiedykolwiek. Przekomarzali się w dalszym ciągu; on wciąż zostawiał skarpetki obok łóżka; a ona cały czas nie wynosiła po sobie kubków do zlewu; ale oprócz tego zaczęli dbać o siebie jeszcze bardziej, co sprawiało, że Ginny na nowo poczuła te słynne motylki w brzuchu. Ich wady nagle przestały mieć takie znaczenie, w obliczu tego jak bardzo byli dla siebie ważni. 

Krok ku dorosłości · HinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz