Rozdział 108

426 35 67
                                    

Kiedy Harry i Ginny przekroczyli próg domu Rona i Hermiony, rudowłosa dziewczyna od razu została wyściskana przez swoją przyjaciółkę, z którą nie widziała się od dłuższego czasu. 

- Nareszcie jesteście! Już myślałam, żeście na tym peronie utknęli - zaśmiała się dziewczyna, gestem dłoni zapraszając ich do salonu, gdzie już czekało na nich kilka kubków z parującą cieczą, a obok nich dwa półmiski z ciastkami. - Tu macie swoje herbaty. Dla ciebie, Harry, jest zwykła. Dla Ginny zrobiłam cytrynową. 

- Moja ulubiona, dziękuję - rudowłosa uśmiechnęła się promiennie w stronę szatynki. - Ale się za wami wszystkim stęskniłam. Nawet za tobą, Ron.

- Cóż za wyróżnienie - sarknął chłopak, siadając na fotelu, naprzeciw siostry. - Powinienem teraz skakać ze szczęścia, czy raczej płakać ze wzruszenia? 

- Twój wybór - odgryzła się Ginny, sięgając po ciastko. 

- W takim razie, pozwól, że jednak pozostanę na swoim miejscu - prychnął, również sięgając po słodkości. - Wyszły ci naprawdę pyszne, Hermiono. 

- Dziękuję - odparła, siadając na drugim z niebieskich foteli. - Starałam się. Choć w pewnym momencie myślałam, że będą do wyrzucenia, bo w przepisie zapomnieli chyba napisać, że powinnam tu dodać więcej jajek, ale w porę uratowałam sytuację. 

- Ty zawsze ratujesz sytuację, Hermiono - mruknął Harry, rozglądając się po salonie, w którym było naprawdę czysto. Zazwyczaj kiedy tu był po pokoju walały się dokumenty z ministerstwa dotyczące sprawy morderstwa pana Parkinsona. - Podejrzewam, że gdyby nie ty to zginęlibyśmy już na pierwszym roku.

- Nie przesadzaj, Harry - upomniała go dziewczyna, spoglądając to na niego, to na swojego narzeczonego. - Ty radziłeś sobie świetnie nawet w pojedynkę. No, przykładowo na turnieju trójmagicznym. A ja dalej pamiętam partię szachów Rona, na naszym pierwszym roku. 

- Dostałem wtedy pięćdziesiąt punktów - pochwalił się, jakby nikt z obecnych tam osób, o tym nie wiedział. 

- Taaaak, my też, Ron - przypomniał mu Potter, patrząc na przyjaciela z nutą rozbawienia. - Powinieneś się cieszyć, że z Hermioną jesteście już zaręczeni, bo nie wiem, czy tym byś jej zaimponował. 

- Jakoś mi się udało - stwierdził, spoglądając na szatynkę, która uśmiechnęła się do niego, jakby telepatycznie chcąc mu przekazać, aby się nie przejmował. On jednak nie miał zamiaru tego robić, bo obecnie nie mógł byś szczęśliwszy i był pewny, że jego narzeczona też nie narzeka. Po tych kilku miesiącach był pewny, że nie mógł podjąć lepszej decyzji niż ta, by jej się oświadczyć. Podobała mu się tyle lat, że aż nie mógł uwierzyć, iż już za kilka tygodni zobaczy ją w sukni ślubnej, co miało wynagrodzić mu te godziny męki, którymi bez wątpienia był czas poświęcony na poszukiwanie odpowiedniej sali, sukni i garnituru, dekoracji, kwiaciarni, cukierni i całej reszty, która była niezbędna. - I chyba nie żałujesz, co?

Te pytanie zadał bezpośrednio Hermionie, która w odpowiedzi jedynie pokiwała przecząco głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. 

- Dobra, koniec tych ckliwości, bo zaraz zwrócę - zaśmiała się Ginny, która tak naprawdę chciała zrobić na złość bratu, który to miał w zwyczaju przerywać jej wszystkie romantyczne chwile z Harry'm. - Lepiej mi powiedzcie, jak idą przygotowania do wesela. Macie już jakiś kolor przewodni? Musze wiedzieć, jaką suknie kupić. 

- A, tak, tak... - ożywiła się Hermiona, sięgając po jakiś katalog. - Zdecydowaliśmy się na niebieski. Chociaż czasami wygląda on jak błękit. Nie mogliśmy znaleźć wszystkiego w tym samym odcieniu, ale mniejsza o to. W ogóle to zapomniałam ci powiedzieć, ale w tę środę idziesz ze mną, Audrey, Angeliną, Aną, Fleur, Luną i Demelzą po wasze suknie. No wiesz, jako, że jesteście druhnami chciałam, abyście wszystkie miały je z jednego salonu. A, no i muszę to przekazać jeszcze Lunie i Demelzie, bo zapomniałam. Naprawdę, nie wiem, jak mogło mi to wylecieć z głowy...

Krok ku dorosłości · HinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz