Rozdział 113

292 24 15
                                    

Kiedy Ginny pojawiła się na boisku należącym do Gwenog Jones była już połowa sierpnia. Dzień był upalny, słońca nie zakrywała nawet najmniejsza chmurka, a w dodatku od kilku dni nie padało. Krótko mówiąc, była to okropna pora na trening quidditcha. 

Jednakże, mimo wszystkich tych przeciwności, rudowłosa nie mogła być bardziej szczęśliwa. Miało to być jej pierwsze spotkanie z całą drużyną, a co za tym idzie, zapoznanie się z koleżankami po fachu. Weasley była zrelaksowana jak nigdy. 

- O, kogo moje oczy widzą - powitała ją znajoma dziewczyna.

Pamela - bo tak brzmiało imię wysokiej dziewczyny, kiwającej w jej kierunku - stała w odległości kilku metrów, polerując trzon swojej miotły, aby zapobiec ześlizgiwaniu się z niej podczas lotu. Na głowie miała kitkę, bardzo podobną do tej, którą miała w dniu, w którym się poznały. Na jej twarzy gościł uśmiech. 

- Cześć - wyszczerzyła się Ginny, podchodząc bliżej i opuszczając swoją torbę na trawę, pokrywającą boisko. - Gdzie reszta?

Pamela wyglądała na zdziwioną tym pytaniem, jednak po chwili na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. 

- Och, no tak... Jesteś nowa, więc masz prawo nie wiedzieć - zaśmiała się, odstawiając miotłę na ziemie. - Dziewczyny nigdy nie przychodzą na czas. A jeśli już to po prostu muszą się wyżyć i przez kilka minut latają na miotle, zanim Gwenog nie każe im wylądować. 

Ginny parsknęła, rozglądając się po boisku i jego okolicy. Co prawda, była tam już wcześniej, ale wtedy, w natłoku emocji, nie zaprzątała sobie głowy tak przyziemnymi kwestiami. Miejsce wytyczone do grania było dość duże, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowało się one za domem Gwenog. Obok stał mały budyneczek pomalowany na zielono z dużym, białym szyldem, głoszącym "Szatnia". Od razu obok znajdował się niemalże bliźniaczy budynek, który musiał być składzikiem na miotły i inne przyrządy, zważywszy na to, że nad drzwiami wisiał alarm. Sprzęt, którym dysponowała Jones z pewnością musiał być warty tyle, co cała Nora, a może nawet i więcej. 

- Witam, witam! - donośny głos rozniósł się po boisku. Nie trudno było się domyśleć, że jego właścicielką była, krocząca w ich stronę, Gwenog. - Moja nowa ścigająca, cudownie! Gotowa na solidny trening?

Kobieta była już ubrana w strój do ćwiczeń, a w dłoni trzymała miotłę i gwizdek. Za nią lewitowały dwie zgrzewki wody, a jej różdżka wetknięta była w przepaskę kapitana na jej ramieniu. 

- Melduje się - odparła dziewczyna, ostatecznie odrywając się od swoich rozmyślań na temat otoczenia i architektury. Podeszła do swojej torby. - Przebrać się czy...?

- Wiesz, jak chcesz to możesz ćwiczyć nawet w tych dresach, mi to nie robi. Tylko nie jęcz później, że są tak przepocone, że nie masz w czym wrócić - sarknęła kobieta, a następnie gwizdnęła głośno. - No jasne, że masz się przebrać. No jazda!

Weasley'ówna bez zbędnych pytań chwyciła swoją torbę i ruszyła do szatni, która okazała się nie być wcale taka mała. Była ciekawa, czy Jones użyła na niej zaklęcia powiększającego. Hermiona z pewnością by to wiedziała. 

W środku było schludnie i o wiele chłodniej niż na zewnątrz. Pomieszczenie musiało być więc klimatyzowane. Po prawej stronie od wejścia znajdował się rząd zielonych, metalowych szafek. Po lewej zaś stał automat z przekąskami proteinowymi i napojami o wysokiej zawartości minerałów; obok niego znajdowały się drzwi, które Ginny postanowiła natychmiast sprawdzić. Pomieszczenie okazało się być łazienką z trzema lustrami, toaletą i kilkoma prysznicami. Całe szczęście - pomyślała, w duchu dziękując komuś, kto pomyślał o tych prysznicach i o higienie zawodniczek.  

Krok ku dorosłości · HinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz