Epilog

255 12 10
                                    


MELODY

Wróciliśmy do początku.

Tam, gdzie marzenia żyły wolnym lotem. Tam, gdzie wszystko, było możliwe.

Spędziliśmy razem magiczny czas. Naprawdę, czułam się jak w bajce. Archer zadbał o każdy szczegół. Hotel, w którym się zatrzymaliśmy wyglądał, jak ze snu. Bałam się czegokolwiek dotykać z obawy, że coś stłukę. Ale o dziwo, to nie ja okazałam się taką niezdara. Honory poczynił on kiedy, starał się uratować mnie przed nieposłusznym zaumaatyzowanym prysznicem, który zamiast ciepłej wody, puścił lodowatą. Podobno pisnęłam tak głośno, że pomyślał, iż coś mi się stało. I przybył z odsieczą, po drodze strącając kryształowy wazon. Tak to się kończy zgrywanie bohatera. Oczywiście obraził się na mnie, powiedział, ze mnie będzie jadł chyba tynk, żeby mógł zapłacić za szkody. Zaproponowałam, że rozłożymy koszty na pół. Rozbawiło to go. Mnie w sumie też. Ale mój uśmiech zamarł na ustach, kiedy zobaczyłam, jak jego tęczówki ciemnieją i ile intensywności jest w jego spojrzeniu. Powoli wodzi wzrokiem po moim ciele, a następnie zdejmuje koszulę. Dalej w ruch idą jego spodnie. Słyszę, jak odpina klamrę, pasek, wreszcie rozsuwa rozporek.

Zasycha mi w ustach, przez, co stoję jak ten słup soli.

– Yy.... –dukam, nie odrywając od niego spojrzenia.

– Mówiłaś, że miałaś problemy z prysznicem – przypomina.

Przytakuję.

– No, to przybywam ci na ratunek, dziewczyno.

Wysuwa nogi ze spodni, a następnie odrzuca je w bok.

O jasna CHOLERCIA.

– W porządku? Wiesz, że zadbam, abyś miała ciepła wodę.

Ponownie przytakuję.

Parska śmiechem.

I wchodzi pod prysznic.

Stoimy ramie w ramie, oddech przy oddechu, nasze ciała się ze sobą zderzają, a usta wychodzą sobie naprzeciw. Docierają do siebie jednocześnie, choć jest to powolny pocałunek, powiedziałam. taki przed rozgrzewką. Bo dopiero po chwili wszystko staje się o wiele bardziej zmysłowe. Namiętność i pasja, z jaką się ścieramy w tym oszałamiającym tańcu niemal wypiera ze mnie tchnienie. Świat przed moimi oczami wiruję.

Widzę tylko Archera.

Czuje tylko sandałowe drzewo.

I miłość unoszącą się w kłębach pary.

Odrywamy się, bo brakuje nam tchu.

– Wpuść mnie, Melody...

– Archer.... – dyszę wprost w jego usta. Moje palce są zaciśnięte na jego nagim torsie.

– Wpuść mnie.... – powtarza ponownie

– Jaa.. nigdy tego nie robiłam., ale. potrzebuje cię. –szepcze cichutko, czując się zakłopotana.

– Co? Och, ja, nie miałem na myśli. to znaczy to też, ale chodziło mi o najważniejszy organ ludzki.

Patrzę się na niego, jak na przybysza z księżyca.

Sfrustrowany pociąga za kosmyki swoich włosów i przesuwa dłoń w okolice. mojego serca.

Och.

Och.

– Wpuść mnie tutaj. – Tym razem to on szepcze.

 Jego spojrzenie jest wypełnione ciepłem i miłością.

Nim odejdę, pokochaj mnie|New AdultOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz